Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Administrator Linux (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- orla.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fontine odwrócił się do żony Goldoniego.Podniosła się z podłogi na kolana, podpierając cienkimi rękami rotrzęsione wychudłe ciało.Nie powinien mieć trudności w uzyskaniu informacji, którą musiał uzyskać.— Wstawaj — rzucił krótko.Naniósł pozbawione życia ciało przez pole do lasu.Nadal nie było widać księżyca, w powietrzu czuło się natomiast zapach nadciągającego deszczu.Niebo zasnuły szczelnie smoliście czarne chmury, przez które nie przeświecała nawet jedna gwiazda.Snop światła latarki podrygiwał w górę i w dół w rytm jego kroków.Czas.Teraz liczył się wyłącznie czas.I szok zaskoczenia.Tego potrzebował.Wedle słów zabitej Alfredo Goldoni pojechał do schroniska Capomontich.Wszyscy tam pojechali.Consigliatori Fontini-Cristich zebrali się na naradę.W Champoluc pojawił się obcy i nie znał właściwych słów.3Adrian wrócił do Mediolanu, ale nie do hotelu, tylko trzymając się drogowskazów na autostradzie pojechał prosto na lotnisko, nie bardzo jeszcze wiedząc, jak się zabrać do rzeczy, ale pewien, że mu się uda.Musiał dostać się do Champoluc.Morderca grasował na wolności i tym mordercą był jego brat.Gdzieś na terenie ogromnego kompleksu mediolańskiego lotniska musiał być i pilot, i samolot.Albo ktoś, kto wiedział, gdzie ich szukać bez względu na cenę.Jechał najszybciej, jak się dało, opuściwszy w dół wszystkie szyby, by wiatr mógł swobodnie smagać wnętrze samochodu.Pomagało mu to panować nad sobą, pomagało nie myśleć, bo myśli były zbyt bolesne.— Jest taki mały, prywatny pas tuż obok Champoluc używany przez bogaczy wybierających się w góry — powiedział nie ogolony pilot, zbudzony i wezwany na lotnisko przez suto nagrodzonego pracownika nocnej zmiany w stanowisku Alitalii.— Ale o tej porze jest nieczynny.— Umiałby pan na nim wylądować?— To niedaleko, ale teren fatalny.— Umiałby pan czy nie?— Starczy mi paliwa na powrót, gdyby się to okazało niemożliwe.Ale o tym ja zadecyduję, nie pan.I nie zobaczy pan z powrotem ani lira.Jasne?— Mniejsza o liry.Pilot odwrócił się do pracownika Alitalii i wręcz apodyktycznym tonem, najwyraźniej, by wywrzeć wrażenie na człowieku, który miał zabulić za ten lot, zażądał: — Daj mi pogodę.Zermatt, podejście od południa, kurs 280 stopni na 295 po wyjściu z Mediolanu.Chcę mieć fronty radarowe.Pracownik Alitalii wzruszył ramionami i westchnął.— Zapłacę — powiedział krótko Adrian.Pracownik chwycił słuchawkę czerwonego telefonu.— Operazioni — rzucił do niej z gorliwością.Lądowanie w Champoluc nie okazało się wcale aż tak ryzykowne, jak to pilot chciał wmówić Adrianowi.Pas rzeczywiście nie był czynny — nie było łączności radiowej, nie było wieży, która by naprowadziła samolot — ale na całej długości dokładnie oznakowany światełkami, na wschodnim i zachodnim krańcu płonącymi na czerwono.Adrian podszedł przez pas ku jedynej budowli, w której paliło się światło.Była to półkolista metalowa muszla, długości jakichś piętnastu metrów i wysokości siedmiu i pół w szczytowym punkcie.Hangar małego prywatnego samolotu.Drzwi do hangaru otworzyły się, na ziemię padła plama jaśniejszego światła, a we framudze zarysowała się sylwetka mężczyzny w roboczym kombinezonie.Mężczyzna przygarbił się, próbując przebić wzrokiem ciemności na zewnątrz, po czym wyprostował i stłumił ziewnięcie.— Mówi pan po angielsku? — spytał Fontine.Człowiek w kombinezonie mówił.Opornie mu to szło i z błędami, ale dało się go zrozumieć.I informacje, jakie Adrian z niego wyciągnął, były mniej więcej takie, jakich się spodziewał.Dochodziła czwarta rano i w całym Champoluc wszystko było zamknięte na głucho.Co to za idiotyzm, żeby przylatywać tutaj o takiej porze? Może trzeba zadzwonić na policję.Fontine wyjął z kieszeni kilka banknotów o dużych nominałach i przesunął rękę tak, by znalazły się w smudze światła padającego od drzwi.Rozzłoszczony dozorca nie mógł oderwać wzroku od pieniędzy.Adrian podejrzewał, że było to więcej, niż wynosiła jego miesięczna pensja.— Przyjechałem z bardzo daleka, żeby kogoś znaleźć.Nie zrobiłem nic złego poza wynajęciem samolotu, który przywiózł mnie tutaj z Mediolanu.Policja zupełnie się mną nie interesuje, ja natomiast muszę znaleźć człowieka, którego szukam.Potrzebny mi jest samochód i kilka informacji.— Pan nie jest przestępcą? Przylecieć o takiej godzinie.— Nie jestem przestępcą — przerwał mu Adrian, tłumiąc zniecierpliwienie i starając się mówić jak najspokojniej.— Jestem prawnikiem.A.awocato — dodał.— Awocato? — w głosie dozorcy zabrzmiał wyraźny respekt.— Muszę znaleźć dom Alfreda Goldoniego.Takie nazwisko mi podano.— Tego, co nie ma nóg?— O tym nie wiedziałem.Samochód okazał się starym fiatem o podartej tapicerce i popękanych bocznych szybach.Wedle dozorcy gospodarstwo Goldonich znajdowało się dziesięć, piętnaście kilometrów za miasteczkiem przy zachodniej drodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]