Podstrony
- Strona startowa
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Delinsky Barbara Ogród marzeń
- Stephen King Marzenia i Koszmary 2
- Stephen King Marzenia i koszmary 2 (2)
- Stephen King Marzenia i Koszmary 2 (3)
- Marzenia i Koszmary 2
- Harry.Potter.i.Zakon.Feniksa
- Microsoft Press Microsoft Encyclopedia of Security
- Sheldon Sidney Gdy nadejdzie jutro (2)
- chmielewska joanna wszelki wypadek (5)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- orla.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poprzedniegodnia Madeleine poinformowała go, że pojawić się mają perfumy nazwane jejimieniem, a o innych sprawach obiecała opowiedzieć po powrocie do330RLTAnglii.Wyjechała parę dni temu i chociaż dzwoniła codziennie z informa-cjami, kogo poznała, w jakich bajecznych restauracjach i klubach się bawiła,jakie zrobiła dla niego zakupy, tęsknił za nią bardzo.Wyobrażał sobie, żejest tutaj, że słyszy jej głos, że popełniając liczne błędy gramatyczne, opisujemu miejsca, w których była, nadużywając przy tym słów bajeczny , super , wystrzałowy.Najbardziej wzruszało go zdanie, którym kończyłakażdą telefoniczną rozmowę: Tęsknię za tobą całym ciałem, kocham cięcałym sercem.To proste wyznanie działało na niego bardziej niżwyszukane poetyckie strofy.Im dłużej patrzył na zdjęcie Madeleine, tym większy ogarniał goniepokój, a nawet złość.Nie mógł oprzeć się temu uczuciu.Odnosiłwrażenie, jakby roztrzaskał rosyjską lalkę na kawałki, a potem składając jerazem, w jakiś sposób zamknął siebie wewnątrz którejś ze skorup.Nie mógłpatrzeć na Madeleine obiektywnie, gdyż został uwięziony wewnątrz niej ichociaż nie pragnął stamtąd uciec, wiedział, że musi to zrobić, zanim zapełnipustą skorupę taką miłością, że jego pragnienie, by zostać pisarzem, zostanieprzez nią wyparte.Przed wyjazdem Madeleine dała mu numer telefonu chłopakapracującego u Deidry w charakterze modela i przy każdej rozmowiedopytywała się, czy już coś załatwił.Nie załatwił nic, chociaż kamerazostała zainstalowana, a kartka z numerem telefonu ciągle leżała na biurku.Nie mógł jednak zmusić się do tego, by zadzwonić.Skrupuły moralne nie odgrywały tu żadnej roli.Powstrzymywało gouczucie, że w tym wszystkim kryje się może coś bardzo ważnego, co możemieć dla niego ogromne znaczenie.Gdyby nie był tak bardzo zakochany wMadeleine, wtedy mógłby zapewne sprawdzić, co to jest.331RLTRozdział 14Dochodziła jedenasta wieczorem, kiedy Marion wyszła z mieszkaniaBronwen przy Sidney Street, gdzie w czasie kolacji omawiały szczegółyplanowanego wyjazdu do Florencji.Bronwen nie podobał się pomysłMarion, by samotnie wracać do domu, chociaż ich mieszkania dzieliłozaledwie dziesięć minut drogi, ale ona się upierała.Stwierdziła, że wieczórjest piękny i po upalnym dniu potrzebny jest jej spacer.Idąc wolno wzdłuż Fulham Road, nie myślała już o Olivii Hastings anio Florencji.Całą swoją uwagę skupiła na nadchodzącym weekendzie.Wiedziała, że zaplanowana na te dni wizyta u matki nie będzie łatwa, doszłabowiem do wniosku, że nie wolno jej dłużej ukrywać prawdy o Madeleine.Ta prawda dotknie ją wyjątkowo boleśnie, dlatego zresztą Marion tak długozwlekała z jej ujawnieniem.Teraz, kiedy imię Madeleine stało się głośne,ukrywanie czegokolwiek nie miało sensu.Marion uśmiechnęła się smutno.Jakie dziwne i niepokojące musi wydawać się Celii, tkwiącej wprowincjonalnym, nudnym