Podstrony
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrÄ dzkiego
- Breskiewicz Zbigniew W Superumysl (SCAN dal 888) (2)
- Zbigniew Żakiewicz Opowieć o wiernych
- Breskiewicz Zbigniew W Superumysl (2)
- (27) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Skarb generała Samsonowa tom 1
- (25) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Skarby wikingów tom 1
- Burroughs William S Pedal (2)
- Weber Ringo tom 4 Nas niewielu
- Drugie zycie dr.Murka Dolega Mostowicz
- Szczypka Jozef Kalendarz Polski
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ugrzesia.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze chwila i znałazłem się w pobliżu otworu do podziemnego ganku.Raptem lina, na której wisiałem, niepokojąco drgnęła.Spojrzałem w górę świecąc latarką i aż oniemiałem z przerażenia.W otworze studni, wysoko nad moją głową, ujrzałem parę ludzkich rąk.Światło latarki zabłysło na ostrzu noża.- Człowieku, co robisz! - krzyknąłem.Nóż przeciął linę.Krzycząc przeraźliwie, jak kamień poleciałem w dół.ROZDZIAŁ DZIWIĘTNASTYMORDERCA – DOKĄD WIEDZIE TAJNY KORYTARZ? – ZAPADNIA – O KROK OD SKARBÓW – GDZIE JEST KAREN – ZAGADKA ROZWIĄZANA – MILICJAZ ogromnym pluskiem uderzyłem w wodę.Na chwilę zakryła mnie zimna topiel, lecz kilkoma ruchami rąk wydostałem się na powierzchnię.Ktoś świecił z góry lalarką.Mój prześladowca zaglądał do studni, aby spawdzić, co się ze mną stało.Ale - jak już mówiłem - studnia miała kształt lejka zwężającego się ku górze.Przesunąłem się bliżej ściany i zniknąłem natychmiast z jego pola widzenia.A on (może to była ona?) przyniósł ogromny kamień i wpuścił do studni.Z łoskotem, zalewając mnie wodą, kamień upadł o pół metra ode mnie.Gdybym znajdował się w tym miejscu, z pewnością roztrzaskałby mi czaszke.To już nie były żarty.Nad moją głową u wylotu studni czaił się morderca.Niemal przylepiłem się do ściany.Morderca przyniosł jeszcze jeden kamień i znowu rzucił go do studni Potem długo świecił latarką, szukając mnie na powierzchni wody.Nie dostrzegł mnie jednak i to dało mu przekonanie, że z rozwaloną głową poszedłem na dno.Byłem dobrym pływakiem, więc utrzymywałem się na wodzie przy pomocy ledwie dostrzegalnych ruchów rąk i nóg.Ale woda w studni była bardzo zimna.„Jak długo potrafię pozostawać na powierzchni?” - zastanawiałem się.Macałem rękami ściany studni, szukając występu lub wgłębienia, którego mógłbym się uczepić.„Dziewięć metrów - powtarzałem sobie.- Miało być dziewięć metrów.I oto jestem chyba na poziomie dziewięciu metrów”.Wyciągnięta w górę ręka trafiła na brzeg dużego otworu.Chwyciłem się krawędzi, wpiłem palce w twardą powierzchnię cegieł.Były oślizłe, pokryte wilgotnym nalotem.Za każdym razem, gdy próbowałem wywindować się w górę, zsuwałem się z powrotem do wody.Zdrętwiały mi palce, miałem połamane paznokcie.Jeszcze jeden wysiłek, jeszcze jedna próba wywindowania się do otworu.I znowu opadłem w wodę, tym razem z dość głośnym pluskiem.W napięciu czekałem, czy z góry nie posypią się kamienie, ale trwała cisza.Być może, morderca opuścił już piwnicę.Odczekawszy czas jakiś, zdołałem zzuć buty.To nie była łatwa operacja, raz po raz tonąłem i porządnie napiłem się wody.Buty wrzuciłem w otwór, do którego zamierzałom się wspiąć.Dopiero teraz ponowiłem próbę wspinaczki.Okazało się to znacznie łatwiejsze, gdyż palce nóg znalazły oparcie we wgłębieniach między spojeniami cegieł.Wystarczyło, że porządnie wsparłern się jedną nogą, a to znacznie ulżyło rękom.W piersiach brakowało mi tchu, krew tętniła w skroniach - ale znalazłem się w otworze podziemnego ganku, identycznego z tymr który ciągnął się o trzy metry wyżej.Tamten jednak prowadził tylko do pułapki.A ten?„Muszę być bardzo ostrożny - upominałem siebie.- Jeśli teraz znowu zamkną się za mną jakieś wierzeje, nikt mnie już stąd nie wydostanie.Nikt przecież nie domyśli się, że istnieją aż dwa podziemne korytarze, jeden nad drugim”.Po omszałej posadzce podczołgałem się kilka kroków.Wzułem buty i spróbowałem, czy świeci moja latarka.O dziwo, kąpiel nic jej nie zaszkodziła.Dawała tak samo mocny i silny blask.Jeszcze chwila odpoczynku.Nie mogłem przewidzieć, jakie przygody czekały mnie w dalszych partiach podziemia.Należało więc zebrać siły.Pomyślałem o swoim prześladowcy.Kim był? Dlaczego chciał mnie zamordować?Minęła chwila wypoczynku.Podniosłem się z wilgotnej posadzki i ruszyłem w głąb korytarza.I podobnie jak w ganku na wyższym poziomie, spotkałem kilka załomów.Znowu były schody idące w górę i w górę.Naliczyłem aż dwadzieścia pięć stopni.Korytarz to zwężał się, to rozszerzał, pułap jego obniżał się i podnosił, Nagle - zaskoczenie.Ganek rozdzielał się.Jedna odnoga biegła w lewo, a druga w prawo.Obie wyglądały tak samo.Więc którą wybrać?Poszedłem w prawo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]