Podstrony
- Strona startowa
- Stephen King Marzenia i Koszmary 2
- Stephen King Marzenia i koszmary 2 (2)
- Lewis Susan Skradzione marzenia 2
- Skradzione marzenia Lewis Susan
- Stephen King Marzenia i Koszmary 2 (3)
- Lewis Susan Skradzione marzenia
- Ekstaza Gabriela
- Eddings Dav
- McCaffrey Anne Moreta Pani Smokow z Pern (SCAN
- Paul McDonald The Star System, Hollywood's Production of Popular Identities (2000)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przełknęła ślinę.Był niesamowity.Musi go zatrzymać.- Nie musimy być.Uśmiechnął się tylko i przejechał kciukiem po jej piegach.- Mamy czas.Jenny stopniało serce.Pete był dokładnie takim mężczyzną, ojakim zawsze marzyła.Pomyślała, że powinna się uszczypnąć,żeby sprawdzić, czy jest prawdziwy, ale czy to możliwe, by takiduży człowiek nie był prawdziwy? Patrząc na niego, widziałaczułość w jego uśmiechu i po raz pierwszy w życiu zrozumiała, coto znaczy zakochać się, chcieć dawać, dawać i dawać mężczyznie.Niestety, nie miała wiele do zaoferowania.- Lubisz fajitę z kurczakiem? - spytała.- Uwielbiam fajitę z kurczakiem.- Zrobiłam tę potrawę na przyjęcie, ale przygotowałam zadużo i mnóstwo zostało w zamrażalniku.Aatwo ją przyszyko-wać, chyba że wolisz wołowinę � la Wellington.- Fajita z kurczakiem.- Trafny wybór.- Uśmiechnęła się.- Zrób to jeszcze raz - ten uśmiech.- Jaki uśmiech?- Ten.Rozświetla cię.- Raczej rozświetla mi piegi.- Sprawia, że wyglądasz na szczęśliwą.Była szczęśliwa.Wtedy zadzwonił telefon i Jenny zamarła.Telefon do Jennynigdy nie oznaczał niczego dobrego.Nigdy.Nie chciała odebrać, ale jeśli to był Darden, nie byłoby końcapytaniom: gdzie była, co robiła i dlaczego nie siedziała przytelefonie.- Halo?- Mówi Dan.Mam problem, MaryBeth.Stary Nick Farinarobi straszny rwetes, mówi, że mu ukradłaś kwiaty.Ja wiem, żejest jakieś wytłumaczenie, ale nie chce mnie słuchać.Powtarza,że mam do niego przyjechać i stwierdzić straty.Mówi, że ukra-dłaś mu rudbekie z ogrodu.Ukradłaś?- Czemu miałabym to robić?- O to samo go spytałem.Rudbekie rosną dziko w całej oko-licy.Przysięga, że widział, jak kradłaś trzy duże kwiaty w jegoogrodzie.- Byłam na drodze.Nie mam jak wrócić do domu z pracy,nie przechodząc koło jego domu.- Tłumaczyłem mu to - westchnął Dan.- Powiem mu, że ztobą rozmawiałem.Przygotuj się jednak, że jutro może narobićrabanu, kiedy będziesz przechodzić koło jego ogrodu.Jenny podziękowała za ostrzeżenie i odłożyła słuchawkę.Odwróciła się, wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się doPete'a, bo nadal tam stał.- Chcesz piwo, kiedy będę przygotowywać obiad?- Jasne.Wyjęła z lodówki Sama Adamsa - braku drugiej butelki teżnikt nie zauważy - i podała mu.Potem otworzyła zamrażalnik.Już po chwili kawałki kurczaka i warzywa smażyły się na wiel-kiej żelaznej patelni, salsa gotowała się w garnku, tortillepodgrzewały się w piekarniku, a ona niczego nie upuściła, bo niebyła zdenerwowana.Pete był niepodobny do kogokolwiek, kogoznała.Gotowała, a on siedział spokojnie, patrząc na nią, jakby tosamo w sobie było przyjemnością.Przy nim nie czuła sięskrępowana.Nie zadawał pytań, na które nie chciała odpowie-dzieć, nie klął i nie groził zemstą.Wciąż proponował, że pomożejej gotować, a ona wciąż odmawiała, aż w końcu rozśmieszyło ichto, ale śmiać się też było łatwo.Zmiech był cudowny! Naglestwierdziła, że