Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- O Monte Cinco
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- orla.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przedtem jeszcze, gdy piła czekoladę, chciałam ją skłonić do podpisania papieru oddającego mi ten dom na własność - ale gdzie tam! Zamknęła tylko oczy i zaczęła mnie błagać, abym była dobra i pozostawiła ją w spokoju przez pół godziny.A wyglądała tak, jakby nie miała dożyć jutra.Ona zawsze mnie nienawidziła.Odezwałem się z goryczą:- Nie powinna była pani tak jej dręczyć.Gdyby nie była dożyła jutra, odziedziczyłaby pani i ten dom, i wszystko - byłby to duży kęs nawet na pani wilcze gardło, Mademoiselle Thérčse.Dopowiedziałem jeszcze kilka słów świadczących o wstręcie, jaki budziła we mnie jej łapczywość.Brzmiały one jednak blado, gdyż nie byłem w stanie znaleźć dość mocnych słów na wypowiedzenie tego, co czułem.Nie miało to zresztą znaczenia, gdyż sądzę, że Teresa wcale mnie nie słuchała.Zdawała się być pogrążona w osłupieniu i zachwycie.- Co ja słyszę, mój drogi panie? Jak to? Wszystko przeszłoby na mnie bez żadnego zapisu?- Tak - odrzekłem krótko, co widocznie do reszty wytrąciło ją z równowagi.Teresa ufała mej prawdomówności, ufała bezwzględnie, o ile nie wypowiadałem prawd dotyczących jej własnej osoby.Nie przebierałem wtenczas w wyrażeniach, a ona słuchała mnie uśmiechając się skromnie, jakbym ją obsypywał najbardziej wyszukanymi komplementami.Spodziewałem się dalszego ciągu tego okropnego opowiadania, ale Teresa znalazła widać nowy temat do rozmyślań, bo potok jej wymowy nagle się urwał.Westchnęła tylko raz jeszcze i mruknęła:- A więc prawo może być sprawiedliwe, skoro nie wymaga żadnego zapisu.Jestem przecież jej siostrą.- Na oko trudno w to uwierzyć - rzekłem szorstko.- Ach, tego mogę dowieść w każdej chwili.Na to są dowody.Po tym oświadczeniu zaczęła sprzątać ze stołu w milczącej zadumie.Nie byłem zaskoczony wiadomością, że Dona Rita wyjechała do Paryża.Nie zadawałem sobie pytania, co ją do tego skłoniło i czy opuściła na zawsze willę na Prado.Dowiedziałem się dopiero później, rozmawiając z Teresą, że oddała tę willę na użytek karlistów i że miał tam zamieszkać - albo już zamieszkał - jakiś nieoficjalny konsul czy agent karlistowski.Teresa słyszała o tym z własnych ust siostry owego burzliwego ranka, kiedy Rita ostatnie godziny przed wyjazdem spędziła w domu przy ulicy Konsulów, w moich apartamentach.Drobiazgowy przegląd wszystkich rzeczy dowiódł mi, że niczego tam nie brakowało.Nawet owa nieszczęsna zapalniczka, której nieobecność napełniała mnie radosną nadzieją, znalazła się w końcu na dnie jakiejś szuflady.To było prawdziwym ciosem.Rita mogła była zabrać ze sobą bodaj ten drobiazg! Wiedziała przecież, że ilekroć przebywam na lądzie, nie rozstaję się z tą zapalniczką.Mogła ją była zabrać! Postanowiła widocznie, że nic nie powinno nas łączyć, nawet najdrobniejsza pamiątka.Mimo to jeszcze przez długi czas nie zaniechałem szperania po wszystkich możliwych kątach i zakamarkach szukając czegoś, co mogła umyślnie tam zostawić.Przypominało to pasję maniaka poszukującego przez całe życie ukrytego skarbu.Nie traciłem nadziei, że znajdę bodaj jakąś zapomnianą szpilkę do włosów lub skrawek wstążki.Czasem w nocy przychodziło mi na myśl, że to zakrawa na obłęd.Pamiętam, że kiedyś zerwałem się o drugiej nad ranem, by poszukać w łazience małego tekturowego pudełka, do którego nie zdążyłem zajrzeć.Oczywiście było puste - Rita nie mogła żadnym sposobem wiedzieć