Podstrony
- Strona startowa
- Russell Elliott Murphy Critical Companion to T. S. Eliot, A Literary Reference to His Life and Work (2007)
- Tomasz Mann Czarodziejska góra
- Wylie Jonathan SÅ‚udzy Arki Tom 1 Pierwszy Nazwany
- [2]Erikson Steven Bramy Domu Umarlych
- ÂŚwietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian
- Cora Carmack CoÂś do ocalenia
- May Peter Wyspa Lewis 1 Czarny Dom
- Bednarz Andrzej Medytacja teoria i praktyka (SC
- Dawkins Richard Bóg urojony
- Tołstoj Lew Anna Karenina
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- slaveofficial.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie byłoich z wami, kiedy przyszliście tu ze stadem.Jeśli ich ukrywacie,tym gorzej dla was, kiedy ich złapiemy.A jeśli ktokolwiek z wasma coś mojego - dodał znacząco - uznamy całą wioskę za winnąkradzieŜy.W zapadłej ciszy Lin rozglądał się po wsi płonącymi oczyma.Wreszcie spuścił wzrok i trącił sakwę z solą czubkiem wyglan-sowanego buta.-Jestem prostym człowiekiem - odezwał się, jakby zawie-dziony.- WyraŜam się prosto.Są tacy, którzy wdroŜyli się donowych porządków, i tacy, którzy starają się do nich wdroŜyć.Wszyscy inni - ciągnął tonem drwiących przeprosin - nie mająracji bytu i na nic nie zasługują.Winslow ściągnął osłonę z obiektywu swego aparatu i twarzLina stwardniała.-Przedsiębiorstwo Naftowe Qinghai - powiedział dono-śnie, jakby zwracał się do całej wioski - jest gotowe wypłacićznaczące odszkodowanie tym wszystkim, którzy przyłoŜą się dobudowy nowej gospodarki, do budowy nowego oblicza tej doli-ny.Zaszczycamy ją nawet nową nazwą.Postanowiliśmy nazy-wać ją odtąd Doliną Lujun - dodał z szyderczym grymasem.-Wydam rozkaz, by zmieniono to na mapach.Lhandro poderwał głowę i pewnie rzuciłby się na pułkownika,gdyby nie Winslow, który powstrzymał go, kładąc mu dłoń naramieniu.Lin nadał dolinie nazwę od chińskiej armii, której dy-wizja przed stu laty wymordowała jej mieszkańców.307Lin, który spoglądał prowokująco na Lhandra, znowu otwo-rzył usta, zapewne by rzucić kolejne szyderstwo, kiedy rozległsię grzmiący odgłos, odległe, głuche, regularne dudnienie, któreprzetoczyło się echem po dolinie.Lin obrócił się, jakby szukałjego źródła w wieŜy wiertniczej i obozie nafciarzy.Ale nie był todźwięk maszyny.Przypominał raczej powolne, miarowe bicieserca.Shan przyłapał się na tym, Ŝe wychyla się przez drzwi,Ŝeby spojrzeć na zewnętrzną ścianę.Bęben bóstwa zniknął.Wąskie wargi Lina wykrzywił gniew.Pułkownik skinął naŜołnierza, który przed chwilą dźgał sakwę z solą, a ten natych-miast zagwizdał w stronę wioski.Gdy przeczesujący ją Ŝołnierzeodwrócili się, uniósł lewą rękę i zacisnął prawą dłoń na lewymprzedramieniu, po czym wskazał zachodni skraj doliny i wykonałspiralny ruch palcami.Mieli odejść na zachód, domyślił się Shan,i wspiąć się tam, skąd dochodził odgłos.-Muszę się dowiedzieć, kim byli ludzie, których widzia-łem z wami - odezwał się Lin do Lhandra, zniŜając głos.- Pyta-nia moŜna zadawać na wiele sposobów.- Wsiadł do najbliŜszejcięŜarówki.Dudnienie nie cichło.Shan spostrzegł, Ŝe robotnicy na wieŜywiertniczej przerwali pracę i rozglądają się po okolicznych sto-kach.Nieliczni Tybetańczycy, którzy pozostali w wiosce, wy-chynęli ze swych domów i równieŜ wpatrywali się w zbocza,niektórzy z nadzieją, inni z przeraŜeniem.Warkot uruchamianych silników cięŜarówek odciągnął spoj-rzenie Shana od stoków.Przyglądał się, jak pojazdy odjeŜdŜająna zachód, nie ścieŜką, lecz na przełaj polami kiełkującego jęcz-mienia.W pobliŜu usłyszał łkanie i odwrócił się w tę stronę.Nie-daleko miejsca, w którym poprzednio stał Lin, ujrzał drobną po-stać skuloną za ziemnym murem.Anya po kryjomu słuchała puł-kownika.Wpatrzyła się w Shana szeroko otwartymi, zalęknionymioczyma, po czym pobiegła wioskową ścieŜką i zniknęła wśródskał i drzew na zboczu.-Gdzie jest twój bęben? - zapytał Shan Lepkę, gdy starzecwyszedł na słońce.-Nie ma, zniknął w nocy - odparł Tybetańczyk, wzruszającramionami.PołoŜył dłoń na sercu i zamknął na chwilę oczy, jak308gdyby szukał związku między bębnieniem a biciem swojegoserca.-Chcesz powiedzieć, Ŝe tam na górze jest ktoś z wioski?-Nie! - wykrzyknął radośnie Lepka, jakby o to właśniechodziło.Shan i Winslow wymienili zaniepokojone spojrzenia i gdyShan ruszył biegiem za wioskę, w kierunku, w którym uciekłaAnya, Amerykanin pognał za nim.Znaleźli Anyę w głębi jaru.Stała na środku obozowiska, a obok niej Lokesh i garstka wie-śniaków z Yapchi.Tenzin i purbowie zniknęli.Chorzy przybyszetakŜe.-Uciekli w góry - oświadczyła Anya z zakłopotaną miną.-Ale te ścieŜki są dla kóz - ciągnęła, wskazując w głąb krótkiegojaru na zamykające go niemal pionowe zbocze.- Tylu chorych.- dodała cichnącym głosem.- Oni uciekają.Widzieli Ŝołnierzy.Słyszeli, Ŝe w obozie są pałkarze.Nie będzie juŜ uzdrawiania wtej dolinie.- Słowa uwięzły jej w gardle i zaczęła wpatrywać sięz natęŜeniem w małą jamkę pod wielkim głazem.Pokuśtykałatam, opadła na kolana i zajrzała do jamki, jakby spodziewała sięcoś tam zobaczyć.-On bardzo interesuje się Lokeshem - powiedział Win-slow, stając obok Shana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]