Podstrony
- Strona startowa
- IGRZYSKA ÂŒMIERCI 01 Igrzyska ÂŒmierci
- Michael Judith Œcieżki kłamstwa 01 Œcieżki kłamstwa
- Chattam Maxime Otchłań zła 01 Otchłań zła
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Trylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharow (2)
- Vinge Joan D Krolowe 01 Krolowa Zimy
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- Anne McCaffrey Piesn krysztalu (2)
- Sw. Brygida
- Pagaczewski Stanislaw Misja profesora Gabki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- dacia.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwit srebrzy wody zatoki; u jej krańca widaćwzgórza i miasto położone u ich stóp.Potem rzeczywistość rozstępuje się jak zasło-na, ukazując schody prowadzące w dół.W ciszę i ciemność.Kiedy Brune się ocknął, w krypcie było pusto.Ogniska wygaszono, zwinięte ko-ce leżały pod ścianą.Przygarbiona, kulejąca odmianka zamiatała posadzkę.Jej pokry-te brodawkami oblicze mogłoby należeć do jakiegoś stwora z moczarów.Kurzajka,przypomniał sobie, tak brzmiało jej imię. No, wreszcie żeś oprzytomniał stwierdziła gderliwie, nie przerywając swo-jego zajęcia. Gdzie są wszyscy? spytał Brune.Cicho i ochryple, ale zrozumiale. A gdzie mają być? Poszli w miasto, jak co dzień. Znajda& Znajdy nie ma.Znajda w mieście.Ech, bido ty, niewiele pojmujesz, co? Ku-rzajka z westchnieniem odstawiła miotłę. Chodz.Dam ci jeść.Siny pozwolił.Zaprowadziła go w kąt, gdzie obok paleniska stało trochę garnków, dwa wiadrai osmolony kociołek.Dostał kawałek podeschniętego chleba oraz ochłap zapleśniałegopaskudztwa, które kiedyś przypuszczalnie było serem.Pokręcił głową na znak, że tegonie chce. Nie to nie. Kurzajka wzruszyła ramionami i sama nadgryzła ser.Oddaliłasię, żując.Brune napił się wody z wiadra i bez entuzjazmu zaczął jeść chleb.Po jakimś czasie Kurzajka wróciła.Przez ramię miała przewieszony pęk sta-rych, dziurawych ubrań. Chodz.Będziesz sortował łupy, ktoś musi.Wez latarnię.Posłusznie poszedł za nią do mniejszej krypty, szepcząc niezrozumiale pod no-sem.Pomieszczenie wypełniały sterty śmieci, piętrzące się aż pod sklepienie.Zmieciarze umieli spożytkować praktycznie wszystko, co wpadło im w ręce.Stare zardzewiałe narzędzia, patelnie, podkowy i wszelkie inne żelazne przedmiotytrafiały do kowala.Potłuczone szkło do szklarza.Garnki, jeśli się dało, drutowali.Znaczące zródło zarobku stanowiły ubrania; z dwóch czy trzech dziurawych starychkaftanów przy odrobinie zacięcia można było wyczarować jeden cały.Naprawionesztuki trafiały do handlarza używaną odzieżą, który prał je i wystawiał na sprzedaż.Zgałganów szyli derki, których używali sami.Zniszczone meble, ramy okienne, słomę z sienników, niedopalone szczątkidrewna i węgla to wszystko przeznaczano na opał.Z mebli starannie wyciąganoprzedtem gwozdzie i zdzierano obicia, jeśli tkanina jeszcze się do czegoś nadawała.Kości, gdy nagromadziło się ich dostatecznie dużo, sprzedawano człowiekowi, którywytwarzał z nich klej.Pomysłowość zapewniała przetrwanie.Kurzajka usiadła na stołeczku, rozłożyła sobie na kolanach podartą dziecięcąsukienkę i wyjęła ze swojej chusty wpiętą tam igłę z nitką. Możesz się na początek zająć tą stertą w rogu.Szmaty kładz tutaj.Kości tam.Szkło do tego wiadra.I przestań mamrotać! Działasz mi na nerwy.* * *Spod uniesionej pokrywy kotła buchnął kłąb pary.W całej krypcie zapachniałoobiadem, ten i ów niecierpliwie przełknął ślinkę. Oho, dzisiaj z omastą ożywił się Psiogłowiec.Kurzajka sprawnie rozdzieliła zawartość kotła do kilku garnków, które właści-ciele następnie zabrali, i familia zaczęła się pożywiać.Psiogłowiec, Krzywulec, Pysz-czek oraz Znajda jak zwykle jedli razem w pełnej zgodzie.Jęczmienna kasza chrzęściław zębach. Hej, Znajda odezwała się nagle Pyszczek, zerknąwszy przez ramię. Onznów& Wymownie dotknęła skroni.Znajda z pewnym żalem odłożył łyżkę i wstał. Zostawcie nam trochę, dobra? poprosił.Podszedł do obłąkanego, który sie-dział nieruchomo na swoim legowisku, patrząc w przestrzeń. Hej, dobrze się czu-jesz? Zostanie tylko popiół powiedział cicho tamten. Tylko popiół& Naglezrobił gest, jakby chciał się osłonić przed ciosem, a potem znów zastygł w bezruchu.Znajda potrząsnął go za ramię. Brune? Obudz się! Jest obiad, chodz, zjemy razem!Ale Brune tylko szeptał do siebie niezrozumiałe słowa.Niespodziewanie jegotwarz wykrzywił tik, tak mocno, że przez chwilę przypominała zniekształcone obliczeodmieńca.Znajda poczuł się nieswojo.Nie mówiąc nic więcej, wstał i wrócił do przerwa-nego posiłku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]