Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Herbert Frank Mesjasz Diuny
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- frenetic.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zostało po niej dwustumetrowe osuwisko, jednak nawet ono miało formę stromej ściany, idealnie gładkiej, bez jakichkolwiek półek czy występów albo szerokich szczelin, które mogłyby ułatwić wspinaczkę.Klif schodził pionowo do wody, podobnie jak przed odpaleniem pocisku: nie było najmniejszej choćby niszy lub wystającej płaszczyzny, do której ponton mógłby dobić i przycumować.Gorow opuścił lornetkę.Zwracając się ponownie do trzech marynarzy pozostających na głównym pokładzie, wydał polecenie rozmontowania wyrzutni i zejścia pod pokład.- Moglibyśmy podpłynąć bliżej, a następnie wysłać dwóch ludzi na pontonie - powiedział Żuków z przygnębieniem w głosie - dostosowaliby swoją prędkość do prędkości dryfu góry, a potem spróbowaliby się do niej jakoś przykotwiczyć, dając się swobodnie holować.Wtedy ponton posłużyłby jako platforma dla wspinaczy, którzy.- Nie.To zbyt niestabilne - stwierdził Gorow.- Albo mogliby wziąć ze sobą ładunki wybuchowe i wysadzić fragment lodu, tworząc półkę, z której bylibyśmy w stanie przeprowadzić dalszą część akcji.Gorow potrząsnął głową.- Nie.To wyjątkowo ryzykowny plan; coś w rodzaju próby uchwycenia się pędzącego pociągu podczas jazdy na rowerze, aby zaoszczędzić sobie wysiłku pedałowania.Lód oczywiście nie porusza się tak szybko jak pociąg, ale problemy stwarza wzburzone morze i wiatr.Nikogo nie wyślę na tę samobójczą wyprawę.Miejsce do przycumowania musi być gotowe, zanim pontony dopłyną do lodu.- Co w takim razie robimy?Gorow przetarł gogle wierzchem zmrożonej rękawicy.Jeszcze raz dokładnie przyjrzał się klifowi przez lornetkę.W końcu rozkazał:- Powiedzcie Timoszence, żeby nawiązał łączność z polarnikami z Edgeway.- Rozkaz, kapitanie.Co ma im zakomunikować?- Niech się dowie, gdzie jest zlokalizowana ich jaskinia.O ile znajduje się w pobliżu zawietrznego brzegu góry.Hmm, może to nie będzie konieczne, ale jeśli jest blisko strony zawietrznej, wówczas powinni ją natychmiast opuścić.- Opuścić? - zapytał Żuków.- Chcę zobaczyć, czy będę w stanie stworzyć odpowiednie miejsce do przycumowania, jeżeli za pomocą torpedy wysadzę podstawę klifu.- Wyjdźcie już stąd wszyscy - nalegał Harry.- Muszę powiadomić Gunvalda, co się tutaj dzieje.Wyniosę radio na zewnątrz, jak tylko z nim porozmawiam.- Ale Larsson z pewnością słuchał wszystkich rozmów, które odbyłeś z Rosjanami - powiedział Franz.Harry pokiwał głową.- Być może.Ale jeśli nie, to powinien poznać ich treść.- Masz na to jeszcze tylko kilka minut - martwiła się Rita.Chwyciła go za rękę, jakby chciała wyciągnąć go ze sobą z jaskini bez względu na jego ewentualny opór.Ale natychmiast wyczuła, że miał jeszcze jeden, nawet ważniejszy powód, dla którego pragnął skontaktować się z Gunvaldem, a przy tym nie chciał ujawniać go przed innymi.Spojrzeli na siebie ze zrozumieniem.- Tylko kilka minut - powiedziała Rita.- Pamiętaj.Nie zacznij z nim przypadkiem plotkować o starych przyjaciółkach.Harry uśmiechnął się.- Nigdy nie miałem żadnych starych przyjaciółek.- Tylko młode?Do dyskusji włączył się Claude.- Harry, naprawdę myślę, że nie powinieneś.- Nic się nie martw.Obiecuję wyjść na zewnątrz na długo przed rozpoczęciem całej tej strzelaniny.A teraz wszyscy wychodźcie.No, prędko.Lodowa grota nie znajdowała się ani w.pobliżu zawietrznej ściany góry, ani w okolicy jej środka, gdzie według słów rosyjskiego łącznościowca miała uderzyć torpeda.Niemniej jednak jednogłośnie postanowili przenieść się do pojazdów śnieżnych.Wstrząs powstały w wyniku eksplozji z pewnością przemieści się z jednego końca dryfującej wyspy na drugi i setki połączonych bloków lodu, formujących sklepienie jaskini, mogły poddać się tej wibracji.Gdy tylko pozostał sam, Harry ukląkł przy nadajniku i wezwał Gunvalda.