Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Latini Brunetto Skarbiec Wiedzy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartaparszowice.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odradzam kompromis.To żaden zęz!- Uwyraźniaj! Kto się wzerzy? Scibant?- Hy? Może twoja ćwiertnia, a może Poncka.A może obaj zbyjecie się.Ja nie prorok, ja szanser!- Szansa ci w zęz! Sćmiewaj! Przebytuję!Dopadł Marlin zwrotnicy, Podponcki z nim razem, ciągną.Łysło, zanicowiało, ale w oczymgnieniu znów są - tyle że nie wszyscy ani ci sami, bo już ontologia inna.Poncjusza ni śladu, Krętlin już nie Krętlin, ale Gręślicz, i to podkarolony, jakby go takim zaindukowała brzężnie Cewinna, sama nie zmieniona - przynajmniej na pierwszy rzut oka.Przebytowanie wywołało powszechną panikę.Kto żyw, dawał nura w byle kogo, czy żeby się schować, czy od płodowego refleksu - nie wiedzieć.Każdy chciał być jakby w samym środku.Cewinna też chciała.Ruszyła w postronną niejaśnicę, ale trafiła na tak akurat odeszła miejscem zainteresowań, że tu jej prawie nie było, toteż przejaśniła ją na wylot i chybła na morenę.Drżała jeszcze, a tu - co za stałość uczuć - Marlin pół na pół z Gręśliczem ku niej, zmieszała się, a oni z nią.Chciała precz, otrząsnąć się, ujść z tego skotłowania, bo już nikt własnych myśli nie poznawał i jak swoje ciągnęli, co popadło, i cudze w zamieszaniu psychicznym, Cewinna zwiała powłóczyście, a tamci z trudem rozsupłali się, pełni obcych uczuć, zmierzyli się i do zwrotnicy.Tym razem Marlin dał inny byt.Z chaotycznej wrzawy można było wnosić, że nikt teraz niczego nie pojmuje.Dymiło jak od stu pożarów bez ognia.Zdaje się, że każdy, wszędziejąc aktualnie jak po dawnemu, ponadto wypuszczał z siebie będziny, czyli nie dokonane jeszcze intencje, projekty na przyszłość, tym obficiej wysmużane, im rozpaczliwiej usiłował się skupić.A może była to tylko postać eksternalizacji myśli - czy wreszcie doszło (tak potem mniemał Trurl) do panpsychicznego wynicowa - nia i rzekome dymy były umysłowymi bebechami, wywróconymi na lewą stronę.Patrzą, a tu Gręślicz pryska na wsze strony, zamiast moreny światopoglądowej - jakieś tumby, po sam horyzont wnioskuje z cicha pęk myślinność, świat w wersji jakby silnie uduchowionej, lecz i uoficjalnionej, bo wszędzie pełno ojczyźniaków i faszyn.Mąż już nie mąż, lecz bacz, gdyż bączkuje ku Cewinnie z dość silną precesją.Siły Coriolisa, Maupertuisa, centryfugalne, czy zawroty głowy - nie wiadomo.Na domiar wszystkiego znikły tu rodzaje.Nie wiedzieć tedy, co począć, bo znikł sens konfliktu.Seks to już przeszłość zapomniana, nie seks, lecz eks.Bacz nie zauważył tego na skutek bezwładności, właściwej silnym afektom, chciał się rzucić w głąb Niekarola Gręślickiego, hicząc: “Ja cię zakłakocę, ja ci pokażę etruski byt!” - ale zamroczyło go, gdy zobaczył, że to już nie kochanek, lecz kochanko: znijaczyła Kręślicza ta ontologia! Tu wszedł im w paradę mleczak, gdyż wytchnął baczą, a sam huź do bytowni i daje całą w tył, żeby przywrócić jakąś poprzedniość, lecz albo trafił w zły zęz, albo omsknął mu się chwyt na ontojeści.Stękły wszystkie koordynaty, kontinuum okropnie jękło, jakby macierz roniła, posypał się grad kamieni filozoficznych i łysnął nowy świat - ale jaki!!Z męża baczą - rozjazda, wyraźnie żeńska, jakby trochę tego rodzaju żeńskiego zostało jeszcze na samym dnie, zwrotniczy w opałach, marny jego los, bo się puścił powojem w wyścielnik bytowni, i zakwitł na ontojeści kwiatem tęczowym - niby w noc