Podstrony
- Strona startowa
- Terry Pratchett Mundodisco 25 La Verdad
- Rok1794 t. 3 Reymont
- Nowakowski SÅ‚awomir Uroda i zdrowie
- Kozak Sławomir Operacja Dwie Wieże
- Arct Bohdan Cena Zycia (SCAN dal 752)
- Cornwell Bernard Trylogia Arturiańska Tom 3 Excalibur (3)
- Zajdel Janusz A Lalande 21185 (SCAN dal 1054)
- Małecka Karolina Cherem
- Chmielewska Joanna Trudny Trup (2)
- Barker Clive Wielkie sekretne widowisko (SCA (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bless.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To lepiej niż nic, ale to takniewiele.Dziś wie, że nie ma żadnej szansy, by wygrać z chorobą, i że wpewnym sensie to upraszcza sprawę.*Otworzył lodówkę i zdjął kapsel z butelki piwa Corona.Z butelką w ręku wszedł do salonu i zaczął przyglądać sięuważnie każdemu bibelotowi.Z ciekawością przeglądał książki,które czytała córka, i jej ulubione filmy.192Zostawiła w kompotierce ładującą się komórkę.Archibald klik-nął kilka razy i bezwstydnie przeczytał jej e-maile i SMS-y: niezbytwyrafinowane wiadomości od różnych facetów spotykanych naimprezach, zaproszenia na drinka, na wspólne spędzenie nocy, niewiadomo od kogo.Dlaczego Gabrielle dawała swój numer telefonutakim typom?Na półce stały tylko dwie fotografie.Pierwszą znał, bo był jejautorem: uśmiechnięta Valentine oblewana falami na skałach przy-lądka Antibes podczas ich wakacji we Francji.Drugie zdjęcieprzedstawiało młodego mężczyznę około dwudziestki i było podpi-sane: Martin Beaumont, lato 1995.Martin Beaumont, ten, który prześladował go od lat.Martin Be-aumont, z którym bawił się w kotka i myszkę i którego od miesięcyśledził przez wynajętego detektywa.Archibald włożył okulary, żeby dokładniej przyjrzeć się zdjęciu.Widział już dziesiątki fotografii Martina, ale to było inne.Ta twarzprzypominała mu jakąś inną twarz.Twarz spokojnego mężczyzny,który w chwili robienia zdjęcia niczego się nie boi.Twarz mężczy-zny, który patrzy na życzliwy uśmiech kobiety.Twarz mężczyzny,który kocha pierwszy raz.Odruchowo wyjął zdjęcie z ramki.Na podłogę wypadła złożonawe czworo kartka.Archibald podniósł ją i rozłożył.To był list zdatą 26 sierpnia 1995 roku, który zaczynał się następującymi sło-wami:193Droga Gabrielle,Chcę Ci po prostu powiedzieć, że jutro wracam do Francji i żenic nigdy nie będzie się dla mnie tak liczyło jak te kilka chwil spę-dzonych z Tobą podczas mojego pobytu w Kalifornii.Osłupiały Archibald przeczytał wielokrotnie to wyznanie.Kiedyodstawił fotografię na półkę, spojrzał w oczy Martinowi ze zdjęcia irzucił przez zęby: Zobaczymy, kim naprawdę jesteś, synku!16.California here I comeMapa naszego życia złożona jest w tensposób, że nigdy nie widać całej drogi,którą mamy iść, ale w miarę jak sięrozkłada, wciąż pojawia sięprzed nami nowa mała dróżka.JEAN COCTEAUSan FranciscoZwiatło.Anielska atmosfera.Lekki wietrzyk.Niebo jakby wiosenne.W samochodowym radiu piosenka Beach Boysów.I szarówka paryska jest już tylko wspomnieniem.Za kierownicą wynajętego roadstera Martin pokonywał stromeulice z wiktoriańskimi domami po bokach.Czuł się jak na kolejcegórskiej w lunaparku.Mimo że za dwa dni było Boże Narodzenie,słońce zalewało miasto i czuło się bliską obecność morskiej wody,195tak jak w okolicach Morza Zródziemnego.To nietypowe miastosprawiało wrażenie, jakby ktoś pomalował je na pastelowe kolory ijakby zachowało do dziś beztroskę i upajającą magię, które Martinpamiętał sprzed lat.A pamiętał wszystko: hałasy dobiegające zportu, orzezwiającą bryzę znad oceanu, wyłożone drewnem tram-waje linowe z mosiężnymi dzwonkami, jakby prosto z lat pięćdzie-siątych.Minął trolejbus, ozdobiony flagą z wizerunkiem Obamy, iwkrótce zauważył turkusową zatokę otoczoną wzgórzami.Zacząłzjeżdżać do mariny.Po raz pierwszy w życiu przejechał samochodem dwukilome-trowy Golden Gate, podziwiając w tylnym lusterku widok miastanad zatoką.Wjechał na krętą drogę prowadzącą do Sausalito.Luk-susowe wille na zboczach wzgórz dawno już zastąpiły byle jakiedomki pierwszych hipisów, ale przejeżdżając przez tę luksusowądzielnicę, Martin i tak miał na myśli tylko jedno: zobaczyGabrielle.Ich romans zaczął się właśnie tu, w lecie 1995 roku.Prawie się skończył w bożonarodzeniową noc w zimnie i smut-ku jakiegoś baru na Manhattanie.Trzynaście lat pózniej los rozdał karty, ofiarowując im partię,jakiej żadne z nich się nie spodziewało.* Do jasnej cholery! zaklęła Gabrielle, zamykając pudło nanarzędzia. Znów się gaznik rozregulował!Długo stała nachylona nad silnikiem wodolotu, a teraz zeskoczy-ła na ziemię z kocią zręcznością.196 Nie przejmuj się, naprawimy! pocieszył ją Sunny. Ty to się nigdy niczym nie przejmujesz! A za co zapłacę ra-chunki, jak nie będę mogła przewozić klientów? Przecież jest cessna. Cessna ma trzy miejsca, a tu mamy sześć.Połowa zarobkuodpada!Gabrielle podparła się pod boki i popatrzyła na obiekt swegozmartwienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]