Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Jacek Dabala Najwieksza przyjemnosc swiata
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bless.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzdrygnęła się, widząc zaciekłość pojedynku.Cichy okrzyk wyrwał się z jej ust, kiedy walczący potoczyli się zbyt blisko barierki, rwąc żelazne łańcuchy.Musi mu pomóc! Ale jak? Oprócz pieśni nie ma żadnej broni, a nie może przecież użyć magii.Nie potrafiłaby!Sama była zaskoczona mocą własnego postanowienia.Nie mogła użyć magii, ponieważ.ponieważ.Poczuła przypływ strachu i wściekłości mieszających się z niepewnością, która ją paraliżowała.Dlaczego? Okrzyk udręki rozbrzmiewał głośno w jej umyśle.Co się z nią działo?Potem gwałtownie ruszyła naprzód, kierując się na drugą stronę kamiennego łuku, daleko od walczących.Powzięła decyzję - ucieknie.To na nią czyhał czarny stwór.Jeśli się pospieszy, dotrze do Maelmord przed nim.Zatrzymała się.Zauważyła, że tam, gdzie jaskinia kończy się łukowatym otworem, coś unosi się ze skalnej szczeliny.Drugi potwór!Podeszła bezszelestnie.Korytarz otwierał się na światło dnia, a dolina za nim była zbyt daleko.Czarny stwór stał dokładnie na linii światła.Już szedł w jej stronę.Uniósł się ze skał i na czterech łapach ociężale ruszył w kierunku mostu, otwierając czarną paszczę.Brin spojrzała w tył.Tym razem sama musi się bronić.Szarpał nią strach i niepewność.Musi użyć pieśni.Musi!Potwór zasyczał i sięgnął w jej kierunku.Znowu poczuła ucisk w gardle.I znowu Szept przyszedł jej z pomocą.Uwolniwszy się od pierwszego stwora, kot zawrócił i gwałtownie rzucił się na drugiego, odrzucając go od dziewczyny.Czając się do skoku, szykował się na spotkanie z nowym wrogiem.Czarna bestia zbliżyła się z ochrypłym sykiem i wyskoczyła w powietrze.Szept był jednak szybszy.Odskoczył zgrabnie i ciął pazurami nie osłonięty brzuch napastnika.Wydarł strzępy ciemnego ciała, ale potwór nie zwolnił.Gwałtownym szarpnięciem rzucił się do skoku.Martwe ślepia patrzyły nieruchomo.Teraz do drugiego monstrum dołączyło pierwsze.Ostrożnie zaczęło zbliżać się do bagiennego kota.Szept cofnął się czujnie, stając przed Brin.Gęste futro zjeżył tak, że wydawał się dwa razy większy.Przyczajone na czterech łapach czarne stwory poruszały się błyskawicznie, symulując atak.Przeskakiwały z boku na bok z łatwością i zwinnością zupełnie nie pasującą do ich przysadzistych sylwetek.Ostrożnie próbowały znaleźć jakiś słaby punkt w obronie kota.Szept nie ruszał się z miejsca, nie dając się wciągnąć do walki.Potem oba stwory zaatakowały równocześnie, drąc wściekle zębami i pazurami futro i ciało kota.Szept został odrzucony na łańcuchy barierki i przyparty do nich zaciekłym atakiem.Wyrwał się jednak jednym szarpnięciem, tnąc pazurami i wywrzaskując swoją nienawiść.Głos Jaira zamarł, kiedy zabrakło mu powietrza, a wraz z nim zgasło światło kryształu wizji.Twarz Brin zniknęła.Mrok wypełniła głęboka cisza.Twarze mężczyzn były blade i ściągnięte.- To były muteny - wyszeptał w końcu Slanter.- Co takiego? - Siedzący obok niego Edain Elessedil spojrzał przerażony.- Tak nazywają te czarne stwory, muteny.Stworzyła je czarna magia.Strzegą kanałów pod fortecą.- Gnom przerwał, zerkając przelotnie na Jaira.- Więc ona tutaj jest - wychrypiał Jair.Usta miał suche.Dłonie zaciskał wokół kryształu.Slanter skinął głową.- Tak, chłopcze, jest tutaj.I to bliżej rowu niż my.Szczupły, czarny cień Gareta Jaxa podniósł się szybko.Inni też pozbierali się na nogi.