Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Card Orson Scott Uczen Alvin (SCAN dal 706)
- Card Orson Scott Alvin czeladnik (SCAN dal 707)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- frenetic.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To znaczy, od każdej Patrolowej Stacji–R.Te należące do Kompanii stanowią własność prywatną.- Jednak - Dan podkreślał z triumfem - prawo tego nie mówi, nie ma nic, co wskazywałoby na różnicę prawną między Stacją–R Patrolową a tą należącą do Kompanii.- On ma rację - zgodził się Rip.- Przepis ten powstał w czasie, gdy tylko Patrol posiadał takie stacje.Kompanie dla zaoszczędzenia na podatku wprowadziły je później, pamiętacie.Z prawnego punktu widzenia nic nam nie grozi.- Chyba, że ci tam, na posterunku, zaczną się pieklić - dopowiedział Ali.- Och, Rip, nie patrz tak na mnie.Nie chodzi mi o specjalną ostrożność.Chcę po prostu, byś był przygotowany na to, że jakiś krążownik siądzie nam na ogonie i popędzi nas jako bandytów.Jeśli chcesz wykończyć Eysie, to jestem za tym.Namierzyłeś ich?Rip wskazał cyfry na ekranie komputera.- Są tutaj.Możemy tam być za mniej więcej pięć godzin.Ile czasu potrzeba na rozmontowanie i ponowne zmontowanie wodnego ogrodu?- Skąd mogę wiedzieć? - odpowiedział poirytowany Ali.- Mogę zapewnić tlen dla waszych pomieszczeń na około dwie godziny.Zależy od tego, jak szybko się uwiniemy.A to okaże się, gdy zaczniemy.Ruszył w stronę korytarza, dodając przez ramię:- Będziesz musiał odpowiedzieć na wezwanie, myślałeś o tym?- Dlaczego? - spytał Rip.- Może się zdarzyć, że zjawiamy się tutaj właśnie w celu naprawy stanowiska komputerowego.Nie będą spodziewali się kłopotów, my zaś tak, co daje nam przewagę.Ali nie dał się jednak przekonać i pozostawał, jak zwykle, przy dość mrocznej wizji przyszłości.- Dobra, a więc lądujemy uzbrojeni w blaster i zajmujemy pozycję.Oni zaś sprowadzają Patrol.No cóż, krótkie, ale interesujące życie.Dostarczymy też pewnie materiału do wszystkich kanałów video.Nie ma to jak trochę urozmaicenia w nudnych podróżach.- Nie wyjdziemy chyba tak - zaprotestował Dan - no, uzbrojeni?Ali wpatrywał się w niego i Ripa.Ku zaskoczeniu Dana nie od razu odrzucił taką myśl.- Z pewnością weźmiemy usypiacze.- Zastępca astronawigatora odezwał się po chwili: - Będziemy musieli przygotować się na moment, gdy zorientują się, kim jesteśmy.A nie da się poskładać ogrodu w parę minut, przynajmniej nie wtedy, gdy trzeba zapewnić tlen dla innych.Łatwiej byłoby odłączyć go i pracować w kombinezonach, moglibyśmy rozmontować go, zanim wylądujemy, a potem szybko złożyć.A tak będziemy pracować po kawałku.To, czy będziemy mieli kłopoty, zależy od tych ze Stacji.- Lepiej przygotujmy kombinezony już teraz - dorzucił Ali.- Jeśli wylądujemy i wyjdziemy już w nie ubrani, potwierdzi to naszą bajeczkę o tym, że jesteśmy biednymi astronautami, którzy szukają pomocy.Z pistoletami czy bez, pomyślał Dan, plan był dość desperacki.Wszystko będzie zależało od tego, jakich mają tam ludzi i jak szybko będą się poruszali, gdy Królowa dotknie ziemi.- Trzeba rozwalić ich stanowisko komputerowe - ciągnął Ali.- Jeśli zdołamy to zrobić, nie będziemy musieli się martwić, że zwrócą się do Patrolu.Rip przeciągnął się.Po raz pierwszy od wielu godzin widać było, że jest znowu tym samym łagodnym Ripem.- Dobrze, że ktoś na tym pokładzie ogląda seriale video.Ali, zdaje się, że możesz nam przedstawić najnowsze sztuczki kosmicznych piratów.Nie ma rzeczy aż tak nieprawdopodobnych, by nie można ich było wykorzystać w jakimś momencie burzliwej kariery.Rozejrzał się po pulpicie, zanim nacisnął guzik oddalony nieco od pozostałych.