- Słyszę cię, Harry.- Głos Gunvalda był odległy, słaby i częściowo zagłuszony przez szum w eterze.- Czy słuchałeś moich rozmów z Rosjanami? - zapytał Harry.- Niewiele z nich mogłem usłyszeć.Na skutek sztormu występują silne zakłócenia, a poza tym z każdą minutą coraz bardziej oddalacie się ode mnie.- Ale przynajmniej masz ogólny obraz sytuacji - powiedział Harry.- Nie mam czasu rozmawiać na ten temat.Chcę cię prosić, żebyś coś dla mnie zrobił.Coś, co prawdopodobnie, z moralnego punktu widzenia, uznasz za niewłaściwe.Tak zwięźle, jak to tylko było możliwe, Harry opowiedział Gunvaldowi Larssonowi o próbie zabicia Briana Dougherty’ego, a następnie szybko wyjaśnił istotę swojej prośby.Szwed był zaszokowany atakiem na Briana, jednak rozumiejąc potrzebę pośpiechu, nie pytał o dalsze szczegóły.- To, co chcesz, abym zrobił, nie należy do rzeczy szczególnie przyjemnych - przyznał Larsson - ale w tych okolicznościach.Szum zagłuszył dalszy ciąg wypowiedzi.Harry zaklął, spojrzał na wejście do jaskini, ponownie zwrócił się do mikrofonu i powiedział:- Lepiej to powtórz.Nie zrozumiałem, co mówiłeś.Przez szumy i trzaski przebijały się tylko strzępki stów: -.powiedziałem, że w zaistniałych okolicznościach.wydaje się konieczne.- Zrobisz to, prawda?- Tak.Natychmiast.- Ile czasu ci to zajmie?- Jeśli mam się spieszyć.- dalsze słowa zanikły, lecz po chwili głos znowu stał się słyszalny -.biorąc pod uwagę, że to, czego szukam, będzie ukryte.pół godziny.- W porządku.Ale spiesz się.Zrób to koniecznie.Gdy Harry odkładał mikrofon, do jaskini wszedł Pete Johnson.- Człowieku, czy ty jesteś samobójcą? Chyba myliłem się myśląc, że jesteś urodzonym bohaterem.Może po prostu jesteś stuprocentowym masochistą.Spieprzajmy stąd, zanim ten sufit się zawali.Odłączając mikrofon i wręczając go Pete’owi, Harry stwierdził:- To mnie nie rusza.Pamiętaj: jestem bostończykiem.A niech się wali to sklepienie.Guzik mnie to obchodzi.- Może ty nawet nie jesteś masochistą, lecz po prostu jakimś totalnym świrem.- Oczywiście, tylko szaleńcy decydują się na spędzenie życia za kołem podbiegunowym - powiedział Harry, podnosząc nadajnik za grube, krzyżujące się skórzane paski przymocowane do obudowy.Postanowił nie wspominać, o co poprosił Gunvalda, ponieważ wziął sobie do serca radę Pete’a.Nie mógł ufać nikomu.Z wyjątkiem siebie.I Rity.I Briana Dougherty’ego.Wychodząc z jaskini Harry zobaczył, że zamiast płatków śniegu, dookoła zacinały miotane wiatrem igiełki lodu.Ostre, błyszczące szpilki migotały w światłach reflektorów, tworząc kłęby diamentowego pyłu, który - unoszony w linii horyzontalnej - ocierał się o napotkane na swojej drodze nierówności terenu.Lodowe żądła kłuły odsłonięte fragmenty twarzy Harry’ego, a jego kombinezon momentalnie pokryła przezroczysta, lśniąca skorupa.Magazyn w Bazie Edgeway składał się z dwóch połączonych ze sobą baraków wypełnionych narzędziami, częściami zapasowymi, sprzętem, którego aktualnie nie używano, żywnością i innymi potrzebnymi artykułami.Zaraz za drzwiami Gunvald zdjął swoją grubą kurtkę i powiesił ją na drewnianym uchwycie, tuż obok elektrycznego ogrzewacza.Pokrywająca kurtkę skorupa lodu zaczęła zamieniać się w spływającą cienkimi strużkami wodę, jeszcze zanim zdążył zdjąć wierzchnie buty.Chociaż magazyn nie znajdował się daleko od baraku telekomunikacyjnego, jednak Gunvald zdążył solidnie zmarznąć przedzierając się przez zaspy śniegu, pośród zamieci lodowych igiełek.Obecnie znajdował się w przyjemnie nagrzanym wnętrzu.Bezszelestnie przeszedł w swoich filcowych butach w drugi koniec pomieszczenia.Miał nieprzyjemne wrażenie, z którego nie był w stanie się otrząsnąć: czuł się jak złodziej grasujący w cudzym domu.Tylną część baraku spowijał łagodny mrok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]