Podstrony
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrÄ dzkiego
- Witkiewicz Stanislaw Ignacy Mister Price czyli Bzik Tropika
- Markert Wojciech Generał brygady Stanisław Franciszek Sosabowski 2012r
- Lem Stanisław Ratujmy kosmos i inne opowiadania
- Lem Stanislaw Ratujmy kosmos i inne opowiadan
- Lem Stanislaw Bomba megabitowa (SCAN dal 935)
- Summits. Six meetings that shap Dav
- Lem Stanislaw Maska
- Lofting Hugh Ogrod zoologiczny doktora Dolit (3)
- Perez Reverte Arturo
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kolazebate.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem zawiozę ich na obiad do gospody „Pod Rumcajsem”.Popołudnie przeznaczam na spacer i ewentualną drzemkę.Decydującą rozmowę ze Smokiem wyznaczam na godzinę dwudziestą.Zegarki sprawdzone?- Tak jest, szefie.- Dobrze.Teraz musicie zniknąć.Powiem, że poszliście na grzyby.Koszyki macie?- Tak jest, szefie.- W porządku.O dwudziestej musicie być w oznaczonym miejscu.Gdy załatwię Smoka, nadam wam sygnał „Biedroneczki są w kropeczki”.Co wtedy macie zrobić?- Postarać się o ciężarówkę i jak najszybciej przyjeżdżać.Ale chwileczkę, szefie, co zrobimy z resztą towarzystwa?Pietruszka pogardliwie wydął wargi.- I ty się mnie o to pytasz? Gdy im zagrożę zabiciem Smoka, zgodzą się na wszystko, czego od nich zażądam.Te głuptaki poszłyby za nim nawet w ogień.Zapakujemy bractwo do ciężarówki i pryskamy za granicę.Ja pojadę przodem i przekupię celników.Zrozumiano?- Tak jest, szefie.- A więc spływajcie - rzekł Joe i władczym ruchem ręki wskazał im drzwi.Po chwili trzech ponurych drabów w szerokoskrzydłych kapeluszach zniknęło między drzewami pobliskiego lasu.Pietruszka zapalił cygaro i założył nogę na nogę.Pół godziny relaksu dobrze mi zrobi - pomyślał i przysunął do siebie kieliszek napełniony francuskim koniakiem, pochodzącym, rzecz jasna, z zapasów mr Johna Samuela Rollmopsa.Na stole, w kryształowym flakonie, pysznił się bukiet jesiennych astrów.To powinno wywrzeć dobre wrażenie - pomyślał, przypominając sobie ładny ogródek przed Smoczą Jamą.- Słowianie są sentymentalni, a Smok jest przecież czystej krwi Słowianinem.Goście przybyli w przewidywanym czasie.Na dźwięk rowerowych dzwonków Joe zerwał się z miejsca i stanął na drewnianym ganeczku.- Witajcie, kochani - zawołał wylewnie.- Proszę do środka.Czym chata bogata, tym rada.- Że bogata, to widać-szepnął Smok do siebie.- Ale kto będzie rad, to się jeszcze okaże.* * *Trójka rzezimieszków maszerowała przez las, jeżeli nieustanne potykanie się o korzenie drzew można nazwać marszem.Killy narzekał na ciasne lakierki, a Sally przeklinał na głos kapelusz, który zrywany gałęziami drzew wciąż spadał mu z głowy.- Strasznie dziki ten kraj - mruczał Billy.- Któż to widział, żeby leśne ścieżki nie były asfaltowane! Ani jednej lampy, ani ławeczki, żeby można było odsapnąć.- Dotychczas myślałem, że nogi są po to, żeby naciskać pedał gazu - stęknął Sally - a nie po to, żeby łazić po takich bezdrożach.- Szef nie płaci nam za myślenie, tylko za posłuszeństwo - pouczał go Killy.- Ile razy muszę ci o tym przypominać?Od czasu do czasu schylali się, aby zerwać kilka grzybów, o których oczywiście nie mieli żadnego pojęcia.Najłatwiej było o muchomory, toteż wkrótce nazbierali ich tyle, że mogliby wytruć wszystkie muchy w promieniu stu kilometrów.Chodziło im o to, aby w razie spotkania z jakimś gajowym lub leśnikiem wyglądać na spokojnych letników, bawiących się niewinnym grzybobraniem.Konieczność wielogodzinnego pętania się po lesie wprowadziła ich w tak zły humor, że co chwila rozpoczynali kłótnie o byle głupstwo.Każdy z nich marzył w skrytości ducha, aby jak najszybciej zasiąść wokół suto zastawionego stołu i przy butelce rumu wspominać dawne dobre czasy.Szefowi to dobrze - rozmyślał Killy, sprawdzając kurs przy pomocy kompasu.- Siedzi sobie w gospodzie „Pod Rumcajsem” i omawia interes z tymi dziwakarni, a ty, człowieku, włócz się po wertepach i ślizgaj po błocie.Ech, życie, życie.Cała nadzieja w tym, że ten głupi Smok zbaranieje do reszty, kiedy szef zadzwoni mu przed uchem kieską pełną złota.- Gdybym ja był na miejscu szefa - rzekł w pewnej chwili Sally - tobym się nie bawił w żadną dyplomację, tylko stuknąłbym Smoka młotkiem w łeb i do worka!- Pewnie że tak byłoby najlepiej - przyznał Billy.Wydostawszy się wreszcie z lasu w okolicę asfaltowej szosy, trójka „bratanków” legła w cieniu krzaków, aby rozprostować utrudzone marszem kości.Miejsce idealnie nadawało się do urządzenia zasadzki.Droga wiodła ostrymi zakosami do góry, a w pobliżu nie było żadnych zabudowań.- Do wieczora mnóstwo czasu - rzekł Killy.- Możemy sobie uciąć drzemkę.To mówiąc nastawił budzik na godzinę 19.30 i nakrywszy twarz kapeluszem, zamknął oczy.Sally i Billy uczynili to samo.* * *Mimo usilnych starań nie udało się Pietruszce namówić swoich gości do zamieszkania w „Rancho Texas”.Nocleg pod namiotami tak im zasmakował, że postanowili rozbić obóz w pobliżu domku milionera.- Mam kolorowy telewizor - kusił ich Pietruszka.- Możemy sobie obejrzeć festiwal w Sopocie.- Jeszcze czego - oburzył się Gąbka.- Wolę słuchać koncertu świerszczy.- Oddaję wam do dyspozycji swoją łazienkę.- To jest niezły pomysł - zgodził się Smok.- Chętnie wykąpię się w ciepłej wodzie.Ale spać będę w namiocie.- A gdzie są bratankowie? - zapytał książę.- Poszli na grzyby - wyjaśnił Joe.- Jeżeli przyniosą, możemy je usmażyć.Nie macie pojęcia, jak ja lubię grzyby.Co najmniej tak samo jak was.- Z tą tylko różnicą - uśmiechnął się Gąbka - że my jesteśmy niejadalni.Milioner wyglądał na zachwyconego.- Wonderfull! Profesorze, jest pan najdowcipniejszym człowiekiem pod słońcem.Czuję, że razem potrafimy zawojować cały świat.- Naprzód należałoby go zapytać, czy chce być przez nas zawojowany - rzekł profesor
[ Pobierz całość w formacie PDF ]