Devon, to, co dzieje się w Londynie z jejdwiema ukochanymi dziewczynkami.Matka niewątpliwie domyśla się, żepomiędzy nimi coś jest nie tak, jak należy mogła być naiwna,prostoduszna, ale nie była przecież głupia.Problem polegał na tym, że kiedyCelia uzyska potwierdzenie, że one nie widują się już od dłuższego czasu,zechce na pewno skontaktować się z Madeleine, a Marion wolała nie myślećnawet o tym, jak przykra dla matki może być ta rozmowa.Nagle jej rozważania przerwał donośny dzwięk klaksonu.Marionmocniej przycisnęła do siebie torebkę i przyśpieszyła kroku.Znajdowała sięjuż gdzieś w okolicy Bromptom Hospital, kiedy zorientowała się, że ktoś zanią idzie.Bliskość tego człowieka niepokoiła ją, zwolniła więc, licząc na to,332RLTże ją wyprzedzi, ale chociaż zbliżył się nieco, ciągle znajdował się za nią.Pomyślała, że nie powinna się bać.Na jasno oświetlonej ulicy panowałciągle jeszcze duży ruch.Przyśpieszyła i nawet wydawało jej się, żenieznajomy skręcił w stronę mijanych domów, ale kiedy zatrzymała się naskrzyżowaniu z Old Church Street, mężczyzna stanął obok niej.Tłumaczyłasobie, że podobnie jak ona wraca po prostu do domu, ale niepokój nieustępował.Dłonie mocno zacisnęła w pięści.Po zmianie świateł szybkoruszyła, kiedy jednak znalazła się po drugiej stronie ulicy, tajemniczymężczyzna położył jej rękę na ramieniu.Spojrzała na niego, ale twarz ukrytąmiał w cieniu.Otworzyła usta do krzyku. Nie bój się szepnął. Nie chcę ci zrobić nic złego.Proszę tylko,żebyś weszła ze mną do najbliższej restauracji i tam porozmawiamy oOlivii.Marion jak zahipnotyzowana wpatrywała się w mężczyznę.Serce biło jej jak młotem.Amerykański akcent, imię Olivii i niezwykłeokoliczności, w jakich go spotkała, wtrąciły ją w dziwaczny, zbliżony dosennego marzenia stan, podobny do tego, w jakim znajdowała się w NowymJorku.Wydawało jej się, jak gdyby była aktorką grającą trudną rolę wniezwykłej sztuce, usiłującą przypomnieć sobie, czego oczekują po niejpartner i widzowie.Z wahaniem ruszyła za mężczyzną, zastanawiając się,czy widziała już wcześniej tę czerwoną koszulę i wytarte dżinsy.Z całąpewnością nie spotkała go nigdy dotąd, ale on zapewne musiał ją znać.Czekał na Marion na najbliższym skrzyżowaniu.Z daleka słychać byłodzwięk policyjnej syreny, co sprawiło, że Marion zaczęło powoli wracaćpoczucie rzeczywistości.Domyślała się, że nieznajomy prowadzi ją dorestauracji Parsona.Postanowiła uciec w chwili, gdy on wejdzie w drzwi.Miała zamiar dobiec do najbliższego skrzyżowania i skręcić w Callow333RLTStreet, przy której mieszkała.Ukradkiem zerknęła na nieznajomego.Stałspokojnie, z twarzą' pozbawioną wyrazu, i patrzył przed siebie.Na ulicygromadziło się coraz więcej ludzi wychodzących z pobliskiego kina.Poczuła się całkiem bezpieczna. Nazywasz się Marion Deacon, mieszkasz przy Callow Street zeswoją szefową, Stephanie Ryder mruknął. Nie ma jej teraz w domu.Spojrzała na niego, ale mężczyzna stał, patrząc obojętnie w przestrzeń.Nagle zrozumiała, że ten człowiek zna jej adres, więc ucieczka nie masensu.Odnajdzie ją.W minutę pózniej weszli do restauracji.Znalezli stolik w roguzatłoczonej sali.Mężczyzna zamówił dwie kawy i dwie porcje chili. Jestem po kolacji powiedziała Marion. Nie szkodzi.Nie możemy siedzieć tutaj tylko przy kawie.Nazywamsię Art Douglas.Czy ciągle się mnie boisz? spytał. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]