Podstrony
- Strona startowa
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 2 Dwie Wieze
- 1 Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 1 Wyprawa
- Tolkien J.R.R Niedokonczone opowiesci t.2 (SC
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 1 Wyprawa
- Tolkien J.R.R. Dwie Wieze (2)
- Dick Philip K Oko Sybilli
- 10.Glen Cook Zolnierze zyja
- Eddings Dav
- Brooks Terry Piesn Shannary
- Hume Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sp8skarzysko.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kilka setek dzikich kotów i wilków pieczonych żyw-cem na wolnym ogniu nie dałoby takiego koncertu.Skry wypalały dziury w skó-rze potworów, a dym, opadając spod stropu, tak wypełnił powietrze, że nawetoczy goblinów nie mogły przeniknąć ciemności.Wpadały też jeden na drugiegoi po chwili już tarzały się kupą po ziemi, gryząc, wierzgając, grzmocąc i bijąc się49wzajem jak wariaci.Nagle jeden miecz błysnął własnym światłem.Bilbo ujrzał ostrze przeszy-wające Wielkiego Goblina, który stał osłupiały pośród rozszalałego tłumu.Padłmartwy, a straż rozbiegła się z krzykiem, uciekając przed mieczem w ciemności.Miecz skrył się w pochwie. Za mną, żywo! zawołał głos srogi, lecz spokojny.Bilbo, nim się opamię-tał, już biegł ile sił w nogach na końcu łańcucha, znowu w dół przez mroczne ko-rytarze, a wrzask goblinów kłębiących się w pieczarze cichł stopniowo w oddali.Nikłe światełko przewodziło im na czele kolumny. Szybciej, szybciej! przynaglał głos. Lada chwila łuczywa znów się za-palą. Chwileczkę! rzekł Dori, który poprzedzał Bilba w łańcuchu, a był dobrymtowarzyszem.Kazał hobbitowi wygramolić się na swoje plecy, co też Bilbo uczy-nił dość żwawo mimo spętanych dłoni, a potem puścili się znów pędem, dzwoniąckajdanami i potykając się często, bo nie mogli rękami pomagać sobie w utrzy-maniu równowagi.Biegli długo, a kiedy wreszcie zatrzymali się, byli z pewnościąw samym sercu góry.Wówczas Gandalf zaświecił swoją różdżkę.Oczywiście to był Gandalf, ale narazie mieli co innego na głowie niż wypytywać go, jakim sposobem znalazł sięmiędzy nimi.Czarodziej wyciągnął z pochwy miecz, który znów błysnął własnymblaskiem w ciemnościach.Przedtem, czując w pobliżu gobliny, rozpłomienił sięwściekle, teraz, uszczęśliwiony zabójstwem najgorszego władcy podziemia, lśniłbłękitnym światłem.Bez trudu rozciął goblinowe łańcuchy i uwolnił z nich więz-niów niemal błyskawicznie.Miecz ten, jak zapewne pamiętacie, zwał się Glam-dring, Młot na Wroga.Gobliny nazywały go po prostu Zabijaczem i nienawidzi-ły jeszcze bardziej niż Siekacza.Orkrist zresztą także ocalał, bo Gandalf wziął goz sobą, wyrwawszy z rąk oszołomionego gwardzisty.Gandalf miał głowę na kar-ku, a chociaż i on nie umiał zrobić wszystkiego, mógł dokonać wiele dla przyja-ciół w ciężkiej potrzebie. Czy wszyscy są tutaj? spytał oddając z ukłonem miecz Thorinowi. Sprawdzimy lepiej: Thorin a więc raz! Dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem,osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście.Gdzie Kili i Fili? Aha, jesteście.Dwanaście,trzynaście.A tu pan Baggins: czternaście.W porządku.Mogło być gorzej, alemogło być i znacznie lepiej.Nie ma kuców, nie ma żywności i nie wiadomo do-kładnie, gdzie jesteśmy, a horda rozwścieczonych goblinów depcze nam po pię-tach.Naprzód, marsz!Ruszyli więc naprzód.Gandalf nie mylił s: z głębi korytarzy, które dopieroco przebiegli, dochodził już zgiełk i okropne wrzaski goblinów.To jakby dodało50skrzydeł krasnoludom, a że biedny Bilbo nie mógł im dotrzymać kroku bo trze-ba wiedzieć, że krasnoludów, gdy ich strach pędzi, mało kto doścignie dobrzytowarzysze kolejno brali go na barana.Ale gobliny na ogół są szybsze nawet od krasnoludów, a przy tym tutejsze go-bliny znały lepiej drogę (same przecież zbudowały te korytarze) i były rozjątrzo-ne; na próżno więc krasnoludy wyciągały nogi, jak mogły krzyki i wycia zbliża-ły się z każdą chwilą.Wkrótce słychać już było tupot płaskich stóp, bardzo wie-lu stóp, i to jakby tuż za ostatnim zakrętem.Migotał już blask czerwonych żagwiw głębi tunelu, a zbiegów tymczasem ogarniało śmiertelne zmęczenie. Po cóż, ach, po cóż opuściłem moją własną norkę?! rzekł biedny pan Bag-gins, podrygując na grzbiecie biegnącego Bombura
[ Pobierz całość w formacie PDF ]