Podstrony
- Strona startowa
- (27) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Skarb generała Samsonowa tom 1
- (41) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Operacja Królewiec
- Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i tajemnice warszawskich fortow
- (22) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Twierdza Boyen
- Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Swiety relikw
- Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i Arka Noego
- Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Ksiega Strachow
- Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Templariusze
- Krzysztof Borun, Andrzej Trepka Proxima
- Nik Pierumow Ostrze Elfow (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- dacia.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na nos nałożyłem jeszcze przeciwsłoneczne okulary.Kto wie, kogo spotkampodczas rejsu, więc lepiej było zawczasu przygotować się na taką ewentualność.Płynąc rozglądałem się na boki.Potem przez lornetkę wypatrywałem Kuriera wśródcumujących przy zalesionym brzegu jachtów.Naliczyłem dwie duże przystanie, ale tychmniejszych i prywatnych było kilkanaście.Na wysokości naszej zatoczki zwolniłem iskierowałem dziób w jej kierunku.Jacht Stefana zniknął.Zatoczka wydała mi się dziwnie smutna.Pogrążona w cieniuprzypominała opuszczony zakątek.Krótka inspekcja jej brzegów dokonana lornetką nic niedała.Zrezygnowałem z przeszukania brzegu i domku.Mogłem zrobić to pózniej.Popłynąłemdalej na południowy wschód.Na jeziorze wciąż przybywało jachtów.Było jednak znośnie,gdyż odległości pomiędzy nimi były naprawdę spore.Zbliżałem się do Bronisławowa i Adamowa, wsi ulokowanych na lewym, zielonymbrzegu jeziora.Tutaj zwijał się ów brzeg w dwa malownicze cyple, a obmywały go wodydwóch ślicznych zatoczek.Oba cyple porastał rzadki las, u ich stóp ciągnął się piaszczysty iszeroki brzeg; na mniejszym z nich, tym w kształcie maczugi, ciągnęła się nawet grobla.Tętniło tu prawdziwe życie turystyczne - za większym cyplem ulokował się bowiem dużyośrodek wypoczynkowy.I chociaż ludzi na plaży nie było dużo, za to przystań pękała wszwach.Cumowały tam najprzeróżniejsze jachty.Cóż z tego, skoro nie było wśród nich Kuriera.Jacht znalazłem pózniej.Stał opuszczony między wyspami, które porastałprzerzedzony las.Naliczyłem trzy wyspy.Wystawały z wody na samym środku rynny jeziora,która w tym miejscu zwężała się do kilometra.Skojarzyły mi się one ze stojącymi w gardlekośćmi.Miały one ponadto nieregularny kształt, przytulały się do siebie, tworząc wewnątrzsiebie coś w rodzaju fiordu.Wąskie przesmyki utworzone pomiędzy nimi stanowiłydoskonałą kryjówkę przed okiem żeglarzy i obserwatorów z lądu.Widać tak samo pomyśleliporywacze Stefana, skoro właśnie tutaj zakotwiczyli jacht.Pomyślałem sobie wtedy, że Stefana wcale nie porwano i wybrał się on w samotnyrejs.Wieczorem nie było go na Kurierze , gdy zjawiłem się z Ireną w zatoczce, lecz pojawiłsię tam pózniej, by odpłynąć na wysepki.Może faktycznie udał się na połów węgorza?Zbliżywszy się do jego łajby na sto metrów stwierdziłem z przykrością, że na pokładzie niebyło nikogo, a moje wołanie spłoszyło wyłącznie ptaki.Brzegi wysepek były tutajwyludnione, przesmyk stał się płytki i musiałem wyciągnąć pięćdziesięciokilogramowyuchylny miecz.Ten, który sterował Kurierem , musiał być niezłym żeglarzem.Znał te stronyświetnie, skoro w nocy przypłynął tu i zacumował jacht bez problemów.Zewsząd otaczał mnie las wypełniony świergotem ptaków i popiskiwaniem rybitw.Przybiłem do brzegu wysepki i zakotwiczyłem omegę obok Kuriera , rozglądając sięuważnie, czy nie zagraża mi niebezpieczeństwo.Jednakże wokoło mnie kwitło niezmąconeniczym rajskie życie.Dla świętego spokoju wskoczyłem na pokład Kuriera.Zszedłem do mesy iprzeszukałem wszystkie zakamarki.Nikogo.