Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Linux Complete Command Reference
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- degrassi.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Złamany maszt, kawałki pokładu, część burty - to wszystko, co pozostało z czyichś nadziei na udaną podróż.Ich ostatnim przeżyciem była zapewne burza lub błysk miecza, a potem już tylko nagły chłód.Obiad zjedliśmy w knajpie na Andros.Siedzieliśmy potem paląc i rozmawiając.Nie spotkałem dotąd Paula Yallonsa, z którym miałem od jutra pracować.Zapytałem o niego Deemsa.- Wielki chłop - odpowiedział.- Twojego wzrostu, dość przystojny.Trochę zamknięty w sobie.Dobrze nurkuje.On i Mikę włóczyli się po Karaibach w każdy weekend.Założę się, że ma dziewczynę na każdej wyspie.- Jak on sobie z tym wszystkim radzi?- Bardzo dobrze, jestem tego pewien.Jak już mówiłem, jest trochę zamknięty, nie okazuje zbytnio uczuć.Mikę był jego starym przyjacielem.- Jak sądzisz, co dopadło Mike'a? Wtrącił się Carter.- Jeden z tych cholernych delfinów.Nie powinniśmy zaczynać z nimi tej zabawy.Kiedyś jeden z nich podpłynął do mnie od dołu i o mało mnie nie wypatroszył.- One lubią się bawić - powiedział Deems.- Nie zamierzał ci zrobić krzywdy.- Myślę, że zamierzał.Ta ich gładka skóra przypomina mokry balon.Wstrętne!- Jesteś uprzedzony.Delfiny są przyjazne jak szczeniaki.Masz pewnie jakieś seksualne kompleksy.- Gówno! One.Czułem się w obowiązku zmienić temat, gdyż sam go poruszyłem.Zapytałem, czy to prawda, że, Martha Millay mieszka w pobliżu.- Tak - odpowiedział Deems.- Jej dom jest około sześciu kilometrów stąd, idąc wzdłuż brzegu.Bardzo przytulny, choć oglądałem go tylko z morza.Ma też własny mały port, ślizgacz, dużą łódź motorową i kilka mniejszych.- Podziwiam jej prace.Chciałbym ją spotkać.Potrząsnął głową.- Założę się, że nie spotkasz.Ona stroni od ludzi.Nawet numer jej telefonu jest zastrzeżony.- Szkoda.Dlaczego tak postępuje?- No.- Jest kaleką - powiedział Carter.- Spotkałem ją kiedyś na morzu.Jej łódź stała na kotwicy, a ja wracałem do stacji.Wtedy jeszcze o niej nie wiedziałem, więc podpłynąłem, aby przywitać się.Robiła zdjęcia przez szklane dno łodzi.Gdy mnie zobaczyła, zaczęła krzyczeć, żebym odpłynął, bo straszę ryby.Chwyciła płachtę brezentu i owinęła wokół nóg, ale zdążyłem co nieco zobaczyć.Od talii w górę jest normalnie wyglądającą kobietą, ale jej biodra i nogi są okropnie zdeformowane.Było mi przykro, że wprawiłem ją w zakłopotanie.Sam też byłem zmieszany i nie wiedziałem, co powiedzieć.Przeprosiłem i popłynąłem dalej.- Słyszałem, że nie może chodzić - powiedział Deems.- Uważana jest jednak za świetną pływaczkę.Nigdy jej nie widziałem.- Miała jakiś wypadek?- Nie sądzę.Jej matka jest Japonką, przeżyła Hiroszimę.To chyba skutki zaburzeń genetycznych.- Smutne.- Tak, to prawda.Wyruszyliśmy w drogę powrotną.Później przez dłuższy czas przed zaśnięciem rozmyślałem o delfinach, zatopionych okrętach, ludziach, którzy na nich utonęli, kalekach i Golfsztromie, którego szum dochodził do mnie przez otwarte okno.W końcu szum ten wchłonął mnie i razem odpłynęliśmy w ciemność.Paul Yallons był taki, jak opisał go Deems mniej więcej mojego wzrostu, przystojny.Rzeczywiście nie należał do rozmownych, ale nie czułem się skrępowany w jego towarzystwie.Trudno mi było stwierdzić, czy był wspaniałym nurkiem, gdyż pracowaliśmy na razie na brzegu.Nie chciałem pytać Paula ani o jego zmarłego kolegę, ani o delfiny.To ograniczyło nasze rozmowy do zdawkowych uwag dotyczących naszej pracy.Po lunchu, gdy ułożyłem sobie plan na cały dzień, spytałem Paula o drogę do „Chickcharny".Opuścił klapę, którą właśnie czyścił i spojrzał na mnie.- Dlaczego chcesz iść do tej spelunki?- Słyszałem o niej i chciałbym ją obejrzeć - odpowiedziałem.