świętojańską! - a gdzież Cewinna? Jakieś przesadnie wyłupiaste rozbałuszenia, balonety montgolfiery, ondulowana wielobaniastość ze wstążeczkami, wpapilocona w tło niebios, byłażby to ona?.Rozjazda z baczą wścibia się w sąsiednik, gdzie pielgrzyb z niedodmą rajcuje na jednej nodze, a ze stu stron naraz drżące z wysiłku prawiczki sięgają po ontojeść.Król od dobrej chwili wołał już, żeby zatrzymać, żeby natychmiast przestać.Klapaucjusz usłuchał go niechętnie, wyłączył aparaturę, mrucząc, że można było przeczekać jeszcze parę przebytowan, że to się w końcu musi wydestylować, wyklarować, oni tak z niedoświadczenia, od nie - nawyku, wskutek pochopności, lecz nikt go nie słuchał.Król wetknął berło do kieszeni, rękawem czyścił jabłko, a Trurl, opuściwszy się na czworaki, obchodził z trzech stron skrzynię światową, mrużąc to jedno, to drugie oko, zaglądał do środka przez szpary, pukał w denko, potem wstał zdecydowanym ruchem i rzekł, otrzepując kolana:- No, tak.Wydostawszy się z klasycznej antynomii, szanowny kolega wlazł w nieklasyczną.Pięcioprzymiotnikowe wybory ontologii, co? Śmieszne rzeczy! Oni w tej skrzyni niczego sobie nie wybierają, a tylko rzucają się na oślep jak ryby na patelni, biedacy.Wynalazek niewątpliwie jest: padaczka wiełobytowa, grand mai, czyli ontolepsja progressiva, nowy rodzaj mąk egzystencjalnych, no bo cóż oni tam robią? Od cholery uciekają do dżumy, od dżumy w trąd, czy można atoli powiedzieć, że kto od jednej zarazy umyka w drugą, stopniowo zbliża się do ideału?Tu zaczął Klapaucjusz krzyczeć, a nawet, zapomniawszy o monarszej obecności, tupać na Trurla, który usiadł na jego świecie i bimbając nogami, uśmiechał się prowokacyjnie.Doszłoby może do karczemnych scen, gdyby się Hipolip nie wmieszał, przypominając, że to bądź co bądź stwarzanie świata.Ochłonąwszy nieco, zaczął Klapaucjusz szybko i uczenie tłumaczyć, czemu zbiór alternatyw bytowych musi być dla stworzonych nieprzejrzysty: byty nie byty, żeby je przemierzać z preselekcją.Ryzyko tkwi w każdym przejściu, lecz to nieuchronne - jako koszty własne postępu.W jego, Klapaucjusza, wariancie koszty te są mniejsze niż w klasycznym - gotował się dowieść tego rachunkami.Preselekcją to fikcja, bo kto wykracza z jednej ontyki w inną, ten nie tylko otoczenie zmienia, lecz i samego siebie - a skutków metamorfozy nie da się przewidzieć! Ryzyka nie unikać, próby wymagają czasu - cóż to jest, tych paręnaście minut obserwacji, wobec niezbędnych eonów? Idealny stan może nastąpić za godzinę lub za dwieście lat - to prawda, lecz innej drogi nie ma.I prawił tak, używając coraz dłuższych terminów, powołując się na topologię ducha i na geometrię wjaźnień oraz rozjaźnień, wykładając elementy ontografii endoskopicznej, klimatyzacji życia emocjonalnego, a w szczególności jego zalodzeń, wyżów, opadów oraz upadków duchowych, i gadał tak, aż mu w gardle zaskrzypiało, a króla rozbolała głowa.Trurl wstał wtedy ze świata, na którym siedział, i wyjąwszy zza pazuchy niewielki karteluszek, rzekł:- I ja nie próżnowałem przez te dni ostatnie, panie.Czy mogę przedłożyć ci wynik mej pracy?- Czekajże - powiedział król.- Jeden z moich doradców to mi wczoraj wyjawił: gdyby świat wyszedł nam lepiej aniżeli Panu Bogu, znaczyłoby to, iż On właśnie jest górą, bożby się okazało, że udzielił nam, swym stworzeniom, nieograniczonej plenipotencji kreacyjnej.Gdyby się natomiast NIE UDAŁO, znaczyłoby to, że nam tej plenipotencji nie dał, bo nie chciał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]