- Wygląda na to, że nie mamy czasu do stracenia ani wyboru.Musimy iść teraz.Nawet w półmroku jaskini jego oczy płonęły.Wyciągnął do nich ręce.- Podajcie mi dłonie.Jeden po drugim wyciągali ręce i kładli je na jego dłoni.- Teraz uczynimy ślubowanie - powiedział ochrypłym, twardym głosem.- Chłopiec ma dotrzeć do Niebiańskiej Studni tak, jak przysiągł.Cokolwiek się wydarzy, jesteśmy razem.Razem do końca.Przysięgnijcie.Nastąpiła cisza.- Razem - powtórzył Helt głębokim, łagodnym głosem.- Razem - zawtórowali pozostali.Dłonie opadły i Garet Jax odwrócił się do Slantera.- Prowadź - rozkazał.XLSzli w górę podziemnym korytarzem do piwnic leżących pod Graymark cicho jak Widma, których unikali.W świetle pochodni, których spory zapas znaleźli w niszy przy wejściu do tunelu, skradali się przez mrok i ciszę do trzewi twierdzy.Prowadził Slanter.Jego surowa żółta twarz pochylała się blisko do światła, w oczach odbijał się strach.Szedł szybko i pewnie, jedynie oczy zdradzały to, co pewnie pragnąłby ukryć przed samym sobą.Jair wszak rozpoznawał uczucie, które odzwierciedlało to, co przyczaiło się w nim samym.On także się bał.Oczekiwanie, które wcześniej umacniało jego wolę, zniknęło.Zastąpił je strach, gwałtowny, niemal paniczny strach, który rozlewał się w ciele i zamieniał skórę w lód.Jego umysł wypełniały dziwne, urywane strzępy myśli - o domu w Yale, rodzinie rozrzuconej po świecie, przyjaciołach i wszystkich znajomych rzeczach, które zostawił za sobą i prawdopodobnie utracił, o mrocznych, ścigających go stworach, Allanonie, Brin i o tym, co sprowadziło ich do tego ponurego miejsca.W nozdrzach czuł zapach spleśniałego powietrza i własnego potu.Myśli mieszały się i biegły razem niczym farby rozpuszczone w wodzie.Nie było sensu podążać za jedną z nich.To strach powodował to rozproszenie.Skoncentrował wszystkie siły, aby mu się oprzeć.Korytarze wiły się przez długi czas pod górę, splatając się i rozplatając niczym szaleńczy labirynt, który wydawał się nie mieć końca ani początku.Mimo to Slanter nie zatrzymywał się, ale prowadził ich stale naprzód, aż w końcu stanęli przed szeroką, okutą żelazem bramą umocowaną w skale.Podeszli do niej i zatrzymali się, milczący jak tunele, które przemierzali.Jair przykucnął wraz z innymi, kiedy Slanter przyłożył ucho do bramy i nasłuchiwał.Słyszał niemal bicie własnego pulsu.Gnom podniósł się i kiwnął głową.Ostrożnie uniósł zasuwę, położył dłonie na żelaznej klamce i pchnął.Wrota otworzyły się z cichym jękiem.Przed nimi wznosiły się schody, znikając w ciemności poza kręgiem światła pochodni.Stopień po stopniu, powoli i ostrożnie zaczęli wchodzić.Znowu prowadził Slanter.Mrok i cisza były coraz głębsze.Schody skończyły się, wychodząc w górę poprzez kamienną podłogę.Ciche skrzypnięcie czyjegoś buta odbiło się w ciemnościach zgrzytliwym echem, a potem utonęło w ciszy.Jair pokonał ogarniające go uczucie pustki.Jak gdyby w górze nie było nic tylko ciemność.Weszli w mrok.Milcząc stanęli blisko otworu i patrzyli w ciemność, trzymając przed sobą pochodnie.Światło nie docierało ani do ścian, ani do sufitu pomieszczenia.Czuli jednak, że mają przed sobą komnatę tak ogromną, że w jej wnętrzu byli tylko karzełkami.Na skraju światła dostrzegli niewyraźny zarys jakichś pak i beczek.Drewno było suche i przegniłe, stalowe okucia zardzewiały.Wszystko pokrywały pajęczyny, a na podłodze leżała gruba warstwa kurzu.Ale na tym szczególnym dywanie ukośne ślady stóp znaczyły przejście czegoś, co z pewnością nie było człowiekiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]