Podstrony
- Strona startowa
- Paul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. II
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- Moorcock Michael Zwiastun Burzy Sagi o Elryku Tom VIII
- Brin Dav
- Chmielewska Joanna (Nie)boszczyk maz (2)
- Norton Andre Odrzucona korona
- King Stephen Desperacja (SCAN dal 836)
- Ken Kesey Lot Nad Kukulczym Gniazdem
- Sw. Brygida
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedno i drugie stawiam na nocnym stoliku.Biegnę z powrotem do Billy'ego, każę mu zdjąć ubranie i wykąpać się.- To, co masz na sobie, i wszystkie ciuchy z worka wrzuć do kosza na brudy.Jutro je wypiorę.Masz tu szlafrok i piżamę dziadka.Nie będę czekał na Joan, sam zaniosę rzeczy Billy'ego do pralni automatycznej.Jak tu dłużej poleżą, trzeba będzie przeprowadzić dezynfekcję.- Billy, wykąp się porządnie, umyj włosy i odpocznij, a ja tymczasem uśpię Mamę.Szampon stoi pod umywalką.Wracam do sypialni.Mama ma atak.Nie połknęła valium.Trzyma głowę na poduszce, ale co chwila ją unosi, kiedy chce mówić.Siadam na brzegu łóżka i zmuszam ją do zażycia valium.- Co z nim jest, Jacky? On chyba jest chory.Jak on się odżywia? Czy tak się teraz ubiera młodzież studencka? Wygląda jak jakiś hippis.A może on zażywa narkotyki? Zapytaj go, Jacky, niech ci powie! Nie życzę sobie tu w domu żadnych narkomanów!Gada i gada.- Nawet na hippisa jest za brudny, wygląda jak ostatni łachmyta.Że też mu policja pozwoliła w tym stanie chodzić po ulicy!Słucham i czekam, aż valium zacznie działać.Mama z grubsza ma we wszystkim rację.Tak to już z Mamą jest.Nawet nie zmyśla, tylko chwyta końce luźnych wątków i tka z nich własne fantazje.Wreszcie się uspokaja.Wymykam się cicho z pokoju.Billy właśnie skończył się kąpać i wychodzi z łazienki, ociekający wodą, w zapasowym szlafroku Taty.Idzie do dużego pokoju, włącza telewizor i zwala się na bujak, zarzucając nogi na drugi fotel.Billy jest specjalistą od czucia się wszędzie jak u siebie w domu.Idę do łazienki.Wszystko pływa, a w wannie stoi brudna woda po kąpieli.Zdaje się, że kto raz przywykł do prysznica, przestaje umieć korzystać z wanny.Billy na pewno nie zostawił wody specjalnie: po prostu nie pomyślał.Wycieram mokrą łazienkę, wrzucam ciuchy Billy'ego do brudów i szoruję wannę.Nic nie będę mówił.Chciałbym się przede wszystkim dowiedzieć, co on tutaj robi i dlaczego nie jest w szkole.Kiedy wracam do dużego pokoju, najpierw ściszam telewizor, żeby nie obudził Mamy.Billy słucha wszystkiego w natężeniu o dwa decybele większym, niż potrafię wytrzymać.W przerwie między programami podnoszę się i wyłączam telewizor.- Billy, babcia nie jest w najlepszej formie.Miała dwa poważne zawały, ledwo się trzyma.Każdy kolejny przeżyty dzień to dla niej wielki sukces.Przeżyła tak zwaną okluzję.Nie znosi silnych wstrząsów ani wysiłku fizycznego.Ale z babcią to jeszcze mały kłopot, gorzej z dziadkiem.Opowiadam mu wszystko i widzę, jak blednie.Wszystkie nasze dzieci bardzo Tatę kochają.Tato potrafi się bawić z małymi dziećmi.Zawsze znajdzie dla nich nową zabawę - a to jakąś sztuczkę, a to własnoręcznie zrobioną zabawkę, a to rzutki, ping-pong, wiatrówkę.Dla Mamy był to zawsze dowód, że Tato “ma nierówno pod sufitem".Joan ma to rzekomo po nim: znane wariactwa Tremontów.Billy przestał się huśtać, siedzi wychylony do przodu.Nie chcę być okrutny, ale muszę go zorientować w sytuacji.Mówię mu, że Tato nas nie poznaje, że nie mówi, że trzeba go myć i karmić.Billy dopytuje się, dlaczego tak się stało.Powtarzam mu to, co mi powiedzieli Ethridge i Santana: że to nagły przypływ starczej demencji.Ale zaraz dodaję, co naprawdę sądzę o tutejszej opiece szpitalnej.Nie mówiłem tego jeszcze nikomu, nawet Joan.Wyjawiam swoje