jest odprężona, co było całkiem nowym dozna-niem.Skończyli posiłek i siedzieli przy stole naprzeciwko siebie, wdobrym nastroju, aż nagle Jenny poczuła się niepewnie, myśląco wyborze, jakiego miała dokonać.Czego jej serce zapragnie wzamian za posiłek? Nie mogła się zdecydować, co wybrać.W końcu zapytała:- Dlaczego powiedziałeś, że jesteś samolubny? - Zmarszczyłbrwi, więc dorzuciła: - Wczoraj wieczorem.Zaprosiłam cię dośrodka.Powiedziałeś, że jesteś samolubny, niezależnie od tego,czy jesteś samotny, czy nie.Upłynęła chwila, zanim odpowiedział.- Nie byłem miły.- W stosunku do rodziny?Nie było mu łatwo mówić.- Jestem najstarszym dzieckiem.Dorastając, miałem zaw-sze więcej obowiązków niż pozostali.Ojciec zwalił je na mojebarki i powiedział, że mam być przykładem dla młodszych.Nieznosiłem tego.Więc kiedy zaistniała możliwość pójścia na stu-dia, skorzystałem i pojechałem najdalej, jak mogłem.Uznałem,że młodsi mogą się nauczyć pracować, tak jak ja musiałem.I taksię stało.Tylko że pojawiły się problemy, a ja nie pomogłem.Stałem się mistrzem w nieodpowiadaniu na telefony.- Dlaczego? - spytała Jenny.Nie mogła oderwać od niegooczu, wciąż mu się przyglądała.Lubiła gesty jego rąk: silne, aleniegrozne, i przedramiona pod zakasanymi rękawami, tak samosilne, ale niegrozne.Nawet zbiegające się brwi, które świadczyłyo mądrości.- Na początku byłem po prostu wściekły - odparł.- Sądzi-łem, że zasłużyłem na odrobinę wolności.Nie chciałemwysłuchiwać ich kłopotów i dawać się w nie wciągać.Nie chcia-łem odmawiać ani czuć się winny, że odmówiłem.Nie chciałemszukać odpowiedzi.Teraz naprawdę nie mam odpowiedzi.Czujęsię jak sparaliżowany.- Chciałbyś wrócić, ale nie możesz się na to zdobyć.- Właśnie.- Wiesz, co należy zrobić.Zebrałeś wszystkie argumenty iludzie ci je podali, ale nadal nie możesz nic postanowić.- Tak!- Ze wszystkich możliwości tylko ta jedna ma sens, ale taktrudno ci się na nią zdecydować.Wydawał się zaskoczony.- A więc rozumiesz.Oczywiście, że rozumiała.Znała ten stan paraliżu, znałazdradę i poczucie winy.- Jak umarła twoja matka?- W wypadku.- Byłyście zżyte?Jenny pokręciła głową.- Nie byłam chłopcem, jak sobie życzyła.Urodziła przedemną synka, ale zmarł, jak był mały.Miałam go zastąpić, leczokazałam się dziewczynką.Nigdy mnie nie lubiła.- Nie wierzę.- To prawda, nie lubiła mnie z tego powodu i paru innych.- Jakich?Jenny jednak i tak za dużo już powiedziała.Spuściła oczy.- Nie mam ci co zaoferować.Pete zaśmiał się, przyciągając jej wzrok.- Robisz wyśmienitą fajitę - powiedział.Oparł łokcie nastole, spojrzeniem zdjął chłód z jej oczu - czarne, długie rzęsy niez tej ziemi - i uśmiechnął się do niej zaczepnie.Jenny stopniała.-A więc co? Czego pragnie twoje serce? Zostać tak, jak jesteśmy tu i teraz.Utrwalić twój wyraztwarzy i zawiesić go na lustrze na tych wszystkich zaprosze-niach, które ukradłam.Zatrzymać ten moment i zostawić go napózniej, kiedy.kiedy..- Przejażdżki - powiedziała.- Jest taka pełna zakrętówdroga - Nebanonic Trail.Dech zapiera, jak się jedzie szybko.- Już próbowałaś?- Nie.- Darden nie chciał jej tam zabrać, kiedy była mała, apotem nie miał kto.Słyszała jednak, co dzieciaki opowiadały wmieście, więc często marzyła, żeby tam pojechać.Pete klasnął dłońmi o stół i wstał.- No to w drogę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]