Podstrony
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej Œmierci
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Burzy Sagi o Elryku Tom VIII
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Courtney Beautifully Broken. Tom 3. Zanim miłoœć nas połšczy
- Winston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]
- Lem Stanislaw Odruch warunkowy
- Roger Zelazny Pan Swiatla (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- protectorklub.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziwne - zastanawiałem się.- Wcale nie - poważnie odpowiedział Jacek.- Facet chciał kogoś trafić.Dlategonajpierw dwa razy wywalił w powietrze, że niby były to strzały ostrzegawcze.Wszyscy wewsi je słyszeli.Był kryty, pod względem prawnym nie można by mu było nic zarzucić i mógłswobodnie strzelać do intruza.- To straszne - mruknąłem.- Już o nich wiele słyszeliśmy - powiedział Jacek.- Sterroryzowali całą wieś.Nikt niechce im się przeciwstawić.Kobieta, u której zarobiliśmy kurę, odmówiła im sprzedaży jajek.Potem w nocy ktoś chciał podpalić jej stodołę.Na szczęście sąsiad zobaczył ogień i szybkougaszono pożar.W czasie naszej rozmowy kura kręciła się po obozie.W końcu na dłużej zniknęła wjedynym jeszcze stojącym namiocie.Gdy skończyliśmy dyskusję, usłyszeliśmy donośnegdakanie.- Chyba zostaliście dziadkami - zaśmiałem się.Chłopcy patrzyli na mnie zdumieni.- Wasza kura zniosła jajko - zawiadomiłem ich.Jeden przez drugiego zaglądali do szałasu, z którego słychać było radosne gdakanie.Wszyscy nagle opadli na ziemię.- I co teraz? - zapytał Luśnia drapiąc się po wydatnym nosie.Przyznam, że nie wiedziałem, co im poradzić, więc na wszelki wypadek uciekłem.- Dziadziusie, czekam na was w swoim obozie - oświadczyłem przybierając radosnywyraz twarzy.- Arnie wie, gdzie to jest, bo tam zbierał robaki.Szybko szedłem przez las, a za sobą słyszałem donośne gdakanie.Przypomniałemsobie jednak opowieść o bandziorach ze wsi.Zacząłem dumać, co z tym fantem zrobić.Byłem tak zamyślony, że nie zauważyłem Sary siedzącej na kocu przed moimnamiotem.Obok niej przycupnął ów myśliwy, który biegł za lisem.- Dzień dobry! - przywitała mnie Sara.- Bardzo pana przepraszam za poranne najście - powiedział myśliwy podając mi dłoń.- Jestem Tadeusz Jazłowiecki - przedstawił się.Jego strój niczym nie różnił się od tego, co nosili chłopcy Jacka.Pod szyją miałzawiązaną chustę ze złotą broszką.Przedstawiała ona szlachecki herb Abdank, który napierwszy rzut oka przypominał zwykłe W.Jego szczupła twarz, zimnoniebieskie oczy,cienki siwy wąsik, wszystko to emanowało szlacheckością.Mimo że wybrał się na polowanie,wyglądał bardzo elegancko.- Czy jest pan może potomkiem sławnego hetmana? - zapytałem.Jego twarz aż pokraśniała.- O, widzę, że zna pan historię - rzekł uśmiechając się.- Moja rodzina wywodzi się zlinii założonej przez Michała Jazłowieckiego, syna Jerzego, hetmana wielkiego koronnego.To on w 1528 roku pod Kamieńcem Podolskim z garstką ludzi rozgromił czambulik tatarskiliczący tysiąc jezdzców.- Pod tym samym Kamieńcem, który pojawia się w Panu Wołodyjowskim ? -wtrąciła Sara.- Tak jest.Potem Asłan, sułtan tatarski, podstępem ściągnął go do Oczakowa i tamufającego gospodarzowi Jerzego Jazłowickiego pojmali Tatarzy, którzy wypuścili go dopieropo wypłaceniu znacznego okupu.Mój przodek pózniej dzielnie walczył pod rozkazamihetmana Jana Tarnowskiego z Wołochami pod Obertynem, a także i z Tatarami.W 1561 rokuzostał hetmanem polnym koronnym, a w 1569 hetmanem wielkim koronnym i wojewodąruskim zarazem.Za jego rządów Tatarzy nie śmieli najeżdżać ziem ruskich.W 1571 rokuJerzy chciał jeszcze podejść pohańców wracających z wielkimi łupami z Moskwy, jednakTatarzy uciekli bocznymi drogami.Mój wielki przodek zmarł w 1575 roku.- To chyba wspaniałe znać tak dobrze historię swojej rodziny? - zapytała Sara.Starszy pan zadowolony z siebie pogładził wąsika.- Młoda panno, jestem profesorem historii i to pozwoliło mi dosyć dokładnieprześledzić losy mojej rodziny.W moim rodzie bardzo ważna była tradycja.