Podstrony
- Strona startowa
- Hannah Sophie Konstabl Simon Waterhouse 4 Druga połowa żyje dalej
- Carroll Jonathan Calujac ul
- Pullman Philip Mroczne materie 3 Bursztynowa luneta
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu (2)
- Eddings Dav
- Clavell James Krol szczurow (2)
- Jan Od Krzyża, Âśw. Dzieła (2)
- Ludlum Robert Przesylka z salonik (SCAN dal 1
- Science Fiction (40) lipiecc 2004
- Stephen King Marzenia i Koszmary 2 (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kress-ka.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z drugiej strony tego właśnie wymagało dobro słu\by i Jack absolutnie nie miał prawa i ochoty się wtrącać.Znów zajął się własnymi myślami.Bardzo martwił się o Stephena - ta wyprawa na ląd była prawdziwymszaleństwem.Doktor włóczy się tam gdzieś teraz, sam wśród nieprzyjaciół.Inną sprawą, która nie dawałakapitanowi Sophie" spokoju, było jego własne zachowanie na pokładzie San Fiorenzo".Sir Harry pozwoliłsobie na ewidentne nadu\ycie posiadanych uprawnień - nale\ało na to zareagować o wiele bardziej stanowczo.Jednak najbardziej zdecydowane protesty nie na wiele by się zdały, przesądzały o wszystkim pisemne poleceniadowództwa oraz Articles of War.Kolejnym problemem była kwestia podchorą\ych.Na okręcie potrzeba ichbyło przynajmniej dwóch więcej - starszego i młodszego.Aubrey postanowił zapytać Dillona, czy ten nie znajakiegoś chłopca, którego mo\na by mianować podchorą\ym.Mógłby to być kuzyn, siostrzeniec, chrześniak -podobna propozycja ze strony kapitana byłaby dla porucznika niewątpliwym dowodem uznania, często spo-tykanym na innych okrętach, zwłaszcza gdy w grę wchodziła te\ osobista sympatia.Starszym podchorą\ymwinien natomiast zostać ktoś doświadczony, ktoś, kto bardzo szybko mógłby awansować na oficeranawigacyjnego.Jack pomyślał najpierw o sterniku swej łodzi, wspaniałym marynarzu i dowódcy podwachty\aglowej grotmasztu.W załodze było jeszcze kilku innych obiecujących młodych ludzi.Aubrey musiałprzyznać, i\ wolałby widzieć na tym stanowisku prostego marynarza, takiego jak Pullings - na pewno dla okrętubyłby to lepszy nabytek od nieomal ka\dego z tych młodych ludzi, których rodzice są wystarczająco bogaci, byposłać syna na morze.Jeśli Hiszpanie schwytają Stephena Maturina, rozstrzelają go jako szpiega.Gdy zakończono sprawdzanie trzeciego statku handlowego, zrobiło się prawie ciemno.Jack był kompletniewyczerpany.Zaczerwienione oczy piekły, irytowały go nawet najcichsze dzwięki, nogi miał jak odlane z ołowiu.Cały dzień spędził na pokładzie - długi i cię\ki dzień, który rozpoczął się na dwie godziny przed świtem.Zasnął,gdy tylko głowa dotknęła poduszki.W pogrą\ającym się błyskawicznie we śnie umyśle zdą\yły zakołatać dwienieoczekiwanie refleksje.Intuicja podpowiadała Jackowi, \e Stephenowi Maturinowi na pewno nie przydarzyłosię nic złego i \e coś niezwykłego dzieje się z Jamesem Dillonem. Nie wiedziałem, \e Dillon a\ tak bardzoprze\yje konieczność przerwania patrolu.Z drugiej strony, ostatnio wyraznie zaprzyjaznił się z doktorem.Mo\esię martwi? W sumie - dziwak z niego." Dowódca Sophie" zasnął kamiennym snem.Spał mocno, lecz po kilku godzinach obudził się niespodziewanie, dziwnie zaniepokojony.Zza okien rufowychdo kabiny docierał szmer przyciszonych, zdenerwowanych, sprzeczających się głosów.Przeraziła go myśl onagłym ataku, o aborda\u dokonanym z nadpływających w ciemnościach łodzi.Gdy oprzytomniał niecobardziej, uświadomił sobie, \e słyszy o\ywioną rozmowę Dillona i pana Marshalla - uspokojony tym zasnąłznowu. Dlaczego oni obaj są teraz na pokładzie" - pytał sam siebie we śnie.