Podstrony
- Strona startowa
- Pelot Pierre Tranzyt (SCAN dal 1130)
- Zakładnik Pierre Lemaitre
- Zakładnik Pierre Lemaitre(1)
- Peón de Rey 72
- Collins Jackie Hollywood 3 Dzieci z Hollywood
- Graves Robert Biała Bogini
- Hand Cynthia Anielska
- 1361
- Alejchem Szolem Dzieje Tewji Mleczarza
- Bialolecka Ewa Tkacz Iluzji
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tohuwabohu.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po pierwsze, gdyby zamierzone posunięcie nie powiodło się, Związek Radziecki, naskutek działania efektu bumerangu, napotkałby potężną kontrofensywę polityczną iponiósłby ogromne straty finansowe.Po drugie, szczęśliwa realizacja całej operacji opierała się wyłącznie na powodzeniujednego tylko człowieka.I po trzecie, trzeba podkreślić, że w razie porażki skóra Sawankina nie byłaby wartanawet kopiejki.Starego lisa po raz pierwszy w życiu naszły wątpliwości.Zaczął się zastanawiać,czy nie wstrzymać operacji.Jednak zachodzące w kraju wydarzenia pomogły mu wpodjęciu ostatecznej decyzji.Przystąpić do działania! Wszystko zostanie zrealizowanezgodnie z planem.W przypadku porażki kto inny zajmie jego miejsce.Zapukano do drzwi.- Da.- powiedział generał.125Jakokiew.Od dawna był wykonawcą ambitnych planów Sawankina.Był jegouczniem, powiernikiem i wspólnikiem.Widząc rozradowaną twarz pułkownika, Sawankin domyślił się, że wygrał pierwsząrozgrywkę.- Towarzyszu generale.- zaczął pospiesznie pułkownik Jakokiew.Ruchem brwi Sawankin przerwał mu w pół słowa.Mógłby sam wyrecytować to, copułkownik chciał mu powiedzieć.Meldunek miał uwieńczyć i skonkretyzować nadziejei przewidywania, będące rezultatem pięciu lat intensywnej pracy.Chciał opóznić chociaż o kilka sekund oczekującą go satysfakcję.- Jakokiew, czy marszałek już przyjechał?- Przed chwilą, towarzyszu generale.- Wprowadz go.- Tak jest, generale.Sawankin - udając, że nie interesuje go dalsza rozmowa - wsadził nos w jakieś akta.- Towarzyszu generale.Kiedy w końcu uniósł głowę, jego twarz wyrażała znudzoną obojętność.- Tak?- Otrzymałem przed chwilą wiadomość z zachodniego wybrzeża.Sawankin ziewnął, zasłaniając usta dłonią.Uśmiechając się triumfalnie, Jakokiewzameldował drżącym głosem:- Nasz człowiek dotarł na miejsce!14.Biały fortepian, stojący na marmurowej posadzce ogromnego salonu, był pierwsząrzeczą, którą dostrzegł Kostia.Pod sufitem, wzdłuż ścian, biegł występ muru, na którymumieszczono tysiące książek o identycznych, brązowo-złotych okładkach.Ogromnebiałe kanapy, jednobarwne, niebieskie lub pomarańczowe obrazy oraz dwa telewizory,ustawione w przeciwległych krańcach salonu i nadające różne programy, uzupełniaływystrój wnętrza.- Dranie! - powiedziała Jenny.Zrzuciła pantofle, podeszła do baru i zaczęła przestawiać szeregi butelek.- Napije się pan wódki?- Wolałbym whisky.- Adżibi! - krzyknęła Jenny.Napełniła dwie szklanki, podeszła do Kosti, który ciągle jeszcze stał nieruchomo wprogu, i podała mu jedną z nich.- Słucham, proszę pani? - odezwała się młoda dziewczyna w czarnej sukience.- Adżibi, przygotuj mi kąpiel.Służąca skinęła głową i odeszła.- Niech pan nie stoi jak kołek - powiedziała Jenny.- Proszę usiąść.Kostia był zakłopotany.Przyciskał do piersi urnę zawierającą prochy AleksandraMalakiana.Nie odważył się jej odstawić.W komisariacie, po przebadaniu zawartości,zwrócono ją.Jenny osunęła się na kanapę i zamknęła oczy.Odrzuciła włosy do tyłu,westchnęła głęboko i spojrzała na niego z zaciekawieniem.- Długo pan będzie tak stał?Dostrzegła urnę.- Cholera.- mruknęła.- Co ja mam z tym zrobić?Kostia bezradnie wzruszył ramionami.- Przecież nie włożę tego do lodówki!127Z wyrazem niezadowolenia na twarzy wstała i rozejrzała się wokół, szukając odpo-wiedniego miejsca.- Proszę to postawić na fortepianie.Potem się zastanowimy.Kostia spełnił ostrożnie polecenie, Jenny usiadła na kanapie.Ruszył w jej stronę, alezatrzymała go.- Nie, tam nie - powiedziała.- Za bardzo się rzuca w oczy!Podniósł urnę, przyciskając ją do siebie.- Proszę postawić gdziekolwiek, byle bym jej nie widziała.Na kamiennym kominku stał duży wazon z kwiatami.Kostia tak ustawił urnę, żewazon i kwiaty częściowo ją zasłaniały.Zapytał, czy Jenny to odpowiada.Skinęła gło-wą.- Zamęczyli mnie na śmierć.- jęknęła.Kostia usiadł obok.Stuknęła się z nim szklanką.- Na pohybel wszystkim gliniarzom!Wypiła duszkiem.- Kazali mi się rozebrać do naga!- Mnie też - powiedział Kostia.- Tak, ale panu jeszcze nigdy nikt nie proponował dwóch milionów dolarów za roz-pięcie biustonosza!- Rzadko go noszę - grzecznie odparł Kostia.- Wstrętna, gruba baba w mundurze, o skórze pokrytej celulitisem! Stałam przed niągoła, straszne! Gdzie niby miałam schować kokę?Kostia mógł jej wskazać takie miejsce, ale wolał się napić.Policjanci nawet im niepozwolili wejść do samochodu Jenny.Wsadzili ich do swego forda z zamykanymi nakłódkę drzwiami.Od przedniego siedzenia oddzielała ich krata.Pomimo głośnych pro-testów Jenny, znalezli się po kilku minutach na posterunku Hollywood Division, na1358 North Wilcox Avenue.Ich przyjazd nie pozostał nie zauważony.Zobaczyć samą Jennifer Lewis, kiedy sie-dzi się w areszcie, oczekując na przewiezienie do centralnego więzienia w Downton, tobył dar niebios.Nawet gliniarze, gdyby starczyło im odwagi, poprosiliby ją o autograf.Powstał niesamowity rozgardiasz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]