- Widzę, że nie dopadł pan lisa - zmieniłem temat.- Ach, ten rudzielec zawsze mi ucieka - powiedział machnąwszy ręką.- Ganiam zanim od dwóch lat.Można powiedzieć, że prawie się przyjaznimy.Gdy jest okres ochronny nalisy, przyjeżdżam tu, żeby podglądać życie jego rodziny.Gdy wolno polować, to za nimbiegam.Teraz nie wolno na niego polować, więc tylko go przegoniłem od wsi.Chłopi zKociaka skarżą się, że podbiera im kury.- Zawsze pamiętam, że pan tutaj przyjeżdżał na polowania - wtrąciła Sara.- Tak.W czasie pierwszego polowania na Rudzielca zaczaiłem się na niego zdrylingiem.Kula przeszła mu nad uchem zostawiając na głowie łysą krechę.Po tej blizniezawsze go rozpoznam.Przez te dwa lata prowadzimy ze sobą grę.Sam nie wiem, czynaprawdę chcę go zastrzelić.Kiedyś sam go uwolniłem z wnyków.Przez ten czas, jak za nimchodzę, nie strzelałem do innej zwierzyny.- Polowanie stało się pretekstem do wyjazdu w las - stwierdziłem.- Wie pan, że tak - odpowiedział.Chyba część myśliwych w końcu dochodzi dotakiego etapu w swym łowieckim życiu.Mój przyjaciel, lekarz anestezjolog, teraz częściejchodzi do lasu z kamerą wideo niż z dubeltówką.- Jak tam sytuacja we wsi? - spytałem Sarę.- Po staremu - odrzekła.- Osiłki piją od rana.Czuję, że będzie jakaś awantura.Nadzisiaj zaplanowano wiejskie zebranie w sprawie domu kultury i oczyszczalni ścieków.Maprzyjechać ojciec Piotra.- Rzeczywiście, może być gorąco - stwierdziłem.Z lasu dobiegł nas trzask gałęzi i gdakanie.- O, zbliża się mój siostrzeniec ze swymi komandosami - oznajmiłem.Faktycznie z lasu wyszli harcerze.Arnie prowadził kurę jak psa na smyczy.Ptaszyskomiało na szyi zawiązany sznurek z nie zaciskającym się węzłem.Zauważyłem, że jednoskrzydło dziwnie odstawało na bok.Profesor patrzył na grupę zdziwiony, a Sara nie ukrywała swego rozbawienia.Za tochłopcy na widok ślicznej dziewczyny przybrali dziarskie miny i wyprężyli torsy.Dokonałem prezentacji.- Wybraliście fajny sposób na uczczenie spadochroniarzy z grupy Pomorze -pochwalił harcerzy historyk.Co prawda nie cierpię reżimu, któremu służyli, czyli sowieckiejRosji, ale wy młodzi powinniście się bawić w takie rzeczy.- Może ci komandosi chcieli służyć Polsce - odezwał się Maciek.- Nie mogli zostaćcichociemnymi zrzucanymi przez aliantów, więc byli tymi, którzy walczyli z hitlerowcami zdrugiej strony.- To odwieczny problem Polaków - powiedział zadumany profesor.- Zawsze musimywybierać mniejsze zło.- Powiedzcie, co się stało ze skrzydłem kury? - zapytałem.- Wiemy, że ptaki czasami nie chcą zajmować się jajkami, które dotknęli ludzie -wyjaśnił Gustlik.- Gdybyśmy zostawili kurę w lesie, szybko zginęłaby.%7łal nam było tegojajka.Postanowiliśmy jej jajko owinąć w chustkę i przywiązać do kury, żeby je czuła, grzałaswoim ciałem i nie przeszkadzała nam w marszu.- Skąd ją macie? - spytała ostro Sara.- Od twojej sąsiadki - odpowiedział jej Jacek.- Pomogliśmy jej w gospodarstwie, więcnam ją dała na obiad.Nie potrafiliśmy jej zabić.- Mieliśmy opory moralne - dodał Maciek.Całą szóstką patrzyli na Sarę jak zaczarowani.- Moja mama ją wam przygotuje - oświadczyła dziewczyna.- O, nie! - zarzekał się Jacek.- Postanowiliśmy, że jej nie zjemy, choćbyśmy mielipaść z głodu.- Nie padniecie - oświadczył Tadeusz Jazłowiecki.- Zapraszam wszystkich do siebiena pózny już obiad - mówił spoglądając na zegarek.- A potem idziecie do Kętrzyna - dorzuciłem.- Skarb Samsonowa.- zaczął Jacek.- Szukacie skarbu? - przerwał profesor uśmiechając się.Przytaknęliśmy.- To tym bardziej zapraszam, opowiem wam coś, co was zainteresuje.Patrzyliśmy na historyka zaintrygowani.On wstał, otrzepał spodnie.- Mieszkam w ostatnim domku letniskowym za wsią, po drugiej stronie rzeki -powiedział idąc w stronę Kociaka.- Do zobaczenia, powiedzmy za półtorej godziny.Zastanawiałem się, gdzie zostawię kajak.Bałem się go przycumować przy moście zewzględu na osiłków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]