Podstrony
- Strona startowa
- Kolodziejczak Tomasz Kolory sztandarow (SCAN dal 111
- Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i tajemnice warszawskich fortow
- Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i Arka Noego
- Tomasz Mann Czarodziejska góra
- Glen Cook Biala Roza (4)
- Joga snu
- Chalker Jack L Swiaty Rombu Cerber Wilk w owczarni
- Walter Schellenberg Wspomnienia (3)
- Andre Norton Opowiesci ze Swiata Czarownic t
- George Orwell Corka proboszcza
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szkodnikowo.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz okazało się, że istnieje zło mało lękliwe, które nie zawahało się zakołatać nawet do wrót kaplicy.Nie pozostało nic innego, Piotr skupił się na modlitwie.Ktoś, kto zobaczyłby klęczącego, kornie zgiętego do ziemi mnicha, pomyślałby, że ten świątobliwy człowiek poczynił jakieś ważne a tajemne śluby.Że gdy łamiącym się głosem recytuje łacińskie słowa, połykając łzy spływające po ściągniętej twarzy, prosi Boga o rzeczy wielkie i ostateczne.O pokój na ziemi czy też łaskę i wybaczenie dla wszystkich, co zgrzeszyli, grzeszą i będą znów grzeszyć.Nikt nie widział klęczącego, kornie zgiętego mnicha, prócz myszy ogryzających łojowe ogarki i jego Boga.Myszom było to obojętne, ale Bóg zapewne z uwagą słuchał modlitwy przeora, gdyż modlił się on prawdziwie szczerze i żarliwie, jak nigdy dotąd.Modlił się o ocalenie własnego tyłka.* * *Trzeciego dnia brat Will wyglądał prawie tak samo, jak podopieczny.Brak snu okradł jego stare ciało z energii prawie do cna.Za to chory miał się lepiej.Gorączka, nie opuszczająca go przez prawie trzy doby, widocznie zelżała.Oddech stał się spokojniejszy, mniej chrapliwy, nie sprawiał już co chwila wrażenia, że chory za chwilę się udusi.Przewidywania Willa sprawdziły się, zmiażdżone palce stopy objęła zgorzel.Will nie miał innego wyjścia, sprawnie odjął je kuchennym nożem, przy pomocy mdlejącego co i raz braciszka, trzymającego stopę.Zważywszy, że delikwent był nieprzytomny, a kończyny do amputacji najmniejsze z możliwych, było to fraszką w porównaniu na przykład z odcinaniem w warunkach polowych nogi w podudziu u wrzeszczącego, wyrywającego się, nabuzowanego narkotykiem walki knechta.Poszło sprawnie i bez problemu.Stary oczyścił i zeszył starannie kikuty, opatrzył ranę.Pozostałe rany goiły się dobrze.Na niezliczonych zadrapaniach zaczął zmniejszać się czerwony obrzęk, zeszyta rana na czole poczęła wypełniać się ziarninującą blizną.Tego ranka Will mógł po raz pierwszy stwierdzić, że staruch z kosą oddalił się chwilowo.To, że kiedyś wróci było pewne, ale jeszcze nie tym razem.Will był zbyt zmęczony, by odczuwać z tego powodu większą satysfakcję.Podrzemywał tylko, skulony na zydlu, czujny jak zając w bruździe.W krótkich chwilach przebudzenia rzucał szybkie spojrzenia na chorego.I znów zapadał w krótki, niespokojny sen.Za którymś razem spostrzegł otwarte oczy.Oprzytomniał.Chory nie raz już uchylał powieki, lecz oczy wciąż były szkliste i nieobecne.Tym razem patrzył przytomnie.Wargi poruszyły się.Will położył mu delikatnie rękę na czole.– Jak się nazywasz? – spytał.Wargi drgnęły silniej.Will nachylił się, zbliżył ucho do popękanych, spieczonych ust.– Ja.son.– usłyszał.Wysiłek wyczerpał chorego, głowa opadła.Zamknął oczy.Will słuchał przez chwilę oddechu.Tak, teraz to już sen, nie maligna i gorączka, lecz przywracający zdrowie sen.Will z ulgą poprawił się na zydlu, oparł o ścianę z grubych bali, uszczelnianych mchem.– Będzie żył? – spytał nieśmiało, po dłuższej ciszy jeden z braciszków-pomocników.Bez odpowiedzi.Will spał.* * *Braciszek z pasją płatał pieńki.Krzyki ucichły, lecz wciąż wibrowały w głębi umysłu.Szczęście, że to stary Will i przeor zajmują się tym, jak mu tam, Jasonem.Normalny człowiek by tego nie wytrzymał Co innego przeor, człek młody wprawdzie, ale wielkiego rozumu i wielkiej wiary.Stary Will też niejedno w życiu widział, przyzwyczaił się.Ale tak siedzieć dzień i noc, słuchać potępieńczych krzyków.Walka z szatanem to niełatwa rzecz, zadumał się braciszek, opuszczając siekierę.Bracia dziwili się, iż pewnego dnia przeor zakazał im wszelkiej pomocy przy powoli dochodzącym do siebie człowieku.Zwłaszcza, że ci, co przed samym wydaniem kategorycznego zakazu pomagali Willowi opowiadali, że Jason we śnie rzuca się na łożu, aż trudno go utrzymać, gryzie własny język i wykrzykuje słowa bez związku.Czasem zawodzi jak śmiertelnie ranne zwierzę.Z początku myśleli, że dla przeora to forma umartwienia, ofiarowania Bogu niełatwej posługi.Lecz gdy któregoś dnia przeor z nieznaną dotąd pasją sklął i przegnał przechodzącego mimo okna izby mnicha, zaczęły się plotki i domysły.Powiadano, że to szatan niezawodnie opętał biednego człowieka, a przeor usiłuje wypędzić go i oswobodzić duszę.Lecz nieprzyjaciel rodzaju ludzkiego uparty jest i trzyma w swych szponach nieszczęśnika, wyjąc tylko smagany palącymi słowami modlitw i zaklęć.Z początku budziło to dla przeora podziw i uwielbienie.Upływały długie zimowe noce, wypełniane krzykiem, co mroził krew w żyłach i nie dawał zmrużyć oka.Mnisi poczynali sarkać, że przeor przeliczył się z siłami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]