%7ładnych śladów wskazujących na porwaniebiznesmena.Dla policji sprawa była więc w dalszym ciągu niejednoznaczna.Na dobrą sprawęStefan mógł przypłynąć tu sam i grzecznie zejść na ląd bądz odpłynąć pontonem na połówryb.Tym bardziej było to prawdopodobne, że nigdzie nie znalazłem jego wędek; nawetpontonu nie było.Zniknęła także jego torba z przyborami wędkarskimi.A zatem dla świataStefan udał się na połów sandacza albo węgorza, tyle że ja dobrze wiedziałem o porwaniu.Rozmowa telefoniczna Romka utwierdziła mnie w tym przekonaniu.Ukrycie zaś jachtumiało na celu opóznienie poszukiwań.Stanąłem na pokładzie Kuriera i zastanawiałem się, co dalej robić? Gdzie szukaćStefana? Trzeba popłynąć z powrotem nad zaporę i z przystani zadzwonić do komendy-myślałem. Trzeba zawiadomić policję o odnalezieniu jachtu.Ruszyłem w powrotny rejs, płynąc z dobrym wiatrem.Gdy ukazała się naszazatoczka, zrzuciłem foka i zbliżyłem się do jej brzegu.Płynąłem teraz równolegle do liniibrzegowej oddalony od lądu zaledwie o trzydzieści, góra czterdzieści metrów.Oczywiście nawszelki wypadek wysunąłem miecz, aby nie osiąść na ewentualnej płyciznie.Z wczorajszego rejsu wehikułem pamiętałem kilka mijanych przez nas prywatnychprzystani.Postanowiłem przyjrzeć się im z bliska w świetle dnia.Powód był oczywisty - Romek przybył rowerem do domku z północnego wschodu.Skąd zatem wyruszył? ZeSmardzewic? Czy może z jakiegoś prywatnego domu na prawym brzegu jeziora przedSmardzewicami? Obecność kilku przystani na tym odcinku brzegu sugerowała, że znajdowałysię tam jakieś domostwa.Może w jednym z nich przetrzymywano Stefana?Przepłynąłem niecały kilometr.Zalesiony brzeg wielkim łukiem oddalał się nawschód, łącząc się z lądem pod kątem ostrym i tworzył w tym miejscu zatoczkę w kształcieklina.Gdzieś na tej wysokości znajdował się Karolinów, lecz nagle moją uwagę zwrócił jacht,którego nazwa nie była mi obca. Alf.Pamiętałem ową corvette 600! Toż ta łajba kręciła sięwczoraj po wodach naszej zatoczki.Obsługiwał ją starszy, szpakowaty mężczyzna.Sięgnąłem po lornetkę, aby przekonać się, że cumujący na małej przystani jacht jest tą samąłajbą. Alf.Nie było mowy o pomyłce.Jej właściciel zachowywał się wczoraj normalnie, nieokazywał żadnej nerwowości.On nawet nie patrzył w kierunku Kuriera.Właśnie! Może ówbrak zainteresowania Kurierem był trochę podejrzany?Dla świętego spokoju postanowiłem sprawdzić właściciela jachtu.Popłynąłem trochędalej i zakotwiczyłem trzysta metrów od przystani, na której widziałem Alfa.Omegęzacumowałem na wystającym z ziemi korzeniu drzewa, rosnącym na podwyższonym niecobrzegu.Po chwili dałem nura w gęsty las, zabrawszy uprzednio lornetkę i mały pojemnik zgazem łzawiącym.Uszedłem trzysta metrów i nadziałem się na grupkę turystówprzemierzających szlak turystyczny.Głośno rozmawiali i szybko zniknęli mi z oczu.Zawróciłem kawałeczek w stronę brzegu, po czym odbiłem w lewo, starając się iśćrównolegle do linii brzegowej.Mniej więcej na wysokości przystani, na której cumował Alf , napotkałem naprzeszkodę: ogrodzenie z siatki.Rosnące gęsto na terenie posiadłości drzewa zasłaniały widokna położony bliżej wody dom.Przyłożyłem lornetkę do oczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]