- Zrób to trochę bardziej przekonywająco - powiedział.Dan zrozumiał, co tamten miał na myśli.Rip włączył znajdujący się na dziobie Królowej sygnał niebezpieczeństwa.Kiedy wylądują na polu Stacji, Królowa będzie miała włączony sygnał pomocy.Obok martwych świateł, używanych tylko wtedy, gdy załoga nie ma już nadziei na dotarcie do portu, sygnał ten był ostatnim, na jaki każdy astronauta mógł się zdecydować.Pomagając sobie wzajemnie, przynieśli kombinezony i przygotowali je przy pokrywie luku.Następnie Dan i Weeks wrócili do pielęgnacji nieprzytomnych, Rip i Ali zaś przygotowywali statek do lądowania.Znajdujący się w śpiączce członkowie załogi nie wykazywali żadnych zmian.Nawet Queex z kabiny Jellico zdawał się rozumieć los swego pana, gdyż zamiast przywitać Dana normalnym wybuchem gniewu, siedział spokojnie na podłodze swej klatki, zaczepiwszy górne pazury o jej druty.Wyłupiaste, pełne złośliwej inteligencji oczy zwrócone były gdzieś w głąb kabiny.Nie splunął nawet, gdy Dan przechodził pod jego klatką, by nakarmić swego pacjenta cienką zupą.Sinbad zaś zaszył się w kabinie Dana i zdecydowanie odmawiał opuszczenia miejsca, które wybrał.Gdy raz Dan spróbował przenieść go z powrotem do hamaka w kabinie Van Rycka, zaczął gryźć i drapać.Dan nie próbował już więcej wyrzucić swego lokatora; miło było widzieć to puszyste, szare stworzenie zwinięte na koi, z której rzadko teraz mógł korzystać.Nie porzucając opieki nad chorymi, Dan zdecydował się zabrać za ogród.Wiedział, jak obchodzić się z tym pulsującym sercem dostarczającym statkowi powietrza.Co innego jednak znaczyło zajęcie się jego oprzyrządowaniem.W czasach szkolnych przynajmniej dwukrotnie brał udział w takim programie, który stanowił część ogólnego treningu w Służbie, jednak posiadali wówczas nieograniczone zapasy i nie nagliło ich nic poza samymi instruktorami.Obecne zadanie było o wiele bardziej skomplikowane.Szedł wolno ścieżką między rzędami zieleni.Posadzono tam rośliny z całej Galaktyki - miały one odnawiać zapas tlenu, jak również dostarczać owoce i warzywa.Czuć było mocną, słodką woń ich roślinnego życia.Czy któryś z ich czwórki potrafiłby powiedzieć, co rosło tam od początku ich podróży, a co mogło zostać podrzucone? Czy w ogóle mogli mieć pewność, że cokolwiek zostało przyniesione?Dan stał, przyglądając się grządkom zieleni.Jakże były różnorodne - od znanych mu odcieni ziemskich pól do zieleni, która swą barwę zawdzięczała słońcom innych światów.Jego wzrok szukał tego jednego, którego odmienność można było wypatrzeć.Tylko Mura, który znał ogród równie dobrze jak swoją kabinę, potrafiłby je rozróżnić.Wyrzucając wszystko, mogli jedynie liczyć na szczęście.Nagle dostrzegł jakiś minimalny ruch - muśnięcie łodygi czy drgnięcie liścia.Przyjście Dana kazało jakiejś czułej roślinie zwrócić uwagę na jego obecność.Podobna do paproci roślina o długich liściach zwijała je właśnie w kulki.Nie powinien tu zostawać i zakłócać spokoju ogrodu.Jednak teraz nie miało to już większego znaczenia, za parę godzin cały ten przepych zostanie wyrzucony, by umrzeć, a im zostanie tlen z puszek i zbiorniki z glonami.Niedobrze - ten ogród to mnóstwo czasu i pracy Mury, a Tau hodował tam w celach leczniczych rośliny, które obserwował od dłuższego czasu.Kiedy zamykał drzwi, spoglądając na zwiniętą w kulę paproć, która zareagowała na jego przyjście, usłyszał delikatny szelest.Jego wyobraźnia, która (trzymana w granicach rozsądku) stanowiła jedną z zalet kupca, podpowiedziała mu, że rośliny odgadły swą przyszłość.Dziwiąc się własnemu sentymentalizmowi, Dan ruszył korytarzem do pomieszczeń kontrolnych, gdzie siedział Rip.Zastępca astronawigatora miał swe własne problemy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]