Podstrony
- Strona startowa
- Ziemkiewicz Rafal A Czerwone dywany odmierzony krok (3)
- Ziemkiewicz Rafał Czerwone dywany odmierzony krok
- Vina Jackson 03 Osiemdziesišt Dni Czerwonych
- Cook Glenn Czerwone Zelazne Noce
- Chmielewska Joanna Wszystko czerwone.WHITE
- Card Orson Scott Czerwony Prorok (2)
- Yeffeth Glenn Wybierz Czerwona Pigulke
- ARONSON&WILSON&AKERT Psychologia Społeczna
- Hogan James P Giganci T 3 Gwiazda gigantow
- Holt Victoria Córki Anglii 14 Tajemnica jeziora Âświętego Branoka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ugrzesia.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwilami mówiła sobie: wart jest być moim panem, skoro już gotów był mnie zabić.Ilużsalonowych lalusiów trzeba by stopić w jedno, aby uzyskać taki odruch?Trzeba przyznać, że był bardzo piękny w chwili, gdy wszedł na krzesło, aby powiesićszpadę, ściśle w tej samej malowniczej pozycji, jaką jej nadał tapicer! Ostatecznie, to niebyło takie szaleństwo, żem go pokochała.W tej chwili, gdyby się nastręczył jaki sposób nawiązania z Julianem, chwyciłaby się goz przyjemnością.Julian, zamknąwszy się na dwa spusty, oddał się rozpaczy.W przystępieszaleństwa myślał już, żeby rzucić się jej do nóg.Gdyby miast tkwić w pokoju, puścił sięna wędrówkę po ogrodzie i pałacu tak, aby otworzyć furtkę sposobności, męczarnia jegozmieniłaby się może w jednej chwili w szczęście.Ale ten spryt, którego brak mu zarzucamy, wykluczyłby ów wzniosły gest, jakim po-chwycił miecz, który to gest nadał mu tyle powabu w oczach panny.Zwrot ten na korzyśćJuliana trwał cały dzień.Matylda przedstawiała sobie w uroczych barwach krótkie chwilemiłości, żałowała tych chwil. W istocie mówiła sobie miłość moja do tego biednego chłopca trwała, w jego po-jęciu, od pierwszej po północy, kiedy go ujrzałam, jak wchodzi po drabinie z pistoletami wkieszeni, aż do ósmej rano.W kwadrans potem, kiedym słuchała mszy, przyszło mi namyśl, że on może mnie niewolić postrachem.Po obiedzie panna de la Mole nie tylko nie unikała Juliana, ale zagadnęła go i zachęciłaponiekąd, aby się udał z nią do ogrodu! Usłuchał.Brakło mu jeszcze tej próby.Matyldaulegała bezwiednie odradzającej się miłości.Znajdowała niezwykłą przyjemność w tym,aby się z nim przechadzać, patrzyła z ciekawością na ręce, które chwyciły miecz, aby jązabić.Po takim postępku, po wszystkim, co się stało, nie mogło być już mowy o zwadzie.78Stopniowo Matylda zaczęta mu się zwierzać ze stanu swego serca.Znajdowała rozkoszw takiej rozmowie; opowiadała mu o swych przelotnych sympatiach dla pana de Croiseno-is, dla pana de Caylus. Jak to! Caylus także! wykrzyknął Julian; gorycz i zazdrość opuszczonego kochankabuchnęły w tym słowie.Matylda odczuła to; nie było to jej niemiłe.Dręczyła dalej Juliana skreślając mu swoje dawniejsze uczucia obrazowo, z akcentemprawdy.Wiedział, że mówi szczerze.Z bólem widział, że w miarę opowiadania Matyldaczyni odkrycia we własnym sercu.Męka zazdrości nie może iść dalej!Podejrzewać, że rywal cieszy się względami kochanki to już dość okrutne, ale słuchaćopisu uczuć kobiety, którą się samemu ubóstwia, to chyba szczyt męczarni.Och, jakże się czuł ukarany za pychę, w której wynosił się nad Caylusów i Croisenois! Zjakąż męką przeceniał w duchu ich najlżejsze przewagi! Z jaką żarliwą szczerością pogar-dzał sam sobą!Matylda wydawała mu się urocza, wszelkie słowo jest za słabe, aby wyrazić bezmiar je-go podziwu.Idąc obok niej, spoglądał ukradkiem na jej ramiona, ręce, na jej królewskieruchy.Gotów był paść do jej stóp, zmiażdżony miłością i męką, krzycząc: Litości!I ta osoba tak piękna, tak niepospolita, która raz jeden darzyła mnie swą łaską, teraz po-kocha zapewne pana de Caylus.Julian nie mógł wątpić o szczerości panny de la Mole; we wszystkim, co mówiła, dzwię-czał ton prawdy.Na domiar niedoli Juliana bywały chwile, w których Matylda, zagłębiającsię w swoje chwilowe uczucia dla pana de Caylus, zaczynała mówić o nich tak, jakby onejeszcze trwały.W głosie jej przebijała miłość, Julian to czuł.Cierpiał bardziej, niż gdyby mu lano w piersi roztopiony ołów.W jaki sposób, doszedł-szy do tego bezmiaru męki, biedny chłopiec mógłby zgadnąć, że jeśli panna de la Moleznajduje tyle przyjemności w rozpamiętywaniu cienia sympatii dla pana de Caylus lub panade Luz, to dlatego że rozmawia o tym z nim, z Julianem?Niepodobna opisać męczarni Juliana.Słuchał zwierzeń miłości Matyldy do innych w tejsamej alei lipowej, gdzie tak niedawno czekał, aż wybije godzina, aby wejść do jej pokoju.Niepodobna udzwignąć więcej cierpienia.Ta bolesna rola trwała długi tydzień.Panna zdawała się szukać Juliana lub bodaj nieunikała rozmowy; tematem zaś, do którego wracali z okrutną rozkoszą, były uczucia Ma-tyldy do innych.Streszczała mu listy, które niegdyś pisywała, przytaczała słowa, zdaniacałe.Przyglądała się Julianowi ze złośliwą radością.Cierpienia jego sprawiały jej rozkosz.Widać z tego, że Julian nie miał doświadczenia, że nie czytywał nawet romansów.Gdy-by był nieco sprytniejszy i gdyby z zimną krwią powiedział ubóstwianej dziewczynie, prze-rywając jej te dziwne zwierzenia: Przyznaj, że choć nie mam tylu zalet co tamci, pomimo tokochasz mnie.Może byłaby rada, że ją odgadł; a przynajmniej powodzenie zależałoby najzupełniej odchwili i od wdzięku, z jakim Julian wyraziłby tę myśl.W każdym razie położyłby może zkorzyścią dla siebie koniec sytuacji, która zaczynała już być monotonna w oczach Matyl-dy. Nie kochasz mnie już, a ja cię uwielbiam! wykrzyknął raz Julian, oszalały z miłości imęki.Było to chyba największe niezgrabstwo, jakie mógł popełnić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]