Podstrony
- Strona startowa
- Marsden John Kroniki Ellie 01 Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- John Marsden Kroniki Ellie 1. Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- Edwards Eve Kronik rodu Lacey 02 Demony miłoœci
- Moorcock Michael Kronika Czar Sagi o Elryku Tom VII
- Downum Amanda Kroniki Nekromantki 01 Tonšce Miasto
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- John Marsden Kroniki Ellie 3. Przycišgajšc burze
- Propellerhead Reason 2.5 Getting Started
- Historyczne Bitwy Kursk 1943 Antoni Karoiński
- Synastry Understanding Human Relations T
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartaparszowice.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Coś tu było dooglądania, co się liczyło dla tego młodego człowieka.Zobaczyłkogoś, kto znaczył dla niego więcej niż klerycy od ŚwiętegoAsafa i dobrze urodzeni młodzi ludzie ze straży przybocznejOwai-na.Cadfael śledził jego nagłe przejście przez ścisk izobaczył, że chwyta za rękaw jednego ze zsiadającychjeźdźców.Samo to dotknięcie, samo spotkanie, zmroziło rysyCuhelyna.Bledri ap Rhys obrócił się do młodzika, który gozaczepił, najwyraźniej poznał znajomego i ostrożnie gopozdrowił.Nie było to wylewne powitanie, ale dał sięzauważyć po obu stronach błysk ciepła i rozpoznania, zanimBledri przybrał formalną, obojętną minę, a chłopiec przyjąłwskazówkę i zaczął wygłaszać coś, co wyglądało na naj płynniej szą z dworskich uprzejmości.Nie było oczywiście potrzebyudawać, że się nie znają, ale trzeba było utrzymać tę znajomośćw zwykłych grzecznościowych formach.Cadfael spojrzał krótko przez ramię na twarz Cuhelyna ispytał wprost:— Gwion?— Gwion!— Czy ci dwaj dobrze się znają?— Nie.Trzyma ich w ręku ten sam władca, to wszystko.— Wystarczy, by narobić szkody — orzekł bez ogródekCadfael.— Jak mówiłeś, ten młody człowiek dał słowo, że niebędzie próbował ucieczki.Nie przyrzekał, że poza tym odstąpiod wierności swemu panu.— To naturalne, że ucieszył się na widok innego wasala —powiedział z powagą Cuhelyn.— Dotrzyma słowa.Co zaś doBledriego ap Rhysa, ja sam dopilnuję dotrzymania warunkówumowy.— Otrząsnął się i ujął ich za ramiona.Książę wchodziłwłaśnie z żoną i synami do hallu, a najbliżsi dworzanie szli bezpośpiechu za nim.— Pozwólcie, bracia, że będę tu waszymprzewodnikiem.Zaprowadzę was do kwatery i pokażę kaplicę.Korzystajcie z niej, kiedy chcecie, a kapelan księcia przyjdziesię wam przedstawić.Brat Marek siedział w zaciszu przydzielonej im kwatery podosłoną ściany maenolu pokrzepiony i zamyślony.Szare oczyspoglądały wstecz na wszystko, co się wydarzyło podczas tegoprzybycia do Aberu.W końcu rzekł:— Co mnie najbardziej zadziwiło, to jak są podobni ci dwajmłodzi lennicy Anarawda i Cadwala-dra.Tu nie chodzi opodobny wiek, budowę czy rysy twarzy.Jest w nich ta samapasja.Wydaje mi się, Cadfaelu, że w Walii lojalność wyglądainaczej niż u Normanów.Oni są po przeciwnych stronach, twójCuhelyn i ten Gwion, a mogliby być braćmi.— I jak wypada braciom, choć czasem tak nie jest, szanują sięi lubią — zgodził się Cadfael.— Co ich nie powstrzyma odpozabijania się nawzajem, gdyby kiedyś doszło do starcia ichpanów na polu bitwy.— To właśnie uważam za błąd — oświadczył Marek.— Jakmoże ktoś młody patrzeć na innego i nie dostrzegać w nimsiebie? Tym bardziej, kiedy żyją na tym samym dworze i nieukrywają sympatii.— Oni są jak bliźniacy, jeden leworęczny, a drugipraworęczny, zarazem tacy sami i przeciwni.Mogą siępozabijać bez złej woli — powiedział Cadfael.— Boże,uchowaj, by kiedyś przyszło do tego.Ale jedno jest pewne:Cuhelyn będzie śledził każde otarcie rękawów jego lustrzanegoodbicia z Bledrim ap Rhysem i zapamiętywał każdewymienione słowo i każde spojrzenie.Myślę bowiem, że onwie coś więcej o wybranym przez Cadwaladra pośle, niż namdotąd powiedział.Na wieczerzy w hallu Owaina było dobre jedzenie i mnóstwomiodu i piwa oraz doskonała muzyka grana na harfie.Hywel abOwain śpiewał, improwizując, o urodzie Gwynedd isplendorze jej historii, a buntownicze serce Cadfaela zrzuciłona pół godziny habit i podążało za wierszami daleko w góryAberu i przez blade zwierciadło Piasków Labana do grobówkrólewskich w Llanfaes na Anglesey.W młodości wypatrywałprzygód jedynie na wschodzie, teraz na stare lata oczy i sercezwróciły się na zachód.Wszystkie niebiańskie krainy,wszystkiesanktuaria błogosławionych leżały na zachodzie, wewszystkich legendach i w wyobrażeniach wszystkich, aprzynajmniejludziceltyckiegopochodzenia;bardzoodpowiednie medytacje dla starych ludzi.Tu jednak, wsiedzibie księcia Gwynedd, Cadfael nie czuł się stary.Nie wydawało się też, by jego zmysły się stępiły, wypatrzyłbowiem moment, gdy Bledri ap Rhys objął ramieniempodającą mu miód Heledd.Nie przeoczył też lodowatej miny,jaką zrobił na ten widok kanonik Meirion, ani wyrachowania, zjakim Heledd, wiedząc, że na nią patrzą, powstrzymała się odnatychmiastowego uwolnienia.Szepnęła z uśmiechem do uchaBledriego ap Rhysa jakieś słówko, które mogło być równiedobrze przekleństwem, jak komplementem, jak je sobieniewątpliwie tłumaczył jej ojciec.Cóż, jeśli dziewczyna igrałaz ogniem, czyja to była wina? Przeżyła ze swym rodzicem,lojalna i oddana, wiele lat, powinien więc znać ją na tyledobrze, by jej ufać.Bledri ap Rhys był jej potrzebny chybatylko po to, żeby odpłacić się ojcu, który chce się jej pozbyć wtakim pośpiechu.Po zastanowieniu Cadfael doszedł do wniosku, że Bledri apRhys nie jest raczej poważnie zainteresowany Heledd.Jegogesty podziwu i zaloty były zwyczajowe.Chociaż obdarzał jąuśmiechami i komplementował, pozwolił jej odejść, sam zaśwrócił wzrokiem do młodego człowieka siedzącego wśródprzybocznych księcia przy niższym stole.Gwion, ostatniuparty zakładnik, który nie wyparł się wierności dlaCadwaladra, siedział między równymi so-bie i wrogami, którzy zostati jego przyjaciółmi jak Cuhelyn.Przez całą ucztę był zamyślony i strzegł myśli, a nawet swychoczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]