Podstrony
- Strona startowa
- Dickson Gordon R Smoczy Rycerz T1 Smok i jerzy
- Gordon R. Dickson Smok i Jerzy 2 Smoczy rycerz, t. 2
- Gordon R. Dickson Smoczy rycerz T2
- Dickson Gordon R Smoczy rycerz t.1
- Dickson Gordon R Taktyka bledu
- Gordon R. Dickson Smoczy rycerz t.1
- Gordon R. Dickson Taktyka bledu
- Dickson Gordon R Zolnierzu nie pytaj (2)
- Koontz Dean R Pieczara gromow
- Spellman Cathy Cash Malowane wiatrem 01
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bless.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedz mi przynajmniej, jak się nazywasz.- Nie jestem tą, której szukasz - odparła.Zatrzymała się i zwróciła w jego stronę, ajemu spodobał się wyraz nieustępliwej pogardy w jej oczach.- Tobie potrzebna jest jakaśrozrywkowa panienka, która zapewniłaby ci dreszczyk emocji w taki nudny dzień.A ja, mójdrogi panie, nie zamierzam ci go zapewnić.Dlatego lepiej będzie, jeśli poszukasz sobie innej.Następny raz raczyła się obejrzeć dopiero wtedy, kiedy znalezli się obok schodówprowadzących na peron kolejki naziemnej.- Powiedz mi przynajmniej, jak masz na imię.Proszę.- Dorothy Williams.Stał i patrzył, jak wspina się po stromych schodach, co nie było postępkiem zbytprzyzwoitym.Nie był jednak w stanie oderwać od niej oczu, odwrócił się, kiedy wrzuciłażeton do kołowrotka i zniknęła za drzwiami obrotowymi.Wkrótce potem pociąg, niczym trzęsący ziemią smok, przesłonił na chwilę słońce, akiedy odjechał, odjechała także ona.Słońce wciąż jeszcze świeciło, lecz upał minął, ponad wszelką wątpliwość na dobre.Spur jednak miał na sobie kąpielówki i jej widok wcale go nie zaskoczył.Przywitali siętrochę nieśmiało, ona nie sprzeciwiła się ani słowem, kiedy rozłożył swój koc obok jej, tamgdzie piasek był najmiększy.Zaczęli rozmawiać.- Przez cały tydzień wypatrywałem za tobą oczy.- Byłam w szkole.Dopiero wczoraj miałam pierwszy wolny dzień.- Jesteś studentką?- Nauczycielką.W gimnazjum plastycznym.Siódme i ósme klasy.A ty? Jesteśmuzykiem?Skinął głową, doszedł bowiem do wniosku, że to wcale nie kłamstwo, a na razie niechciał za bardzo zagłębiać się w szczegóły.Wolał najpierw dowiedzieć się jak najwięcej oniej.- A ty? Malujesz, rzezbisz w kamieniu, a może w glinie? Pokiwała głową.- To znaczy? W czym się specjalizujesz?- We wszystkim i w niczym.Jestem niezła we wszystkim, ale w niczym wybitna.Idlatego uczę.Gdybym miała prawdziwy talent, taki jak ty masz do gry, rzuciłabym się nagłęboką wodę.Uśmiechnął się i pokręcił głową.- To amatorskie podejście.Wy wszyscy piekielnie utalentowani artyści umierajciesobie za swoją twórczość, a my, nieboracy, będziemy sobie spokojnie patrzeć.- Nie masz prawa nazywać mnie hipokrytką.Nawet jej niezadowolenie sprawiło muprzyjemność.- Wcale tak cię nie nazywam.Ale moje pierwsze wrażenie jest takie, że nie należyszdo dziewczyn, które chętnie podejmują ryzyko.- Nie dziewczyna, tylko ciotka stara panna, tak?- Nie, do licha.Niczego takiego nie powiedziałem.- Ale ja właściwie jestem czymś w rodzaju starej panny.- Bardzo starej?- W listopadzie skończyłam dwadzieścia cztery lata.To go zdziwiło; była od niegomłodsza tylko o rok.- I doszłaś do wniosku, że już po zawodach, że jesteś zbyt pomarszczona i zwiędła namałżeństwo?- Och, wcale nie chodzi o małżeństwo.Mówię raczej o sposobie myślenia.Staję sięcoraz bardziej konserwatywna.- Kolorowe dziecko nie ma prawa do konserwatyzmu.- Czy jesteś bardzo zaangażowany politycznie?- Dorothy, jestem czarny - odparł.Po raz pierwszy zwrócił się do niej po imieniu;wyglądała na zadowoloną, albo z tego, albo z jego odpowiedzi.Zajął się budowaniem zamków z piasku, a ona uklękła obok i wykopała głęboki dół,żeby mieli skąd brać mokry piasek, po czym zaczęła rzezbić twarz, patrząc na niego i długimipalcami gładząc piach w taki sposób, że kości Spurgeona natychmiast zmieniły się w galaretę.Choć jeśli chodzi o talent, chyba miała rację, pomyślał patrząc na piaskową twarz, która niebyła do niego zbyt podobna.W końcu, kiedy byli brudni od piachu, zerwała się na nogi bez żadnego ostrzeżenia ipobiegła do wody.Ruszył za nią, smagany przez zimny wiatr, by po chwili stwierdzić zprawdziwą ulgą, że woda pokryła jego ciało niczym delikatny jedwab, cieplejszy odchłodnego powietrza.Płynęła prosto przed siebie, Spur, wymachując energicznie nogami iramionami, starał się za nią nadążyć.Już wydawało mu się, że będzie musiał się poddać,kiedy Dorothy zawróciła, zwolniła tempo, pózniej zatrzymała się i ustawiła w pionie,poruszając delikatnie rękoma i nogami.- Zwietnie pływasz - wydyszał z uznaniem, czując bolesne kłucie w płucach.- Mieszkamy blisko jeziora.Spędzam w wodzie dużo czasu.- Ja nauczyłem się pływać dopiero w wieku szesnastu lat.Na Riwierze.- Zauważył, żepotraktowała te słowa jako żart.- Naprawdę.Mówię poważnie.- Co tam robiłeś?- Nie znałem swojego ojca.Był marynarzem, pływał na tankowcach.Moja matkaponownie wyszła za mąż, jak miałem dwanaście lat, za wspaniałego człowieka, wuja Calvina.Ilekroć pytałem o swojego prawdziwego ojca, odpowiadali mi tylko, że nie żyje.Kiedyskończyłem szesnaście lat, postanowiłem spróbować spojrzeć na świat tak jak on.Terazwydaje mi się to trochę głupie, ale wtedy chyba się łudziłem, że może w ten sposób zdołamgo odnalezć.Albo przynajmniej zrozumieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]