Podstrony
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej Œmierci
- Green Roger Lancelyn Mity Skandynawskie
- Roger Lancelyn Green Mity Skandynawskie
- Roger Lancelyn Green Mity Skandynawskie (2)
- Roger Manvell, Heinrich Fraenkel Goering
- Cook Glenn Czerwone Zelazne Noce
- Sapkowski Andrzej Wieczny ogień
- (58) Mróz Jacek
- antologia iskry z popiołów
- Laura E. Nym Mayhall The Militant Suffrage Movement;
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ugrzesia.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mięśnie jego ramion falowały jak morskie pływy.Jego wysiłki sprawiały, że lśnił się od potu.Przeklinał mnie tak cudownie, było to jak poemat.Stałem osłupiały.Ledwie, tylko ledwie go powstrzymałem i bardziej potrzebna była do tego cała moja czarna magia niż siła mojego ciała.Zaprawdę, to Gloring i Dammerung byli najwspanialsi.- Niestety, biedny Eryk nie mógł dokonać znaczniejszego czynu.- Nie.Ani żaden z tych, z którymi się zmierzyłem.A teraz panowanie mojego pana, Glauma, nigdy się nie skończy, gdyż Ciemność pokonała Światło.Nie ma już kto powstać przeciw nam.- Powiedz mi, który to miecz Dammer wśród połamanej broni, jaką widzę na podłodze, i gdzie leżą kości Gloringa, bym mógł zobaczyć, gdzie upadła nasza największa nadzieja.- Za dużo gadasz, starcze.Czas już kończyć tę rozmowę.- Jednak pośród tych spustoszeń widzę tylko dziewięć rękojeści.Wyciągam pazury i staję na tylnych łapach, by go uderzyć.Ale on powstrzymuje mnie - nie za pomocą magii, lecz pojedynczego stwierdzenia:- Jeszcze nie zwyciężyłeś.- Jak możesz tak mówić, skoro jesteś ostatni?- Kłamałeś - mówi dalej - kiedy rzekłeś, że panowanie twojego pana nigdy się nie skończy, że Ciemność pokonała Światło.Nie widzisz własnej słabości.- Nie mam słabości, czarnoksiężniku.- Przez mrok widzę jego uśmiech.- Zgoda - rzucam wtedy.- Nie musisz przeklinać dobra, prawdy, piękna i szlachetności, żeby w zamian otrzymać szybką śmierć.Opowiedz mi tylko o słabości, którą widzisz.- Zawsze uważałem, że korzyści z szybkiej śmierci są niezbyt istotne - odpowiada.- Powiedz mi, bym mógł zapobiec jej wykorzystaniu.Zuchwały starzec ma czelność się śmiać.Postanawiam, że jego śmierć będzie powolna bez względu na to, co zrobi.- Powiem ci, a ty nadal nie będziesz mógł się przed tym uchronić.Widzę teraz, że umrzesz, gdy poznasz miłość.Tupię nogą i ryczę.- Miłość? Miłość? Twój umysł jest w równie kiepskim stanie jak cała reszta, jeśli oskarżasz mnie o tak obrzydliwą słabość! Miłość!Mój śmiech rozbrzmiewa w jaskini, kiedy pozbawiam go głowy i toczę ją z powrotem wzdłuż przejścia, trzymając za brodę.Boki mnie bolą od śmiechu.Po jakimś czasie podnoszę czyjąś nogę i zaczynam ją żuć.Raczej twarda.Musiała należeć do tego bohatera.Mój pan, Glaum, od zawsze i na zawsze władca świata, wchodzi tego wieczoru w swoim splugawionym stroju Światła, by podziwiać moje dzieło, by pogratulować mi wieków dobrze spędzonych.W nagrodę za wierną służbę daje mi złoty zegarek misternej roboty, na którym wygrawerowane jest moje imię.- Bactorze, mój kochany - pyta po jakimś czasie - dlaczego widzę szczątki tylko dziewięciu mieczy Światła, skoro wszyscy bohaterowie padli?Chichoczę.- Jest ich tu tylko dziewięć - wyjaśniam.- Ostatni jest w tamtym bocznym korytarzu.Ten bohater wszedł innym wejściem niż pozostali i powstrzymałem go tam.To był spryciarz.- Chciałbym to ujrzeć na własne oczy.- Oczywiście, mój panie.Idź za mną.- Prowadzę go korytarzem.Słyszę, jak wciąga powietrze, gdy zatrzymuję się przed niszą.- Ten jest cały! - syczy.- Człowiek stoi nie naruszony, miecz nie jest złamany.Znów się śmieję.