Podstrony
- Strona startowa
- Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka (3)
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd (3)
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd (2)
- 090. Gwiazda PO GWIEDZIE (Troy Denning) 27 lat po Nowa Era Jedi
- Thomas Harris Hannibal
- Gulland Sandra Kochanka Słońca
- Michael Grant Gone. Zniknęli. Faza piąta CiemnoÂść
- Le Guin Ursula K Opowiesci z Ziemiomorza
- Brooks Patsy PrzyjaÂźń czy kochanie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- patryk-enha.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiedziałem.- Machnął ręką w zimnym powietrzu.- Miło jest mieć rację.Myślisz, ze to ma coś wspólnego z tą inteligencją czy czymkolwiek innym, co zauważyłaś, opadając w kapsule zrzutowej?- Możliwe - odparła Dorthy.Te wyraźne granice sieci spowijającej umysł nowego samca.Czyżby to usiłowało dotrzeć do niej w jej snach? A może te sny były pozostałością jakiegoś głębokiego oddziaływania? Na samą myśl poczuła zimny dreszcz strachu: dlaczego to „coś” chciało, aby Dorthy udała się do jego legowiska? Czyż tam, w twierdzy, nie chciało jej śmierci? Zadrżała i odwróciła głowę.Na zboczu powyżej Angel Sutter obserwowała ich rozmowę.Kiedy Dorthy spojrzała na nią, Sutter zeszła na dół, wzięła butelkę od Andrewsa i pociągnęła łyk.Kiedy pochyliła głowę, chwytając ustami rurkę, w jej gęstych włosach zabłysły krople rosy.Napiła się, odetchnęła i powiedziała:- Chyba powinnam zapytać, w co się wpakowałam.Kawa na ławę, Duncanie.Dokąd lecimy, do cholery?- Do ostoi na równiku.A przynajmniej w jej pobliże.Tylko Dorthy i ja wejdziemy do środka.Wygląda na to, że tam coś jest, Angel.Może znajdziemy nić, po której dotrzemy do niego.Chcę wiedzieć, co to takiego.Sutter spojrzała na Dorthy.- Wyczułaś to w twierdzy? Dorthy skinęła głową.- A więc nie będzie nazbyt przyjazne.- Może nie.Z drugiej strony jeszcze za mało wiemy.To ma milion lat, wyobraź sobie, Angel.Nadal nie wiemy, w jaki sposób wprawili w ruch obrotowy tę planetę, skąd przybyli ani kim są.Jeżeli naprawdę są niebezpieczni - ciągnął Andrews - to chyba warto byłoby to wiedzieć? A jeśli to zwyczajne nieporozumienie, czy nie byłoby dobrzeje wyjaśnić i zakończyć wojnę wokół BD 20?- No cóż, wybacz mi szczerość, ale uważam, że jesteś trochę stuknięty.Myślisz, że pułkownik Chung zaczeka na twój powrót? Ona ma swoje rozkazy, Duncanie.Ma guzik i nie będzie na ciebie czekać.Naciśnie go.- Nie sądzę.To wywołałoby poważne reperkusje polityczne.Angel Sutter westchnęła, godząc się z nieuniknionym.- Mimo to uważam, że jesteś stuknięty.Chcesz tam po prostu wejść?- Może właśnie to uratuje nam życie - odparł.Odpoczęli kilka godzin, a potem ruszyli.Skulona na tylnym siedzeniu helikoptera, nękana zarówno przez obawy Sutter, jak i niecierpliwość Andrewsa, słysząc wyjący na zewnątrz wiatr, Dorthy niewiele spała.Mimo to dręczyły ją sny.Śniło jej się że idzie z Kilczerem przez oświetlony czerwonym blaskiem sosnowy las.W jednym z tych snów powiedział:- Będę przy tobie, Dorthy.Nie masz powodu do obaw.W końcu zostałaś zaproszona, prawda?A kiedy obrócił się do niej, czekając na jej odpowiedź, zauważyła, że miał zmęczone, brązowe oczy jej matki.Obudziła się, czując suchość w ustach i drżenie helikoptera pod nogami - tyle, że to nie drżała maszyna, ale całe zbocze góry.Mgły uniosły się.tworząc pomarszczone sklepienie przesycone jaskrawym czerwonym światłem, niespokojne jak widziana z dołu powierzchnia morza.Sutter i Andrews już nie spali, a gdy Dorthy zapytała, co się dzieje, śmigła helikoptera z warkotem zaczęły ciąć powietrze.Zapytała ponownie, a Andrews odparł:- Nie wiem, ale nie zamierzam czekać tu, żeby się dowiedzieć.Jego ostatnie słowa niemal zagłuszył łoskot spadających po zboczu głazów.Dorthy zauważyła, że strumień wysechł.