Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Prawo Turystyczne R. Walczak
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- black-velvet.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeszedł na drugi koniec pomieszczenia.Na przeciwległej ścianie znajdowała się luka pamięci.O'Brien uniósł klapę.Strumień ciepłego powietrza porwał skrawek papieru; chwilę później połknęły go niewidoczne płomienie.O'Brien odwrócił się od ściany.- Popiół - stwierdził.- Nawet nie popiół, pył.Zdjęcie nie istnieje.Nigdy nie istniało.- Istniało! Wciąż istnieje! Istnieje w pamięci.Pamiętam je.Wy je pamiętacie!- Nie pamiętam - rzekł O'Brien.Winston stracił wszelką nadzieję.Na tym właśnie polegało dwójmyślenie.Czuł się absolutnie bezradny.Gdyby przynajmniej miał pewność, że O'Brien kłamie, nie ogarnęłoby go takie przygnębienie.O'Brien mógł jednak naprawdę zapomnieć o zdjęciu.A jeśli tak, zapomniał jużZamilkł na dłuższą chwilę, jakby dawał Winstonowi czas na zrozumienie tego, co powiedział.- Czy pamiętasz - podjął znów - jak napisałeś w pamiętniku: „Wolność oznacza prawo twierdzenia, że dwa i dwa to cztery”?- Tak.O'Brien podniósł do góry lewą dłoń, obróconą wierzchem do Winstona; kciuk był schowany, lecz pozostałe palce wyraźnie widoczne.- Ile palców widzisz?- Cztery.- A jeśli Partia powie, że jest ich pięć, to ile będziesz widział wtedy?- Cztery.Głos Winstona przeszedł w skowyt bólu.Strzałka na tarczy wskazywała pięćdziesiąt pięć.Pot zrosił całe jego ciało.Przy każdym oddechu z piersi wydobywał mu się głęboki jęk, którego nie umiał powstrzymać, choć z całej siły zaciskał zęby.O'Brien nie spuszczał go z oka, wciąż trzymając w górze cztery palce.Cofnął przełącznik.Lecz tym razem ból zelżał tylko trochę.- Ile palców, Winston?- Cztery.Strzałka skoczyła do sześćdziesięciu.- Ile palców, Winston?- Cztery! Cztery! Co innego mogę powiedzieć? Cztery!Strzałka musiała znów podskoczyć, lecz Winston nie mógł spojrzeć na tarczę.Surowa, masywna twarz O'Briena i uniesione cztery palce wypełniły jego pole widzenia.Palce sterczały mu przed oczami jak kolumny; wielkie, trochę zamazane, zdawały się wibrować, ale wciąż na pewno było ich cztery.- Ile palców, Winston?- Cztery! Przestańcie, przestańcie! Nie męczcie mnie! Cztery! Cztery!- Ile palców, Winston?- Pięć! Pięć! Pięć!- Nie, Winston, nic z tego.Kłamiesz.Wciąż wydaje ci się, że widzisz cztery.Słucham, ile palców?- Cztery! Pięć! Cztery! Ile chcecie! Tylko błagam, wyłączcie tę machinę!I nagle siedział, a O'Brien podtrzymywał go ramieniem.Chyba stracił na kilka sekund przytomność.Nie wiedział, kiedy rozluźniono krępujące go pasy.Było mu potwornie zimno; dygotał na całym ciele, szczękając zębami, a po policzkach spływały mu łzy.Na chwilę przylgnął do O'Briena jak niemowlę, czerpiąc dziwną otuchę z tego, że czuje na barkach ciężkie ramię starszego mężczyzny.Zdawało mu się, że O'Brien jest jego obrońcą i chroni go przed bólem, który pochodzi z zewnątrz, z jakiegoś obcego źródła.- Nie jesteś zbyt pojętnym uczniem, Winston - powiedział łagodnie O'Brien.- Cóż na to poradzę? - wyszlochał.- Jak mogę widzieć coś innego niż to, co mam przed oczami? Dwa i dwa to cztery.- Czasami, Winston.Czasami pięć.Czasami trzy.Czasami cztery, pięć i trzy równocześnie.Musisz się bardziej starać.Powrót do zmysłów nie jest rzeczą łatwą.O'Brien puścił go i Winston z powrotem opadł na łóżko.Pasy znów zacisnęły się na jego ciele, ból jednak odpłynął, a dreszcze ustąpiły; tylko wciąż czuł się słaby i było mu zimno.O'Brien skinął na mężczyznę w białym kitlu, który dotąd cały czas stał bez ruchu.Ten pochylił się i zajrzał Winstonowi w oczy, zmierzył mu puls, a następnie przyłożył ucho do jego piersi i go ostukał; w końcu spojrzał na O'Briena i kiwnął głową.