- Sprzedają tam narkotyki bez zezwolenia.Jeśli to lubisz, mogą dać ci jakieś świństwo spreparowane w szopie przez wiejskiego durnia.- Więc poprzestanę na piwie; mimo wszystko chciałbym tam pójść.Wzruszył ramionami.- Rób, jak chcesz.Wytarł ręce, zerwał nieaktualną kartkę ze ściennego kalendarza i naszkicował mi drogę.Okazało się, że bar był niedaleko miejsca, gdzie jedliśmy wczoraj obiad na Andros, przy ujściu strumienia.Dzień pracy znów skończył się wcześnie, gdyż szybko uporaliśmy się z naszą robotą.Po wzięciu prysznica i przebraniu się, poszedłem na poszukiwanie lekkiej łódki.Ronald Davies, wysoki facet z rzadkimi włosami i akcentem z Nowej Anglii pozwolił mi wziąć ślizgacz o nazwie „Izabella" Ponarzekał na swój artretyzm i życzył mi dobrej zabawy.Skierowałem łódź w stronę Andros.Nie wiedziałem, czego poszukuję.Brakowało mi punktu zaczepienia.Postanowiłem więc zebrać w jak najkrótszym czasie jak najwięcej faktów.W niejasnej sytuacji szybkość działania jest istotna.Andros rosła przede mną.Ustaliłem położenie na podstawie miejsca, gdzie wczoraj zjedliśmy obiad, a potem zacząłem szukać ujścia strumienia opisanego przez Yallonsa.Po dziesięciu minutach znalazłem je.Płynąc w górę koryta, dotarłem wreszcie do baru.Podpłynąłem do pomostu, gdzie cumowało już kilka łodzi.Przywiązałem „Izabellę" i rozejrzałem się.Budynek baru był drewniany i tak połatany, że chyba nic nie zostało z pierwotnego materiału.Na budynku wisiał wyblakły szyld z napisem „CHICKCHARNY".Wszedłem do środka.Gruby barman, którego zarost wymagał już od kilku dni brzytwy, odłożył gazetę i zapytał:- Co podać?- Piwo i coś do jedzenia.- Moment.Podszedł do małej lodówki i zajrzał do środka.- Może być kanapka z pastą rybną?- Może.- Cieszę się, bo tylko to zostało.Zrobił kanapkę, podał mi i postawił przede mną piwo.- Pan przypłynął tą łodzią?- Owszem.- Urlop?- Nie, zacząłem właśnie pracę na Stacji I.- Jest pan nurkiem?- Tak.Westchnął.- W miejsce Mike'a Thornleya, co? Biedny facet.- Tak, słyszałem o tym.Paskudna sprawa.- Często tu wpadał.- O tym też słyszałem.Podobno jego kumpel pracował tu.Skinął głową.- Rudi.Rudi Myers.Pracował tu przez kilka lat.- Byli przyjaciółmi?- Nie bardzo.Po prostu znali się.Myers trzymał się na uboczu, rozumie pan.- Spojrzał na kotarę.- Czy Mikę i Rudi często pływali razem?- Nie, to był jedyny raz.Boi się pan?- Gdy podejmowałem pracę, nikt nie uprzedził mnie, że mogę być pożarty.Czy Mikę wspominał o dziwnym zachowaniu delfinów lub o czymś podobnym?- Nie przypominam sobie.- Czy Rudi lubił wodę?Przyjrzał mi się badawczo, marszcząc brwi.- Dlaczego pan pyta?- Dręczy mnie to.Jeśli znalazł coś niebezpiecznego, to chciałbym o tym wiedzieć.- Nie, nie interesowała go.- Więc dlaczego popłynął? Wzruszył ramionami.- Nie mam pojęcia.Przeczuwałem, że następne pytanie popsułoby całkowicie naszą sympatyczną rozmowę.Zapłaciłem więc i wyszedłem.Popłynąłem do Marthy Millay.Miałem nadzieje, że wróciła już z wyprawy, o której mówił Don.W najgorszym wypadku powie mi, żebym się wynosił.Mogłem dowiedzeć się jednak od niej mnóstwo interesujących rzeczy.Znała przecież rezerwat i delfiny.Siedziała na molo.Zobaczyła moją łódź i zanim się spostrzegłem, zniknęła, chwytając coś w pośpiechu.Jej dom stał na samym skraju wysokiego brzegu.Można się było do niego dostać po skomplikowanej konstrukcji, na której wspierało się molo.Cały czas zastanawiałem się, czy ujrzę ją zaraz z bosakiem w ręku, gotową do odpędzenia intruza.Nie stało się tak, więc wspiąłem się na górę, na molo.Kończyła właśnie poprawiać długą, jaskrawą suknię, po którą prawdopodobnie przed chwilą sięgnęła.Ujrzałem długie, bardzo ciemne włosy i równie ciemne oczy.Miała twarz o wyraźnych akcentach orientalnych.Spodobała mi się.Nagle poczułem się niezręcznie, napotykając jej wzrok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]