Podstrony
- Strona startowa
- Pelot Pierre Tranzyt (SCAN dal 1130)
- Rey Pierre Sunset
- Zakładnik Pierre Lemaitre
- Alfred Szklarski Tomek U Zrodel Amazonki (3)
- Grisham John Malowany Dom (3)
- Straznik skarbui Walery Jezie Aneta Ponomarenko
- Rice, Anne Lestat 'Opowiesc o zlodzieju cial'
- McCaffrey Anne Statek blizniac
- Chmielewska Joanna Nawiedzony Dom
- balzac honoriusz fizjologia małżeństwa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fruttidimare.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo tych pozytywnych wskazników Lucie trochę się jednakniepokoi.Aawa przysięgłych, twierdzi, bywa nieprzewidywalna.W przeddzień rozpoczęcia procesu stacje radiowe itelewizyjne przypominają czyny, o które jestem oskarżony, iponownie pokazują archiwalne zdjęcia.Tak długo nalegam, żew końcu Lucie zdradza swoje przewidywania: w najlepszymprzypadku spodziewa się ośmiu lat, z czego cztery wzawieszeniu.Wpadam w popłoch.To oznacza cztery lata spędzone w wię-zieniu.Gdybym nie siedział, ugięłyby się pode mną nogi.Jeszczetrzydzieści miesięcy tutaj! Nawet jeśli zdołam się utrzymać wkwaterze dla VIP-0W, jestem już tak wykończony, że.-.umrę!Lucie kładzie dłoń na mojej ręce.- Nie umrzesz, tato.Cierpliwie poczekasz.Zapewniam cię,że to i tak będzie cud, jeśli dostaniemy tyle.Chce mi się płakać.Spędziłem trzy bezsenne noce.Trzydzieści miesięcy w tymmiejscu! Prawie trzy lata.Wyjdę stąd jako stary, bardzo staryczłowiek.A wszystkie pieniądze będą już wtedy w Exxyalu.Będę stary i biedny.To mnie kompletnie załamuje.Czuję sięrozpaczliwie samotny.Na salę sądową wchodzę więc przygarbiony, z woskowątwarzą.Jestem człowiekiem śmiertelnie znużonym.Nie jest toz mojej strony zamierzone, ale wywiera raczej korzystnewrażenie.Przysięgli to osoby losowo wybrane spośród ludzi, którychspotykałem na co dzień w metrze w czasach, kiedy jezdziłem dopracy.Młodzi, starzy, mężczyzni, kobiety.Lecz teraz, jako przy-sięgli, wydają mi się znaczniej bardziej niepokojący.Co z tego,że obiecali nie słuchać głosu nienawiści ani nieżyczliwości,strachu ani emocji; podejmować decyzje w zgodzie z własnymsumieniem i głębokim przekonaniem, z bezstronnością izdecydowaniem, jakie przystoją człowiekowi prawemu iwolnemu. - czuję się niepewnie.To ludzie tacy sami jak ja,jestem pewny, że swoje myślą.Od razu zauważam, że są wszyscy.Najpierw rodzina: Nicole, wyglądająca przepięknie, która nieodrywa ode mnie wzroku i dyskretnymi znakami dodaje miotuchy.Mathilde, sama, ponieważ jej mąż nie mógł się zwolnićz pracy.Nieco dalej Charles.Musiał pożyczyć garnitur od jakiegoś za-sobniejszego, ale i okazalszej postury sąsiada, bo prawie w nimtonie.Tak jakby pod jego ubranie wdarł się wiatr.Wiedząc, żena sali sądowej nie będzie mógł pociągać, pokrzepił sięprawdopodobnie na zapas.Widziałem, jak wchodzi krokiemskupionym i niepewnym, ale unosząc ramię w geścieindiańskiego powitania, raptem stracił równowagę i musiałprzytrzymać się oparcia ławki, na którą ciężko opadł.Jestczłowiekiem bardzo ekspresyjnym, całym sobą przeżywasytuację, jest bez reszty zaangażowany.Podczas rozprawy przykażdym kolejnym wystąpieniu jego twarz wyraża mnóstwokomentarzy.Prawdziwy oscylograf wydarzenia.Częstoodwraca się w moją stronę, jakby był mechanikiem na-prawiającym mi samochód, który upewnia mnie spojrzeniem,że, jak dotąd, jest dobrze.Po rodzinie najbliższej, rodzina dalsza.Fontana, poważny igodny, który ze spokojem poleruje paznokcie i nawet na mnienie spojrzy.Jest też dwójka jego kolegów, młoda kobieta o zim-nym spojrzeniu, której imię pojawia się w dokumentachprocesu, Yasmine, oraz Arab, który prowadził przesłuchanie,Kader.Oboje znajdują się na liście świadków prokuratury.Aleprzyszli