Podstrony
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Marsden John Kroniki Ellie 01 Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- John Marsden Kroniki Ellie 1. Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- Tom Mangold, John Penycate Wi podziemna wojna
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Mangold Tom, John Penycate Wi podziemna wojna
- Desmond Morris Naga malpa
- Kowalewski Wlodzimierz Bog zaplacz (SCAN dal 731)
- Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- boszanna.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ależ to wcale nie znaczy, że rzucamy ich tryfidom na pożarcie.Było jednak sporo takich ludzi i trzeba było znaleźć dla nich jakieś miejsce, więc zorganizowano wyprawę, która udała się na Wyspy Normandzkie i zaczęła tam oczyszczać teren od tryfidów w ten sam sposób, w jaki oczyszczaliśmy Wyspę Wight.Około stu osób potem się tam przeniosło.Bardzo dobrze im się tam powodzi.Mamy więc teraz ów okres wzajemnej próby.Nowo przybyli spędzają z nami pół roku, po czym odbywa się zebranie Rady.Jeżeli przybyszom nie podobają się nasze metody, mówią to, a jeżeli my sądzimy, że się do nas nie nadają, także to mówimy.Jeżeli do nas pasują, zostają z nami, jeżeli nie, dbamy o to, żeby się dostali na Wyspy Normandzkie - albo z powrotem na ląd, jeżeli ktoś jest takim dziwakiem, żeby się przy tym upierać.- Trochę do zakrawa na dyktaturę.A w jaki sposób tworzy się i z kogo się składa ta wasza Rada? - pragnął się dowiedzieć Dennis.Iwan potrząsnął głową.- Za długo by to trwało, gdybym miał teraz wdawać się w wyjaśnienia spraw konstytucyjnych.Najlepszy sposób zapoznania się z nami to przyjechać i osobiście się przekonać.Jeżeli się wam spodobamy, zostaniecie - ale nawet jeżeli nie zostaniecie, myślę, że uznacie Wyspy Normandzkie za lepsze miejsce od tego, jakim ta wasza twierdza stanie się przypuszczalnie za parę lat.Po południu, kiedy Iwan wystartował w kierunku południowo - za - chodnim i znikł nam z oczu, wyszedłem i usiadłem na swojej ulubionej ławce w rogu ogrodu.Patrzałem na dolinę, przypominając sobie dobrze osuszone, pielęgnowane łąki, które niegdyś się tu rozpościerały.Teraz wszystko powróciło już niemal do stanu dzikości.Zaniedbane pola upstrzone były skupiskami krzewów, pasmami trzciny, sadzawkami wody.Większe drzewa grzęzły powoli w podmokłym gruncie.Pomyślałem o Cokerze, o tym, co mówił o przywódcy, nauczycielu i lekarzu - i o ogromie pracy, jakiego będzie potrzeba, żebyśmy się mogli utrzymać z naszych kilkunastu hektarów.O tym, jaki wpływ wywrze sytuacja na każde z nas, jeżeli zostaniemy tu uwięzieni.O trojgu niewidomych, którzy z wiekiem czują się coraz bardziej bezużyteczni i sfrustrowani.O Zuzannie, której powinno się stworzyć możliwość posiadania męża i dzieci.O Dawidzie, o córeczce Brentów i o innych dzieciach, które mogą się narodzić, a które będą musiały ciężko pracować, skoro tylko będą miały na to dość sił.O Joselli i o sobie, o tym, że z czasem i mimo wieku będziemy musieli harować jeszcze bardziej, bo będzie więcej osób do wyżywienia i więcej pracy, którą trzeba będzie wykonywać ręcznie.A na dobitkę te cierpliwie czekające tryfidy.Setki ich tworzą w tej chwili ów ciemnozielony żywopłot za ogrodzeniem.Trzeba koniecznie szukać środka zaradczego, trzeba znaleźć jakiegoś naturalnego wroga, jakąś truciznę, jakiś środek zakłócający równowagę biologiczną tryfidów, trzeba znaleźć na nie jakiś sposób, musi być na to czas wolny od innej pracy, i to szybko.Czas jest po stronie tryfidów.Wystarczy, żeby czekały, aż zużyjemy nasze zasoby.Najpierw zabraknie paliwa, potem drutu do reperacji ogrodzenia.A one albo ich potomkowie będą tu wciąż jeszcze czekały, kiedy rdza przeżre druty.A przecież Shirning stał się naszym domena Westchnąłem.Lekkie kroki zaszeleściły po trawie.Josella podeszła i usiadła przy mnie.Objąłem ją za ramiona.