Podstrony
- Strona startowa
- Dicker Joel Prawda o sprawie Harry'ego Queberta
- Harry Eric L Strzec i bronic (SCAN dal 714)
- J. K. Rowling 4 Harry Potter i Czara Ognia
- Rowling J K Harry Potter i Komnata Tajemnic
- J. K. Rowling 3 Harry Potter i więzień Azkabanu
- Cornwell Bernard Trylogia Arturiańska Tom 3 Excalibur (2)
- Cook Robin Sfinks by sneer
- Henryk Sienkiewicz krzyzacy (2)
- Czechow Antoni Pojedynek (3)
- Joanna Chmielewska Florencja, corka Diabla
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- motyleczeq.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.*Uzgodniliśmy z Angeliną minimum kontaktu, by niepotrzebnie nie ryzykować, a ten jedyny raz, gdy musieliśmy się widzieć, a nie tylko słyszeć, zaplanowany został po zapadnięciu zmroku, na tyle jednak wcześnie, by nie położono nas jeszcze do łóżek.W umówiony wieczór po kolacji pospieszyłem do łazienki, za którą znajdował się wybrany jako miejsce rendez-vous magazynek.Dostałem się do niego bez problemów i z zegarkiem w ręku dotarłem do okna.Paskiem od zegarka przeciąłem zamek w oknie, co nie było specjalnie trudne, gdyż pod warstewką tandetnego tworzywa kryła się elastyczna piłka z plaststeelu.Schowałem zegarek i otworzyłem okno.Na zewnątrz, używając molekularnych butów i rękawic do wspinaczki, czekała przylepiona do ściany Angeliną, cała na czarno, łącznie z twarzą wysmarowana pastą do butów.Bez słowa wcisnęła mi w ręce niewielką paczkę i zniknęła.Zamknąłem okno, wróciłem do celi (zawiniątko przemyciłem pod ubraniem) i czym prędzej położyłem się do łóżka.Paczka powędrowała pod poduszkę po uprzednim wyjęciu z niej detektora pluskiew, a ja poczekałem aż światło zgaśnie i zacząłem się niespokojnie wiercić.- Cholerny reumatyzm.- wymamrotałem po paru minutach i wstałem pocierając prawą nogę.Równocześnie sprawdziłem kontrolkę detektora, z miłymi rezultatami: w celi była tylko jedna optyczna pluskwa umieszczona nad drzwiami, co dawało dwa martwe pola w kątach przy ścianie, w której ją zamontowano.Zadowolony poszedłem spać.Zapowiadał się pracowity dzionek.*Burina zacząłem szukać dopiero koło południa i znalazłem w ogrodzie.Siadłem na ławeczce po delikatnym sprawdzeniu okolicy - była w miarę czysta.- Możemy zachowywać się swobodnie - oznajmiłem - ale nie za głośno.- Masz wszystko?- Mam, a teraz bądź łaskaw zamknąć się na chwilę, bo mam w gębie komunikator laserowy i właśnie słyszę kroki przez kości czaszki.- Nic nie rozumiem - przyznał uczciwie.- Słyszę kroki Angeliny wdrapującej się na dach tego wieżowca, który widzisz za murem.To, co mam w ustach, umożliwia mi bezpośrednią łączność i jest nie do podsłuchania.Teraz milcz!Oparłem się wygodnie i uśmiechnąłem w kierunku punktowca.Nie musiałem zbyt precyzyjnie celować, gdyż Angelina miała sześciostopową soczewkę odbiorczą (składaną, ma się rozumieć).- Witaj, kochanie.- Jim, cieszę się, że jesteś cały - zadudniło mi pod czaszką - żałuję, że to zaczęliśmy.- Ale teraz trzeba dokończyć, co przy twoich umiejętnościach i sile.- Jeśli dodasz „w twoim wieku", to obedrę cię żywcem ze skóry jak wyjdziesz!- Nic takiego nie miałem zamiaru powiedzieć! Chcę natomiast spytać, czy według ciebie możemy zabrać dwóch zamiast jednego? Spotkałem tu starego znajomego, który kiedyś uratował mi życie w jaskini lodowej.Opowiem ci jak wyjdę.Przez chwilę panowała cisza - Angelina rzadko mówiła coś bez przemyślenia.