- Duncanie, szybciej, poderwij tego grata! - zawołała Sutter.Jakby w odpowiedzi śmigło zaświszczało i helikopter skoczył w powietrze, przebił się przez warstwę mgły i wykręcił tuż przed krawędzią grani.Kiedy maszyna wydostała się z mgły, Dorthy odwróciła się na ciasnym tylnym siedzeniu i ujrzała szczyty poszarpanej grani wyraźnie rysujące się na tle poświaty, która wypełniła kabinę czerwonym blaskiem.Andrews zaklął, a Sutter powiedziała z prawie nabożnym szacunkiem:- Jezu Chryste.„Jakby cała kaldera stanęła w ogniu - pomyślała Dorthy, mrużąc oczy przed światłem -jeśli to pożar”.Jednak nie czuła ciepła na twarzy.Kolumna światła wypełniałacały krater, wznosząc się bez końca, jak strumień światła ogromnej latarki, omiatający gwiazdy.Jej przejrzystą czerwień znaczyły migotliwe złote plamki, zdające się płynąć w górę, jak plemniki.- A cóż to takiego, do diabła?Blask nadawał czarnej skórze Sutter oleisty połysk.- Cokolwiek to jest, nie działa na instrumenty pokładowe - rzekł Andrews.- Może to tylko światło.„Tylko światło.Gdyby to było takie proste” - pomyślała Dorthy, obserwując ten malejący słup jasności, podczas gdy helikopter leciał dalej, od jednej zagadki do następnej.4.W JĄDRZERadioteleskop wznosił się na tle wschodniego nieba: niska, symetryczna czasza na tle rzeki gwiazd, których zimne światło przyćmiewało blask zachodzącego słońca.Pilotowany przez Andrewsa helikopter leciał nisko i szybko nad martwą ziemią.W przeciwieństwie do Sutter Andrews wcale się nie bał, albo jego strach krył się głęboko pod warstwą niecierpliwego wyczekiwania.Sama Dorthy nie czuła nic; lekko drżały jej dłonie, kiedy je rozplotła, ale może to tylko ze zmęczenia.A przynajmniej tak sobie wmawiała.Podczas dwugodzinnego lotu Andrews zjadł balonik stymulujący (nie mając automedu, który wyjaśniłby jej jak to wpłynie na biochemię implan-tu, Dorthy nie odważyła się pójść w jego ślady) i teraz lecąc monotonnie postukiwał kciukiem o ster, tryskał energią i raz po raz wyczekująco spoglądał na mroczny krajobraz i ekran radaru.W końcu zmniejszył ciąg i powoli zaczął schodzić do lądowania.Pokazał im na ekranie radaru nieprzyjemnie wyglądającą krawędź kanionu.- Tam znajduje się wzniesienie, które zasłoni helikopter, kiedy wylądujemy.Jakieś dwa kliki od podnóża zbocza.Jesteś gotowa na długą wspinaczkę, Dorthy?- Wolałabym żebyś mnie poniósł, ale zrobię co w mojej mocy.- Możesz posadzić maszynę gdzie chcesz - powiedziała Sutter.- I tak będę czekała na was bardzo daleko od tego miejsca, możecie mi wierzyć- Dzięki, Angel - rzekł Andrews.A do Dorthy powiedział: - Jeszcze możesz się wycofać.To żAdan wstyd.- To nie ma nic wspólnego z tym, dlaczego tam idę.- Miło mi to słyszeć.Skorygował lot, powoli zmniejszając szybkość przed lądowaniem.Mimo to w ostatniej chwili przeciążył maszynę, która uderzyła o ziemię, wzbyając obłok kurzu, krwawoczerwony w blasku zachodzącego słońca.Angel Sutter skrzywiła się, ale nic nie powiedziała i pozostała dziwnie milcząca do czasu, aż wyładowali skromne wyposażenie potrzebne Andrewsowi i Dorthy.Zajęło im to tylko kilka minut.- Powodzenia - powiedziała im.- Uważaj na niego, Dorthy.Zobaczymy się za trzydzieści godzin, nie później.Do Obozu Zero mamy kawał drogi.- Oczywiście - odparł Andrews.Wręczył Dorthy rakietę sygnalizacyjną, drugą przypiął sobie do pasa.- Obserwuj nas, Angel i nie zaśnij.- Tutaj? Żartujesz? Nie zmrużyłabym oka.Tylko wracajcie punktualnie, albo będziecie musieli iść pieszo!- Schowaj się - rzekł Andrews, a potem uściskał ją, szepcząc coś, czego Dorthy nie dosłyszała.Po chwili Angel Sutter objęła ramionami jego szerokie plecy.- Do licha - powiedziała z twarzą wtuloną w jego szyję.- Uważaj.Zmieszana Dorthy odwróciła się i spojrzała na ostoję.Ledwie mogła dostrzec granicę za którą nie było roślinności, wysoko na zboczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]