- Ale jest nieszkodliwy, panie.Teraz i na zawsze.Tego obezwładniłem za pomocą magii, nie rozrywałem go siłą mego ciała.Czasem przychodzę tutaj, żeby go podziwiać.Jest najlepszy.Był bardzo bliski zniszczenia mnie.- Głupcze! - krzyczy.- Zaklęcie można zdjąć! I widzę, że są to Gloring i Dammerung! Musimy z nimi skończyć, żeby zapewnić sobie triumf!Sięga do pokrowca przy pasie po różdżkę śmierci.Odwracam się znów i spoglądam na czubek ostrza, które wstrzymałem o cal od mej piersi, kiedy zaklęcie zmroziło wszelki ruch i uczyniło z jego uśmiechniętego szeroko właściciela pomnik sądu i egzekucji na zawsze odroczonych.Ostrze Dammerunga jest cieńsze niż krawędź jakiegokolwiek liścia, jego szpica to punkt, w którym materia zbliża się do nieskończoności tak bardzo, jak to tylko możliwe.Słyszę mojego pana:- Odsuń się, Bactorze.I słyszę inny głos - mój - wykrzykujący słowa, które zdejmują zaklęcie.Rozkoszne pchnięcie dosięga celu, po tysiącach lat zwłoki.Potem miecz wyślizguje się ze mnie w fontannie soków mojego ciała i padam do tyłu.Gdy piękny przedmiot, ociekając mym życiem, obrócony zostaje przeciw Glaumowi, spoglądam na tego, który nim włada, na biel jego przepięknej twarzy, na jego zęby zaciśnięte w szerokim uśmiechu.24 WIDOKI GÓRY FUDŻI HOKUSAIAPamiętam, że w jednym z listów do mojego przyjaciela Carla Yoke’a wspominałem coś o wyglądzie gór za moim domem i o tym, iż dopiero niedawno zdałem sobie sprawę, że obserwowanie ich zmieniającego się wyglądu o każdej porze roku, każdego dnia - tak naprawdę za każdym razem, kiedy na nie patrzę - miało dużo wspólnego z tym opowiadaniem; a to, że w tym czasie natknąłem się na książkę z drzeworytami Ho-kusaia, co wspomniane jest w tej opowieści, było tylko bezpośrednią przyczyną jego napisania.Bez moich gór nie byłoby rozmyślań, opowiadania, nagrody Hugo (tę przyjęła Shawna McCarthy, a przywiózł ją do Nowego Meksyku i dostarczył mi Parris - dzięki, Shawna; dzięki, Parris).Nie mogę wymienić tutaj wszystkich pomniejszych karni, które się do tego przyczyniły.Wszystko zaczęło się od gór.A gdyby nie było ognia Fudżi, który jest dopełnieniem mrozu z mojego pierwszego opowiadania, musiałbym szukać innego tytułu dla tej książki.Dziękuję, Termodynamiko.1.Widok góry Fudżi z OwariKit żyje, chociaż jest pochowany niedaleko stąd, a ja jestem martwa, chociaż patrzę u schyłku dnia na lekkie, różowawe pasy chmur ponad górą w oddali; drzewo na pierwszym planie zapewnia odpowiedni kontrast.Stary bednarz obrócił się w proch, to samo stało się też z jego beczką, jak przypuszczam.Kit powiedział, że mnie kocha, i ja powiedziałam, że go kocham.Oboje mówiliśmy prawdę.Ale miłość może oznaczać wiele rzeczy.Może być narzędziem agresji albo mieć związek z chorobą.Mam na imię Mari.Nie wiem, czy moje życie dopasuje się do kształtów, którym wyruszam na spotkanie podczas tej pielgrzymki.I czy dopasuje się do nich śmierć.To nie dlatego, że taki porządek mi odpowiada.Tak więc zacznij gdziekolwiek.Ruch po okręgu w którąkolwiek stronę - tak jak obręcz tej zaginionej beczki - powinien prowadzić do tego samego miejsca.Przybyłam, by zabić.Noszę ukrytą śmierć, by rzucić ją przeciw tajemnemu życiu.Obie rzeczy są nie do zniesienia.Porównałam ich znaczenie.Gdyby mnie to nie dotyczyło, nie wiem, co bym wybrała.Ale jestem tutaj, ja, Mari, i podążam za magicznymi krokami.Każda chwila jest całością, chociaż każda wymaga swej przeszłości.Nie rozumiem przyczyn, tylko ciągi zdarzeń.I dawno już zmęczyły mnie gry polegające na wywracaniu rzeczywistości do góry nogami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]