Podstrony
- Strona startowa
- Pullman Philip Mroczne materie 1 Zorza północna (Złoty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Farmer Philip Jose ÂŒwiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Pullman Philip Mroczne materie 01 ZÅ‚oty kompas
- Pullman Philip Mroczne materie 02 Magiczny nóż
- Moorcock Michael Corum 3 Krol Mieczy
- Lem Stanislaw Bomba megabitowa (SCAN dal 935)
- W szponach szantazu Hram A
- Forsyth Frederick Negocjator (4)
- Gregory Philippa Klątwa Tudorów
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bless.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znowu gada z tymi okropnymi zmarłymi, stwierdziła Edie.Z tymi, co to nigdy nie zaznali w życiu radości, ani w ogóle niczego.To nic dobrego, Bili, pomyślała.Już postanowiłam.Nocą, w szlafroku i kapciach Edie biegła ścieżką do domu Hoppy Haringtona.- Jeśli chcesz to zrobić, lepiej się pośpiesz - zawołał ze środka Bili.On wie o nas.mówią mi o tym, zmarli mi o tym mówią.Powiedzieli, że jesteśmy w niebezpieczeństwie.Gdy podejdziemy wystarczająco blisko, mogę naśladować kogoś zmarłego, wystraszy się, on panicznie się ich boi.To dlatego że dla niego zmarli są jak ojcowie, mnóstwo ojców i.- Siedź cicho - rozkazała Edie.- Niech pomyślę.- W ciemnościach straciła orientację.Nie mogła znaleźć ścieżki przez dębowy las i stanęła, oddychając głęboko i próbując ustalić właściwy kierunek w bladym świetle półksiężyca.Na lewo, doszła do wniosku.W dół pagórka.Nie mogę spaść, usłyszałby hałas, ma doskonały słuch, nawet na dużą odległość.Schodziła ostrożnie, krok po kroku, wstrzymując oddech.- Mam pomysł - mamrotał Bili, za żadne skarby nie chciał zamilknąć - Kiedy znajdę się blisko niego, zacznę naśladować kogoś zmarłego.Nie spodoba ci się to, ale potrwa tylko kilka minut, a potem przemówię do mego bezpośrednio, prosto z ciebie.Czy to.- Zamknij się - powiedziała desperacko Edie.Znajdowali się nad domem Hoppy'ego, widziała leżące w dole światła.- Proszę, Bili, proszę.- Ale muszę ci wyjaśnić - ciągnął Bili.- Kiedy.Urwał.We wnętrzu dziewczynki zrobiło się pusto.- Bili - zawołała.Zniknął.Na wprost niej w nikłym świetle księżyca unosiło się coś, czego nigdy wcześniej nie widziała.Dryfowało w powietrzu z ogonem długich, jasnych włosów.Podpłynęło do góry, by znaleźć się na wysokości jej oczu.Ujrzała maleńkie, przygasłe ślipka i rozchylone usta.Postać składała się wyłącznie z małej, okrągłej głowy przypominającej piłkę baseballową.Z rozchylonych ust dobiegł pisk, po czym uwolniona postać pożeglowała w górę.Dziewczynka patrzyła, jak nabiera wysokości i unosi się ponad drzewami w kierunku nieznanych sobie dotąd rejonów.- Bill - powiedziała Edie.- Hoppy mi cię zabrał.Hoppy wyjął cię ze środka.- I odchodzisz, uświadomiła sobie, Hoppy zmusza cię do odejścia.- Wróć - zawołała, lecz nie miało to znaczenia, ponieważ nie mógł żyć poza jej ciałem.Wiedziała o tym, doktor Stockstill jej powiedział.Nie mógł się urodzić, Hoppy wiedział o tym i zmusił go do narodzin, wiedząc, że Bill umrze.Już nie będziesz nikogo naśladował, pomyślała.Mówiłam, żebyś siedział cicho, a ty nie posłuchałeś.Wytężyła wzrok i zobaczyła - a może jej się tylko wydawało - niewielki obiekt z kitą długich włosów, wysoko ponad ziemią.który prawie w tej samej chwili bezszelestnie rozpłynął się w powietrzu.Została sama.I po co dalej żyć? To koniec.Odwróciła się i weszła z powrotem na wzgórze ze zwieszoną głową i zamkniętymi oczami, po omacku znajdując drogę.Do domu, do łóżka.Czuła w środku ziejącą wyrwę.Gdybyś tylko siedział cicho, pomyślała.Nic by nie usłyszał.Mówiłam ci.Dryfujący w atmosferze Bill Keller niewiele widział, niewiele słyszał, czuł jednak rosnące poniżej drzewa i zwierzęta przemykające wśród nich.Czuł, jak ciśnienie wypycha go w górę.Przypomniał sobie, że miał kogoś naśladować i zrobił to.Jego głos rozbrzmiał metalicznie w chłodnym powietrzu, dotarł do jego uszu i wyrwał mu z gardła radosny okrzyk.- Nasza nieroztropność dawała nam szkołę - pisnął i echo głosu wzbudziło w nim niezmierny zachwyt.Napór ciśnienia ustał, Bili podskoczył, po czym dał nura w dół.Spadał jak kamień i tuż nad ziemią, zamiast na niej osiąść, zwabiony obecnością człowieka skierował się w stronę domu Hoppy'ego Harringtona.- Oto wola Boża! - wykrzyknął cienkim głosikiem.- Na tym strasznym przykładzie widzimy, że pora położyć kres testom nuklearnym w atmosferze.Wszyscy macie napisać do prezydenta Kennedy'ego! - Nie miał pojęcia, kim jest Kennedy.To pewnie jakaś żyjąca postać.Rozejrzał się, ale jej nie zobaczył, zamiast tego jego spojrzenie padło na dębowy las i zwierzęta, ujrzał ptaka o bezszelestnych skrzydłach, zakrzywionym dziobie i bystrych oczach.Kiedy ptak skierował się w jego stronę, przerażony Bili pisnął.Ptak wyraził skrzekiem żądzę rozszarpania go na kawałki.- Wy wszyscy! - krzyknął Bill, uciekając w ciemnościach.- Musicie napisać swój protest!Gdy mknął pomiędzy drzewami, nieubłaganie śledziły go błyszczące oczy podążającego za nim ptaka.Sowa go dopadła.I połknęła za jednym razem.Ponownie znalazł się w środku.Przestał widzieć i słyszeć.Sowa, pohukując, leciała dalej.- Słyszysz mnie? - zapytał Bili Keller.Może słyszała, a może nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]