Podstrony
- Strona startowa
- Brust Steven Vald Taltos 04 Taltos
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Saylor Steven Roma sub rosa t Dom Westalek
- Saylor Steven Roma sub rosa t Rzymska krew
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Brust Steven Vald Taltos 05 Feniks
- Brust Steven Vald Taltos 03 Teckla
- Brust Steven Jhereg (SCAN dal 866)
- William Golding Wladca Much (2)
- Grisham John Malowany Dom (SCAN dal 1066)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ugrzesia.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inni wdrapywali się na most, pragnąc dobrać się do łuczników schowanych za rzedniejącą linią pikinierów.Platforma zanurzyła się głębiej pod ich ciężarem, a potem przechyliła gwałtownie.Po chwili rzeka wypełniła się ludźmi wymachującymi rozpaczliwie kończynami – uchodźcami i żołnierzami Korbola – a most przewrócił się i rozleciał na kawałki.A nad wszystkim tym wirowały motyle, miliony tańczących na wietrze kwiatów o żółtych płatkach.Eksplodowała kolejna fala czarów.Duiker zwrócił głowę w stronę, z której dobiegał huk.W samym środku ludzkiej masy siedział na koniu Sormo.Wypływająca z niego moc pomknęła w stronę mostu w dole rzeki.Jej iskry cięły rebelianckich żołnierzy niczym drut kolczasty.Krew trysnęła w powietrze.Krążące nad mostem motyle zmieniły barwę z żółtej na czerwoną.Splamione posoką chmury opadły w dół, pokrywając wszystko trzepoczącym skrzydełkami kocem.Na oczach Duikera czarnoksiężnika trafiły jednak cztery strzały.Jedna z nich wbiła mu się w szyję.Koń Sorma szarpnął gwałtownie łbem, kwicząc przeraźliwie.Sterczało z niego sześć drzewc.Zwierzę zachwiało się, ześliznęło w bok, na płycizny, a potem na głęboką wodę.Sormo zakołysał się, zsunął powoli z siodła i zniknął pod mazią.Koń zwalił się na niego.Duiker nie był w stanie zaczerpnąć tchu.Potem zauważył chudą rękę, która wynurzyła się z wody jakieś dwanaście jardów w dół strumienia.Wyciągniętą rozpaczliwie kończynę obsiadły motyle.Po chwili ręka zanurzyła się z powrotem pod wodę i zniknęła.Zlatywały się ku niej dalsze owady, najpierw tysiące, a potem setki tysięcy.Wydawało się, że wszyscy spoglądają na nie, zaprzestawszy rzezi.Na oddech Kaptura, przyleciały po niego.Po jego duszę.Nie wrony, tak jak powinno się stać, ale motyle.Bogowie na dole!– Co się stało? – zapytał ktoś drżącym głosem za plecami historyka.– Czy wygraliśmy?Duiker w końcu zdołał z wysiłkiem zaczerpnąć tchu.Motyle pokryły miejsce, w którym pojawił się Sormo, kipiącą szaleńczo masą, tworząc wysoki jak kurhan stos, który z każdą mijającą chwilą, z każdym niepewnym uderzeniem serca historyka stawał się coraz większy.– Czy wygraliśmy? Widzisz Coltaine’a? Zawołaj go tu.Chcę z nim porozmawiać.Chwila, w której wszystko zamarło, dobiegła końca, gdy w żołnierzy stojących na dolnym moście uderzyła gęsta chmura wickańskich strzał.To, co zaczął Sormo, dokończyli jego klanowi kuzyni.Padła reszta łuczników i pikinierów.Duiker zauważył, że z północnego stoku zbiegają truchtem trzy kwadraty piechoty.Odwołano je z tylnej straży, by pomogły w zaprowadzeniu ładu przy brodzie.Z lasu na flance wypadli jeźdźcy Klanu Łasicy z zawodzącym okrzykiem zwycięstwa na ustach.Duiker odwrócił się i zobaczył wycofujących się od jednej zasłony do drugiej malazańskich żołnierzy – garstkę piechoty morskiej i niespełna trzydziestu saperów.Chmury strzał były coraz gęstsze i bliższe.Bogowie, i tak już dokonali niemożliwego.Nie można żądać od nich więcej.Historyk zaczerpnął głęboko tchu i wspiął się na wysoki kozioł wozu.– Hej, wy! – zawołał do kłębiących się na brzegu uchodźców.– Wszyscy, którzy są zdolni do walki! Znajdźcie sobie broń i biegnijcie do lasu! Inaczej rzeź zacznie się od nowa.Łucznicy wraca.Nie zdążył powiedzieć nic więcej.Zagłuszył go wściekły, zwierzęcy ryk.Setki cywilów runęły naprzód.Nie dbali o broń, chcieli tylko dobrać się do kompanii łuczników, wywrzeć za dzisiejszą rzeź równie straszliwą zemstę.Wszystkich nas ogarnął obłęd.Nigdy nie widziałem czegoś takiego ani nawet o tym nie słyszałem.Bogowie, co się z nami stało.Fala uchodźców przelała się przez malazańskie pozycje i, nie zważając na rozpaczliwy, morderczy ostrzał ukrytych wśród drzew łuczników, wpadła do lasu.Rozległy się niosące się niesamowitym echem krzyki.Nethpara wgramolił się na górę.– Gdzie jest Coltaine? Żądam.Duiker złapał jedną ręką za jedwabną apaszkę owiniętą wokół szyi szlachcica i przyciągnął go do siebie.Nethpara pisnął, drapiąc bezsilnie dłoń historyka.– Mógł pozwolić wam przejść, Nethpara.Samym.Pod osłoną sławetnej łaskawości Korbolo Doma.Ilu ludzi dzisiaj zginęło? Ilu żołnierzy i Wickan oddało życie, żeby ratować twoją skórę?– P.puszczaj mnie, ty śmierdzący pomiocie niewolnika!Oczy Duikera przesłoniła czerwona mgła.Ścisnął w obu dłoniach sflaczałą szyję Nethpary i zacisnął je mocno.Szlachcic wybałuszył oczy.Coś uderzyło historyka w głowę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]