o jego istnieniu.Powróciłem do łóżka dygocąc, chociaż noc była ciepła, z wyraźnym przeświadczeniem, że to wszystko doprowadzi mnie w końcu do szaleństwa.Nie było już mowy o tym aby «tego rodzaju historia» mogła mnie zabić.Atmosfera moralna tej ostatniej tortury była inna.Musiała przyprawić mnie o szaleństwo.Na tę myśl dreszcz zgrozy przeszywał moje wyczerpane ciało, przypomniałem sobie bowiem, że zwiedzając kiedyś słynny zakład dla obłąkanych widziałem tam nieszczęsnego człowieka, który zwariował wyobraziwszy sobie, że został haniebnie oszukany przez kobietę.Zapewniono mnie, że powód jego cierpienia był absolutnie fikcją.Był to młodzieniec o jasnej, rzadkiej bródce, siedział skulony na brzegu łóżka obejmując samego siebie ramionami w rozpaczliwym uścisku i zawodząc żałośnie.Ten jego lament rozlegał się w długim, pustym korytarzu przejmując zgrozą każdego, kto się zbliżał do drzwi jego celi.Nie było teraz ani jednej osoby, od której bym mógł coś usłyszeć o Ricie, z którą bym mógł o niej porozmawiać, aby choć na chwilę wywołać jej obraz.Oczywiście mogłem wymówić to imię, z czterech liter złożone, wobec Teresy, ale ona z niewiadomych powodów postanowiła unikać tego tematu.Chwilami porywała mnie chęć rzucenia się na Teresę i wydarcia jej garści włosów ukrytych skromnie pod czarną chustką, której końce wiązała sobie niekiedy pod brodą.Ale nie umiałbym w żaden sposób usprawiedliwić się przed nią z tak okrutnej zniewagi.Teresa była zresztą wciąż zapracowana i biegała po całym domu, od strychu do piwnic, robiąc wszystko sama, gdyż nie mogła zdecydować się na wynajęcie posługaczki, której koszt wyniósłby kilka franków miesięcznie.Miałem wrażenie, że nie jestem już takim jej ulubieńcom jak dawniej.I - rzecz szczególna - to mnie drażniło.Teresa robiła teraz wrażenie osoby, w której jakieś uporczywe wyobrażenie, jakaś płodna myśl, zabiły resztę łagodniejszych, ludzkich uczuć.Chodziła po domu w świątobliwym zamyśleniu, uzbrojona w szczotki i ścierki.Człowiekiem, który poniekąd zastąpił mnie w sercu Teresy, był sędziwy ojciec tancerek mieszkających na parterze.Widywałem go czasem w sieni ubranego w cylinder i piękne granatowe palto, które mu Teresa zapinała na wszystkie guziki, giędząc nieustannie, ze skromnie spuszczonymi oczami.On uśmiechał się do niej poważnie, usiłując wycofać się jak najszybciej w stronę drzwi wchodowych.Nie zdaje mi się, aby przywiązywał większą wagę do łask Teresy.Nasz postój w porcie przeciągał się tym razem długo, a ja prawie nie opuszczałem domu.Pewnego wieczora zaprosiłem do siebie owego jegomościa na kieliszek wina.Nie robił żadnych trudności, przyniósł ze sobą drewnianą fajkę i rozmawiał bardzo zajmująco, przyjemnym głosem.Trudno było wyrozumieć, czy jest kimś nieprzeciętnym, czy zwykłym hultajem, w każdym razie biała broda nadawała mu wygląd czcigodny.Nie mógł mi oczywiście poświęcić wiele czasu, musiał bowiem pilnie strzec swoich córek i ich wielbicieli.Wprawdzie dziewczęta nie odznaczały się zbytnią płochością, ale jako bardzo młode nie miały życiowego doświadczenia.Były to miłe stworzonka o przyjemnych, wesołych głosach, a ojciec zdawał się być bardzo do nich przywiązany.Sam był mężczyzną muskularnym o srebrnych, kędzierzawych włosach, które tworzyły wieniec dokoła jego uszu i łysiny nadając mu wygląd barokowego apostoła.Wymiarkowałem, że musiał mieć dosyć ciemną przeszłość i wielce burzliwą młodość.Wielbiciele tancerek traktowali go z ogromnym respektem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]