tu przede wszystkim dla mnie.Tylko dla mnie.Copowinno mi schlebiać.A poza tym dziennikarze, radio, telewizja.I przedstawicielmojego wydawcy, który pewnie wciąż ociera usta, tak bardzoślini się na myśl o ogromnych nakładach i zyskach, jakieprzyniesie nam proces.I Lucie, której w todze nie widziałem od wieków.Wielu jejmłodych kolegów na sali zastanawia się, podobnie jak ja, ilekilogramów schudła w minionym roku.Pod koniec pierwszego dnia nie rozumiem, dlaczego Lucieprzewiduje osiem lat.Jeśli posłuchać dziennikarza, któryrelacjonuje proces w telewizji, cały świat jest po mojej stronie iwyrok powinien być łagodny.Z wyjątkiem, rzecz jasna,oskarżyciela.Wredny typ.Napastliwy.Nie przepuści żadnejokazji zademonstrowania mi swojej wrogości.Widać to wyraznie już podczas zeznania biegłego psychiatry,który podkreśla, że w chwili popełnienia czynu mój stanpsychiczny cechowało chwilowe zakłócenie powodujące utratęrozeznania i kontroli nad swoimi czynami.Prokuratorprzyciska go.Podpierając się artykułem 122 paragraf 1 kodeksukarnego, koniecznie pragnie podkreślić, że nie można uznaćmnie za osobę psychicznie niepoczytalną.Słucham tych sporówjednym uchem.Lucie obstaje przy swoim.Poświęciła wieleczasu owemu aspektowi sprawy i jest to według niej kluczowaczęść procesu.Dyskusja między nią i prokuratorem staje sięcoraz gorętsza i przewodniczący przywołuje ich do porządku.Wieczorem dziennikarz konkluduje powściągliwie: czyprzysięgli uznają pana Delambre a za człowieka odpowiedzial-nego za swoje czyny, jak domaga się zapalczywie oskarżycielpubliczny? Czy też, jak podkreśla jego obrończyni, zaczłowieka, którego rozeznanie było silnie zakłócone z powodudepresji? Dowiemy się tego jutro, po zakończeniu rozprawy.Prokurator z lubością nurza się w detalach.Opisuje strachuwięzionych, jakby sam był jednym z nich.W jego ustachwzięcie zakładników to istny fort Alamo.Powołuje na świadkadowódcę oddziału RAID, który mnie aresztował.Lucie prawienie interweniuje.Liczy na zeznania świadków.Każdemu wedle jego zasług.Do akcji wkracza Alexandre Dorfmann.Od czasu jego głośnej konferencji prasowej wszyscy niecierp-liwie czekają, co zezna.Zerkam na Fontanę, który w modlitewnym skupieniu patrzyna swojego mocodawcę.Kilka dni wcześniej powiedziałem mu:- Uprzedzam, chcę mieć usługę wartą tych dziesięciumilionów! Nie ma mowy, żeby pański klient poprzestał naminimum, rozumiemy się? Z trzema milionami wyjdę nanędzarza.Przy pięciu, na dzielnego gościa.Przy dziesięciu -jestem święty.Tak dokładnie to widzę i niech pan przekażemoje słowa swojemu ordynariuszowi.Tym razem nie ma jużodstawiania wielkiego bossa, trzeba ciężko pracować.Zadziesięć milionów i piękny gest z mojej strony, który pozwolimu uspokoić jego radę nadzorczą, w interesie WielkiegoSternika jest porządnie się przyłożyć.Dorfmann zachowuje się ze zdumiewającą naturalnością.Nawet w najśmielszych marzeniach Lucie nie spodziewałabysię takiego zeznania.Tak, oczywiście, wzięcie zakładników było ciężką próbą , aleon w gruncie rzeczy widział przed sobą raczej zagubionegoczłowieka niż zbrodniarza.Na jego twarzy maluje się głębokinamysł.Szuka we wspomnieniach.Nie, nie czuł się w sensiedosłownym zagrożony. Tak naprawdę nie bardzo wiedział, oco mu chodzi.Pytanie. Nie, odpowiada Dorfmann, nie byłoprzemocy fizycznej.Prokurator naciska.W duchu dopinguję:no dalej, Ekscelencjo, jeszcze jeden chwalebny gest.Dorfmannszuka w głowie: Kiedy strzelił, wszyscy widzieliśmy, że strzelałw okna, a nie do konkretnej osoby.Nie celował.Przypominałoto raczej.przygnębienie.Ten człowiek sprawiał wrażenieprzybitego, wykończonego.Prokurator przypuszcza atak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]