- Jeszcze raz - rzekł O'Brien.Ból ponownie przeniknął ciało więźnia.Strzałka musiała dojść do siedemdziesięciu, siedemdziesięciu pięciu.Winston zamknął oczy.Zdawał sobie sprawę, że O'Brien wciąż stoi tuż obok z dłonią uniesioną i rozczapierzonymi palcami - czterema palcami! Ale myślał tylko o tym, czy uda mu się przetrwać ból, czy nie wyzionie ducha.Nie wiedział nawet, czy krzyczy, czy milczy.Potem ból znów zelżał.Otworzył oczy.O'Brien cofnął przełącznik.- Ile palców widzisz, Winston?- Cztery.Chyba cztery.Gdybym umiał, chętnie zobaczyłbym pięć.Staram się zobaczyć pięć.- Czego pragniesz: przekonać mnie, że widzisz pięć, czy naprawdę zobaczyć?- Naprawdę zobaczyć.- Jeszcze raz - polecił O'Brien.Strzałka doszła do osiemdziesięciu - może dziewięćdziesięciu.Winston chwilami zapominał, co jest przyczyną bólu.Pod zaciśniętymi powiekami widział jakby roztańczony las palców, które to zbliżały się, to oddalały, zlewały się ze sobą i zaraz rozdzielały.Usiłował je zliczyć, choć nie pamiętał po co.Wiedział jednak, że nie potrafi i że wiąże się to z zagadkową tożsamością liczb pięć i cztery.Ból zaczął powoli słabnąć, ale kiedy Winston otworzył oczy, wciąż widział to samo.Gąszcz niezliczonych palców przesuwał się bezustannie raz w jedną, raz w drugą stronę, a ich szeregi nakładały się na siebie.Znów zamknął oczy.- Ile palców trzymam teraz w górze, Winston?- Nie wiem.Naprawdę nie wiem.Drugi raz nie przeżyję takiego bólu! Cztery, pięć, sześć, przysięgam, nie wiem!- Już lepiej - pochwalił O'Brien.Igła wbiła się w ramię Winstona.W tym samym momencie po całym jego ciele rozeszło się błogie, kojące ciepło.Prawie natychmiast zapomniał o bólu.Otworzył oczy i z wdzięcznością popatrzył na O'Briena.Na widok masywnej, pożłobionej zmarszczkami twarzy, tak brzydkiej, a zarazem tak inteligentnej, zrobiło mu się lżej na duszy.Gdyby mógł się poruszyć, chętnie wyciągnąłby dłoń i dotknął ramienia O'Briena.W tej chwili darzył go tak wielką miłością jak nigdy dotąd, i to wcale nie dlatego, że wyłączył urządzenie.Powróciło dawne uczucie, że w sumie nie robi różnicy, czy O'Brien jest przyjacielem, czy wrogiem.Z O'Brienem można rozmawiać.Może to, czego człowiek pragnie najbardziej, to nie tyle być kochanym, ile rozumianym.O'Brien zadał mu męki, które doprowadziły go na skraj obłędu, a wkrótce pośle go na śmierć.Ale to niczego nie zmienia, łączy ich zażyłość w pewnym sensie znacznie głębsza od przyjaźni; choć prawdopodobnie nigdy do tego nie dojdzie, gdyby się spotkali we właściwych okolicznościach, na pewno mogliby się świetnie porozumieć.Wyraz twarzy, z jakim O'Brien spoglądał na niego, zdawał się wskazywać, że myśli dokładnie o tym samym.A kiedy się odezwał, mówił takim tonem, jakby prowadzili towarzyską pogawędkę.- Czy wiesz, Winston, gdzie się teraz znajdujesz?- Nie wiem.Domyślam się, że w Ministerstwie Miłości.- Czy wiesz, jak długo tu jesteś?- Nie wiem.Dni, tygodnie, miesiące.Chyba od kilku miesięcy.- A jak ci się wydaje, po co trzymamy tu ludzi?- Żeby wydobyć z nich zeznania.- Nie, wcale nie dlatego.Spróbuj jeszcze raz.- Żeby ich ukarać.- Nie! - ryknął O'Brien; głos zmienił mu się całkowicie, a na twarzy odmalowały się poruszenie i gniew
[ Pobierz całość w formacie PDF ]