- Co oni o tym myślą? - spytałem.- Są okropnie zaniepokojeni, biedaczyska.Pewnie trudno im sobie wyobrazić, jak tryfidy czekają wokół ogrodzenia, skoro tych tryfidów nie widzą.Poza tym tutaj mogą po omacku wszędzie trafić.Jak się jest ślepym, okropna musi być myśl, że się pojedzie do zupełnie nie znanego miejsca.Oni wiedzą tylko to, co im mówimy.Wątpię, czy zdają sobie sprawę, jak niemożliwe wkrótce stanie się życie.Gdyby nie dzieci, powiedzieliby chyba stanowczo: “nie".Zrozum, to ich dom, wszystko, co im zostało.- Urwała na chwilę, potem dodała: - Tak się im zdaje, ale oczywiście dom wcale nie jest ich, jest nasz, prawda? Zdobyliśmy go ciężką pracą.- Położyła dłoń na mojej ręce.- Tyś go dla nas stworzył i utrzymywał, Bili.Jak myślisz? Zostaniemy tu jeszcze przez rok albo dwa?- Nie - odparłem.- Pracowałem, bo zdawało się, że wszystko zależy tylko od mojej pracy.Teraz ta praca wydaje się.dość bezcelowa.- Och, kochany, nie mów tak! Byłeś błędnym rycerzem.Walczyłeś za nas wszystkich, broniłeś dostępu smokom.- Chodzi przede wszystkim o dzieci - powiedziałem.- Tak.dzieci są najważniejsze - przyznała.- Bo wiesz, przez cały czas prześladują mnie słowa Cokera: pierwsze pokolenie: robotnicy nie znający chwili wytchnienia, następne pokolenie: dzikusy.Myślę, że powinniśmy się przyznać do porażki już teraz i przenieść się nie zwlekając.Josella ścisnęła moją rękę.- To nie porażka, Bili, tylko - jak to się mówi? - odwrót strategiczny.Wycofujemy się, żeby działać planowo aż do chwili, kiedy będziemy mogli tu wrócić.Bo kiedyś tu wrócimy.Nauczysz nas, jak wytępić co do jednego ohydne tryfidy i odzyskać zagarniętą przez nich ziemię.- Nie brak ci wiary, kochanie.- Czemu miałoby mi jej brakować?- No, w każdym razie będę walczył z tryfidami.Ale przede wszystkim musimy się przenieść.Kiedy wyruszamy?- Jak myślisz, czy nie moglibyśmy spędzić tu jeszcze lata? Byłyby to dla nas wszystkich swego rodzaju wakacje, skoro nie potrzeba robić przygotowań na zimę.A przecież zasłużyliśmy sobie na wakacje.- Chyba możemy sobie na to pozwolić - zgodziłem się po zastanowieniu.Siedzieliśmy patrząc, jak dolina rozpływa się w zapadającym zmierzchu.Josella przerwała milczenie:- Dziwna rzecz, Bili, ale teraz, kiedy mogę stąd odjechać, wcale nie mam na to ochoty.Ten dom czasami wydawał mi się więzieniem, a teraz opuszczenie go zakrawa na zdradę.Bo widzisz, ja.ja byłam tu szczęśliwsza niż kiedykolwiek w życiu.Mimo wszystko.- Jeżeli chodzi o mnie, najmilsza moja, to w ogóle przedtem nie znałem radości życia.Ale czekają nas jeszcze lepsze czasy, przyrzekam ci.- To niemądre, ale kiedy nadejdzie chwila odjazdu, będę płakać.Będę się zalewała łzami.Żebyś mi nie miał za złe - powiedziała.Tak się jednak złożyło, że nikt z nas nie miał czasu na łzy.ODWRÓT STRATEGICZNYDo pośpiechu, jak słusznie zauważyła Josella, nie było powodu.Postanowiliśmy, że spędzimy lato w Shirning, a ja przez ten czas obejrzę naszą nową siedzibę na wyspie i odbędę kilka podróży, żeby przewieźć tam nagromadzone przez nas zapasy żywności i co cenniejsze narzędzia.Tymczasem jednak pozostaliśmy zupełnie bez drzewa opałowego.Potrzeba było teraz tylko tyle opału, żeby przez kilka tygodni palić pod płytą kuchenną, toteż nazajutrz rano Zuzanna i ja wybraliśmy się po węgiel.Łazik nie nadawał się do tego celu, wzięliśmy więc ciężarówkę z napędem na cztery koła.Najbliższy kolejowy skład węgla znajdował się w odległości zaledwie piętnastu kilometrów, ale objazdy, spowodowane złym stanem dróg, sprawiły, że wyprawa zabrała nam prawie cały dzień.Mimo iż nie spotkały nas żadne złe przygody, wracaliśmy do domu dopiero pod wieczór
[ Pobierz całość w formacie PDF ]