wątpliwości zarówno co do sposobu leczenia Taty, jak i samej diagnozy.Mam silne przeczucie, że to jest coś czysto fizjologicznego, bardziej skomplikowanego niż zwykłe zmiany starcze.Biorę też pod uwagę błąd anestezjologa albo blokadę arterii doprowadzającej krew do mózgu - a może w wyniku operacji powstał skrzep? Strzelam na oślep, za mało znam się na tych sprawach.Spowiadam się ze swoich wątpliwości, z pytań; muszę się w końcu wygadać.Dotychczas nie uświadamiałem sobie, że po Vron i Joan, Billy jest dla mnie najbliższym człowiekiem.Ta świadomość przyszła jakoś niepostrzeżenie.- Wierz mi, Bill, Tato zdradzał wyjątkowo słabe oznaki starości jak na mężczyznę w swoim wieku.Pewnie że to już nie pięćdziesięciolatek, ale też na pewno nie zramolały staruszek.W końcu pytam Billa, co tutaj robi.Mówi, że rzucił szkołę, że nic mu ona nie dawała.W to bym jeszcze uwierzył.Jak człowiek nie wie, czego chce, szkoła może być formą zabicia czasu.Ale Billy był zawsze takim dobrym uczniem.Pytam, jakie ma plany - pójść do pracy, czy co.Wtedy właśnie bąka coś o powrocie do Francji.Oczywiście, i Vron, i ja bylibyśmy bardzo szczęśliwi mając go blisko siebie, ale jeżeli nie chce się uczyć, będzie musiał podjąć pracę, nie może się bezczynnie pętać po domu.Billy ma własny styl życia, który pasuje do naszego mniej więcej tak samo, jak moje zwyczaje do życia tu, w Kalifornii.Wyfrunął z gniazda.Nie rozwijamy tematu; żaden z nas nie ma ochoty się zagłębiać.Rozmawiamy o Tacie, a potem Billy wychodzi do swojej sypialni.Ja idę do bocznego pokoju i zasypiam szybciej, niż bym przypuszczał - chyba podświadomie jestem gotów zrobić wszystko, byle tylko nie myśleć.Nazajutrz wpada Joan.Przytula Billy'ego na powitanie i tarmosi go za długie włosy.We dwóch wrzucamy brudy Billy'ego do samochodu.Joan mówi, że pod naszą nieobecność wysprząta dom.Przywiozła też jedzenie, zrobi nam kolację.Po pralni jedziemy do szpitala.Billy z przerażeniem patrzy na Tatę leżącego plackiem z oczami w słup.Tato nie poznaje ani jego, ani mnie, nawet kiedy Billy obejmuje go mocno i całuje.Billy bardzo chciałby coś zdziałać, jest tak gwałtowny w ruchach, że o mało nie zrywa kroplówki.Tato wpatruje się w niego, głowę i kark trzyma sztywno, porusza ustami.Znowu założyli mu cewnik.Zaglądam pod kołdrę - to cewnik założony na stałe.Tato zmienił się w chodzący ochłap mięsa.Gdyby nie był istotą ludzką, pozwolono by mu umrzeć.Jest z nim coraz gorzej i nic nie wskazuje na to, aby dało się tutaj coś zmienić, nie przypuszczam, żeby chociaż o dzień dłużej wytrzymał moje amatorskie pielęgniarstwo.Billy jest roztrzęsiony.Wychodzi na korytarz, ja jeszcze zostaję przy Tacie, głaszczę go po głowie, zagaduję po cichu.Tato przypatruje mi się biernie, bez cienia emocji czy zainteresowania.Billy wraca.Przestał płakać, ale jego bladoniebieskie oczy okolone są czerwonymi obwódkami.W drodze na dół windą i na parking nie mówimy prawie nic.Na zewnątrz - powódź słońca.Wyjmuję ze schowka ciemne okulary Taty i podaję je Billy'emu.- Co się stało, Tato? Od czego mu się tak porobiło?Jeszcze raz opowiadam wszystko od początku.Mówię, że nie znam przyczyny i wcale nie jestem pewien, czy lekarze ją znają.Zabieramy rzeczy z pralni.We dwóch składamy ubrania Billy'ego, prześcieradła i ręczniki.Nadal nie rozmawiamy.Po powrocie do domu mówię Joan, że nie ma sensu, by jechała do Taty: Tato nawet nie zauważy, że u niego była.Ale Joan i tak jedzie.Wiem, co czuje.To prawie nie do zniesienia - ale trzeba.Mama dopytuje się o to, co wszyscy chcielibyśmy wiedzieć:- Co z nim jest, Jacky? Zwariował?Próbuję ją przekonać, że nie zwariował.Mama raczy mnie spojrzeniem, które ma być przeciągłe i świdrujące
[ Pobierz całość w formacie PDF ]