Podstrony
- Strona startowa
- Strugaccy A. i B Poniedzialek zaczyna sie w sobo
- Strugaccy A. i B Poniedzialek zaczyna sie w sobo (2)
- Strugaccy A. i B Miasto skazane
- dialog z bogiem w utworach lite
- Strugaccy A. i B Trudno byc bogiem (2)
- BURCKHARDT KULTURA ODRODZENIA WE WŁOSZECH wydrukowane wstęp i nota biograficzna
- Koontz R. Dean W okowach lodu (SCAN dal 1154)
- Szrejter Artur Mitologia Germanska (2)
- Jonathan Nasaw Dziewczyny, których pożądał
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szkodnikowo.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tłukę to szare draństwo gdziekolwiek mi się napatoczył- Co tam chrypi ta beczka piwa? - zapytał głośno szary kapitan z długą twarzą.Baron uśmiechnął się zadowolony.Wygramoli) się z hukiem zza stołu i wlazł na ławę.Rumata podniósł brwi i zabrał się do drugiego skrzydełka.- Hej, szara hołoto! - baron darł się, jakby oficerowie byli oddaleni przynajmniej o wiorstę.- Onegdaj ja, baron Pompa don Bau, sprawiłem waszym nie lada łaźnię! Wie pan, przyjacielu - mówił spoglądając na Rumatę nie-omal spod sufitu - piliśmy właśnie z ojcem Cabani wieczorem u mnie w zamku, a tu nagle przylatuje stajenny z wieścią, że banda szarych roznosi karczmę "Złota Podkowa".Moją karczmę na mojej rodowej ziemi! Krzyknąłem "Na koni" - i pognaliśmy tam ile pary w końskich płucach.Przysięgam na ostrogę, że była ich cała banda, ze dwudziestu.Złapali jakichś trzech ludzi, popili się jak świnie.Pić to ci sklepikarze nie umieją.dalej wszystkich siekać i wszystko rozbijać.Schwyciłem jednego za nogi i zaczęła się zabawa.Pędziłem ich aż do Ciężkich Mieczy.Krwi było, nie uwierzy pan, po kolana, a ile toporów tam się poniewierało.W tym punkcie opowiadanie barona zostało przerwane.Kapitan z długą twarzą zamachnął się i ciężki metalowy nóż szczęknął o napierśnik barona.- Dawno tak trzeba było! - zawołał baron i wyciągnął z pochwy wielki oburęczny miecz.Zadziwiająco zwinnie zeskoczył na podłogę, miecz jak błyskawica przeciął powietrze i rozrąbał belkę pułapu.Baron zaklął.Sufit osiadł, na głowy obecnych posypały się śmieci.Teraz już wszyscy byli na nogach.Szlacheccy hołysze odskoczyli pod ściany.Młodzi arystokraci wdrapali się na stół, by lepiej widzieć.Szarzy utworzyli półkole i trzymając brzeszczoty na sztych, ruszyli drobnymi kroczkami na barona.Jedynie Rumata siedział dalej zastanawiając się, po której ręce barona stanąć, by się nie dostać pod jego miecz.Szerokie ostrze świszczało złowieszczo opisując migoczące kręgi nad głową barona.Ten człowiek porażał wyobraźnię.Było w nim coś z ciężarowego śmigłowca ze śmigłem na jałowych obrotach.Szarzy okrążywszy barona z trzech stron byli zmuszeni się zatrzymać.Jeden stanął niefortunnie tyłem do Rumaty, który przechylił się przez stół, chwycił go za kołnierz i ścisnąwszy na talerze z resztkami jedzenia, trzasnął go kantem dłoni poniżej ucha.Szary zamknął oczy i znieruchomiał.Baron zawołał:- Dobij go, przyjacielu, a ja się rozprawię z tamtymi! On tu ich wszystkich wysiecze, pomyślał Rumata z niezadowoleniem.- Posłuchajcie - zwrócił się do szarych.- Nie będziemy psuć sobie wzajemnie wesołej nocy.Nie dotrzymacie nam placu.Rzućcie broń i opuśćcie ten lokal.- Jeszcze czego! - zaprotestował gniewnie baron.- Ja chcę się bić! Niech oni też się biją! Bijcież się, do stu tysięcy fur beczek!Z tymi słowami ruszył na szarych jak burza, kręcąc młyńca mieczem.Szarzy cofali się blednąc coraz bardziej.Bez wątpienia nigdy w życiu nie widzieli ciężarowego Śmigłowca.Rumata jednym susem przeskoczył stół.- Chwileczkę, przyjacielu - powiedział.- Doprawdy nie warto wszczynać burdy z tymi ludźmi.Nie podoba się panu ich obecność w tym lokalu? Więc pójdą sobie.- Bez broni nie pójdziemy - odezwał się ponuro któryś z poruczników.- Oberwiemy za to.Jestem w patrolu.- No to zabierzcie broń, czort z wami - zgodził się Rumata.- Klingi do pochew, ręce na kark, przechodzić pojedynczo! ! żadnych draństw! Bo kości połamię!- Jak mamy przejść? - spytał z irytacją kapitan.- Ten szlachcic zagradza nam drogę!- I będę zagradzać! - upierał się baron.Młodzi arystokraci parsknęli obraźliwym śmieszkiem.- No dobrze - rzekł Rumata.- Będę trzymał barona, ale pospieszcie się, bo długo nie zdołam go utrzymać! Hej tam, w drzwiach, oswobodzić przejście!.Baronie - z ledwością objął Pampę w pół - zdaje mi się, że zapomniał pan o jednej ważnej okoliczności.Przecież ten sławny miecz służył pańskim przodkom tylko w szlachetnej potrzebie, albowiem powiedziane jest: "Nie obnażaj miecza w tawernach".Na twarzy barona bez przerwy wywijającego mieczem pojawił się wyraz zadumy.- Ale ja nie mam drugiego miecza - mruknął niezdecydowanie.- Tym bardziej!.- rzekł z naciskiem Rumata.- Sądzi pan? - Baron wciąż jeszcze się wahał.- Pan wie o tym lepiej ode mnie!.- Tak.Racja jest po pańskiej stronie.- Popatrzył w górę na swą szaleńczo młynkującą dłoń.- Nie uwierzy pan, przyjacielu, ale ja mogę tak kilka godzin pod rząd i zupełnie nie odczuwam zmęczenia.Ach, czemuż ona mnie teraz nie widzi?!- Opowiem jej - przyrzekł Rumata.Baron westchnął i opuścił miecz.Szarzy przebiegli chyłkiem obok niego.Odprowadził ich wzrokiem.- Nie wiem, nie wiem.- w jego głosie znów brzmiała niepewność.- Jak pan sądzi, czy słusznie zrobiłem nie dając im na pożegnanie kopniaka w tyłek?- Bardzo słusznie - zapewnił go Rumata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]