- Możemy - odparła - muszę tylko zmienić środek transportu.- Doskonale.W takim razie postaraj się o coś odpowiedniego dla sześćdziesięciu pięciu osób.- Są zakłócenia! Powtórz, bo zrozumiałam, że sześćdziesiąt pięć.- Dobrze zrozumiałaś! - postarałem się, żeby zabrzmiało to radośnie, ale nie dała się nabrać.- Nie próbuj! Znam cię za dobrze.Sześćdziesięciu pięciu to pewnie wszyscy pensjonariusze?- Zgadza się.Proponowałbym autokar.Kiedyś podobny numer mi wyszedł.Do usłyszenia jutro o tej samej porze, muszę kończyć, bo ktoś nadchodzi - i wyłączyłem się.Miała święte prawo być wściekła, a nie miałem ochoty stać się obiektem rozładowania tejże wściekłości, wolałem więc dać jej dwadzieścia cztery godziny na ochłonięcie.Długoletnie pożycie małżeńskie doskonale wpływa na rozwój instynktu samozachowawczego.- Koniec? - zdziwił się Burin.- Coś do siebie mamrotałeś, to wszystko co słyszałem.- I bardzo dobrze.Wszystko zgodnie z planem, nie licząc niewielkich poprawek, które budzą w mojej małżonce głębokie i serdeczne emocje.- Co proszę?- Szczegóły później, teraz chodź na lunch.Aha, nie pij wody.- Dlaczego?- Bo jest aż gęsta od środków uspokajających i otumaniających.Dlatego wszyscy tu mamroczą do siebie i łażą jak błędne owce.Większość jest w zdecydowanie lepszej kondycji niż na to wyglądają.*Angelina faktycznie ochłonęła.Można nawet śmiało powiedzieć, że ostygła: nawet przez ten zniekształcający dźwięki system łączności bez trudu dawało się wyczuć oziębły ton, przypominający nie tylko lodową jaskinię, ale wręcz cały lodowiec.- Autokar kupiony.Co jeszcze będzie potrzebne?- Uniform kierowcy, by uzasadnić twoją miłą obecność za kółkiem, i parę drobiazgów.- Jakich? - głos o temperaturze ciekłego azotu.Gdy podałem listę, osiągnął zero absolutne.- To najgłupszy i najbardziej niemożliwy do wykonania plan, o jakim w życiu słyszałam.Zrobię co mogę, by się udał, bo chcę, żebyś wyszedł z tego cało, abym osobiście mogła cię zabić.- Kochanie, żartujesz.- Założymy się? - powiedziała i przerwała transmisję.Może to faktycznie nie był doskonały pomysł, ale teraz już nie mogłem się z niego wycofać.Czując coraz większą depresję przypomniałem sobie o piersiówce umieszczonej w paczce na taką właśnie okoliczność.Wydostałem ją, niby to ścieląc pryczę, i siadłem w martwym polu kamery.Na butelce było napisane: UWAGA - DYNAMIT i w pewnym sensie była to prawda, zawierała bowiem studziesięcioprocentowy alkohol, który dwanaście lat leżakował w dębowej beczce.Dobry humor wrócił mi błyskawicznie.*Przez sześć kolejnych dni gawędziliśmy za pomocą lasera i cały czas Angelina była uprzejmie oziębła, ignorując moje wysiłki zmierzające do rozładowania nastroju.Jak się nie da zwalczyć, trzeba przywyknąć.Trudno.*Ostatniego dnia konwersacja była bardziej niż lakoniczna: Angelina powiedziała jedno słowo i przerwała połączenie.Wyłączyłem nadajnik i oznajmiłem Burinowi, który znacznie się ożywił, odkąd przestał pić wodę:- Data ustalona!- Kiedy?- Powiem ci po kolacji.Spojrzał dziwnie, ale nie zadawał więcej pytań, rozumiejąc starą prawdę: sekret, o którym wiedzą trzy osoby, przestaje być sekretem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]