Podstrony
- Strona startowa
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Narodziny Smokow
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 02 Miłosny fortel
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Moreta Pani Smokow z Pern
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- Anne Emanuelle Birn Marriage of Convenience; Rockefeller International Health and Revolutionary Mexico (2006)
- Black Americans of Achievement Anne M. Todd Chris Rock, Comedian and Actor (2006)
- Scott Justin Poscig na oceanie (SCAN dal 805
- Brenner Mayer Alan Zaklecie katastrofy (SCAN dal 7 (2)
- Cathy Kelly Lekcje uczuć
- Louis Gallet Kapitan czart przygody Cyrana de Bergerac
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- dacia.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z jego twarzy zniknął już uśmiech.Miał szkliste, szeroko rozwarte, zdziwione oczy.Zdjął czarny gorset jakby to była zbroja.Rozwiązane spódnice zsunęły się na podłogę.Przed Carlem stał teraz ubrany w pomiętą białą koszulę i spodnie ogromny mężczyzna o kociej sylwetce i wilgotnych, zmierzwionych włosach.Za pas miał wetknięty sztylet; jego rękojeść zdobiły drogie kamienie.Tonio, wychodząc z leżących na podłodze taftowych spódnic, poprawił broń jedną z tych długich rąk.Carlo przełknął ślinę.Czuł nieprzyjemny smak w ustach; cisza migotała między nimi jak wibrujący drucik.Długo na siebie patrzyli: ten demon o zimnych oczach i twarzy anioła oraz Carlo, który zaczął teraz bardzo powoli, obrzydliwie, cicho śmiać się.Oblizał usta.Były suche, bolące, czuł smak krwi sączącej się z pęknięcia na środku dolnej wargi.- Moi ludzie.- powiedział.-.są zbyt daleko, by mogli cię usłyszeć.- Przybędą.-.za bardzo, bardzo długi czas.Niewyraźnie przypomniały mu się wiodące coraz wyżej i wyżej schody.Rzekł: - Gdzieś tutaj wlewa się woda, słyszę ją, ściana musiała pęknąć.- Czuł zapach kanału.A ona, ta suka, ten potwór, ten demon, odparła: - To nie ma znaczenia.Nikt tu nie mieszka.Nie, w tym ogromnym, walącym się, starym domu nie ma nikogo, kto mógłby go usłyszeć.Sam podszedł wcześniej do okien tego pokoju z płonącym kominkiem, by zaczerpnąć powietrza i ujrzał nie ulicę, na której czekali i obserwowali go jego ludzie, ale głęboką na jakieś cztery piętra studnię wewnętrznego dziedzińca budynku.Byli w samym sercu tego domu, a ona od początku pozwoliła, by zdawał sobie z tego sprawę.Och, jakże to było idealnie przemyślane, jakie sprytne!Zalewał go pot.I na kogoś takiego posłałem parę zwykłych morderców.Pot ściekał mu po plecach, pod pachami.Czuł, że ma wilgotne, śliskie dłonie, chociaż nic nimi nie robił, tylko je zaciskał i otwierał, zaciskał i otwierał, zmagając się z paniką, z chęcią walki z krzesłem, które, jak wiedział, nie przesunie się ani o cal.Ileż to razy instruował Federica, by, kiedy Carlo jest z kobietą, trzymał się od niego z daleka; ileż to razy ostrzegał go, by nie ważył się wyciągać go z niczyjego łóżka?Wspaniale zostało wszystko zainscenizowane, tylko że to nie jest opera.Pomyśleć, że sam powiedział: - Jest przecież tylko eunuchem, mogą go zadusić gołymi rękami!Patrzył, jak Tonio siada naprzeciw przy stole w rozpiętej przy szyi koszuli, na światło igrające na jego twarzy i ruchy pełne dziwnego wdzięku, przypominające ogromnego kota czy panterę.Poczuł w sobie rosnącą, niebezpieczną nienawiść do tej doskonałej twarzy, każdego szczegółu ciała, które miał przed oczyma, do wszystkiego, co kiedykolwiek wiedział i musiał z cierpieniem wysłuchać na temat Tonia-śpiewaka, Tonia-czarownicy stojącej w światłach rampy, Tonia, młodego i pięknego; tego sławnego Tonia, dziecka wychowanego przez Andreę pod dachem jego domu, otoczonego wszelkimi dobrodziejstwami, któremu folgowano przez wszystkie lata, gdy on szalał, szalał ze złości w Stambule, Tonia, który dostał wszystko, przed którym nigdy, ani na chwilę, nie udało mu się uciec, Tonia, Tonia, Tonia, którego imię wykrzyknęła na łożu śmierci, który trzymał go teraz bezbronnego w niewoli, mimo iż poszedł pod nóż, mimo tych długich kończyn eunucha, mimo siepaczy i ostrożności.Oszalałby z tej nienawiści, gdyby nie wyraził jej głośnym rykiem.Ale myślał jednak, cały czas myślał.Jego siepacze potrzebowali czasu.Czasu, by zorientować się, że ten dom jest pusty, zbyt ciemny.Czasu, by zacząć się po nim skradać.- Czemu mnie nie zabiłeś? - powiedział, zmagając się nagle ze skórzanym pasem i łapiąc rękami powietrze.- Dlaczego nie zrobiłeś tego w gondoli? Czemu mnie nie zabiłeeeś?- Szybko, ukradkiem? - Usłyszał znajomy, zachrypnięty szept.- Bez wyjaśnienia? Tak jak zaatakowali mnie w Rzymie twoi ludzie?Carlo zmrużył oczy.Czas, potrzebował czasu.Federico świetnie wyczuwał niebezpieczeństwo.Zorientuje się, że coś jest nie tak.Był przy budynku.- Chcę trochę wina - rzekł Carlo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]