- Przecie\ to nie była pora zmianywacht.Dzwon okrętowy musiałby przedtem uderzyć osiem razy".Jakby na potwierdzenie tych myśli zabrzmiałytrzy szklanki.W ró\nych punktach brygu odezwały się przyciszone głosy pełniących słu\bę ludzi - zgłaszalikolejno, \e wszystko jest w porządku.93Coś jednak wyraznie się zmieniło.śagle pracowały inaczej.Dlaczego? Wło\ył szybko szlafrok i wyszedł napokład. Sophie" miała nie tylko zredukowane \agle, lecz równie\ zmieniła kurs, płynęła na północny wschód.- Sir.- powiedział Dillon, robiąc krok naprzód.- To ja ponoszę odpowiedzialność za to wszystko.Przejąłemdowództwo i poleciłem pierwszemu nawigatorowi, by zmienił kurs, gdy\ zdawało mi się, \e zauwa\yłem jakiśstatek, o kilka rumbów od dziobu z prawej burty.Kapitan spojrzał w srebrną mgiełkę wiszącą nad morzem.Zwiecił księ\yc, część nieba przysłoniły chmury.Nawidnokręgu nie było widać \adnego statku ani świateł.To oczywiście niczego nie dowodziło.Wziął do rękitabliczkę kursową i sprawdził, dokąd Sophie" zmierza w tej chwili.- Płyniemy prosto w kierunku wybrze\y Majorki - rzekł, ziewając.- Tak, sir.Dlatego pozwoliłem sobie zredukować \agle.Podobne postępowanie było niesłychanym wręcz naruszeniem dyscypliny.Dillon wiedział o tym na pewno a\nazbyt dobrze.Nie warto było przypominać mu obowiązujących na okręcie zasad.Nie tutaj, nie teraz i nie przyświadkach.- Który z panów ma teraz wachtę?- Ja, sir - odpowiedział pierwszy nawigator.Mówił cicho, nienaturalnym, zmienionym głosem, tak samo jakprzed chwilą Dillon.Na pokładzie rufówki musiało coś zajść, jakieś nieporozumienie.Z całą pewnością nie byłato tylko sprzeczka o dostrze\one na horyzoncie światło.- Kto pełni słu\bę na oku?- Assei, sir.Assei był inteligentnym, godnym zaufania Hindusem.- Ahoj, Assei!- Słucham - odezwał się przytłumiony głos w ciemności, wysoko nad ich głowami.- Co widzisz?- Nic, tylko gwiazdy.Niczego to nie przesądzało.Nadal nie było mo\na powiedzieć, \e porucznik się mylił.Prawdopodobnie miałrację.Nigdy wcześniej nie pozwolił sobie na coś takiego.Nowy kurs był jednak bardzo dziwny.- Czy jest pan absolutnie pewny, \e widział pan jakieś światło, panie Dillon?- Tak, sir.Cieszę się, \e udało mi się je dojrzeć. Cieszę się"? Zaskakujące słowa, na dodatek wypowiedziane nienaturalnym, chrapliwym głosem.Jack nieodpowiedział, polecił, by zmieniono kurs o półtora rumbu na północ, i rozpoczął zwyczajowy spacer, tam i zpowrotem po pokładzie.Gdy zabrzęczały cztery uderzenia okrętowego dzwonu, niebo zaczęło się szybkorozjaśniać od wschodu.Przed dziobem, z prawej burty, pojawił się ląd przesłonięty wiszącą nad wodą mgiełką.Niebo było zupełnie czyste, jego kolor powoli przechodził w coraz jaśniejszy błękit.Kapitan zszedł na dół, bysię ubrać, i gdy wkładał koszulę, obserwator na maszcie okrzykiem dał znać, i\ zauwa\ył \agiel.Z opadającej brązowawej mgły, zaledwie o dwie mile na zawietrznej, wyłonił się statek handlowy zprowizorycznie naprawioną stengą fokmasztu, obcią\oną jedynie mocno zrefowanym marslem.Wszystko byłojasne.Dillon oczywiście miał rację
[ Pobierz całość w formacie PDF ]