Podstrony
- Strona startowa
- Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka (3)
- Roberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzenia
- Trylogia Hana Solo.03.Han Solo i utracona fortuna (3)
- Feist Raymond E & Wurst Janny Imperium 03 WÅ‚adczyni Imperium
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- Cornwell Bernard Kampanie Richarda Sharpe'a 03 Forteca Oblężenie Gawilghur, 1803
- Heath Lorraine Najwspanialsi kochankowie Londynu 03 Przebudzenie w ramionach księcia
- Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królów
- Beauman Sally Krajobraz miłoÂści
- Farmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (S
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- orla.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nic mu nie będzie.- Ponieważ Tilly była mistrzynią świata w zamartwianiusię, nie wspomniał o zapaleniu ucha.- Skąd wiecie?- Moja siostrzenica pracuje w kuchni w jego szkole.- No tak, świat jest mały.- Ed, potężny facet z wielkim brzuchem i ramionamijak pnie drzewa, zatrzasnął drzwiczki samochodu i w ślad za żoną pokonał dwaschodki prowadzące na werandę.- Jezu, ale zimno!- Ed, ile razy ci mówiłam, żebyś nie wzywał imienia pańskiego nadaremnie! -skarciła go Tilly, gdy weszli do kuchni.Była drobna, o połowę mniejsza od męża,ale było jasne, że to ona rządzi w tym związku.Miała siwe, drobne loczki po trwałej,na zadartym nosku przycupnęły okulary bez oprawek.W ciemnych oczachbłyszczała inteligencja.Była ubrana grubą kurtkę i sprane dżinsy.Spojrzała naTrace'a i dodała: -Przywiozłam gulasz i świeży chleb kukurydziany, i jeszcze krucheciasteczka, bo Eli bardzo je lubi.- Przywiozła też placek - dodał Ed.Zciągnął z głowy czapkę, odsłaniając tymsamym łysinkę w wianuszku siwych włosów, rozpiął puchową kurtkę, pod którąmiał ogrodniczki i flanelową koszulę.- Nie mogłam inaczej! - oburzyła się Tilly.- Musiałam wypróbować ten nowyprzepis, który znalazłam w zeszłorocznym świątecznym wydaniu Better Homes andGardens.Z dyniowym musem i kremem waniliowym.Trace pochłaniał ciasto wzrokiem.- Brzmi smakowicie, ale nie musiałaś tego robić.- Oczywiście, że nie musiałam.- Tilly już wstawiła placek do lodówki.- Alechciałam je wypróbować, zanim podam je na Zwięto Dziękczynienia.Cara, siostraEda, jest bardzo wybredna, więc będziecie moimi królikami doświadczalnymi.- Nie wiem, co ci się nie podoba w starym przepisie - sapnął Ed.- Tym z puszki z musem dyniowym? - upewniła się Tilly.- Nic, oprócz tego, żejemy ten placek od czterdziestu pięciu lat! Czas spróbować czegoś nowego.- Tradycja.- Ed był niewzruszony.Tilly przewróciła oczami.- Odrobina oryginalności jeszcze nikomu nie zaszkodziła, Ed!- Carze smakuje stary placek - zauważył.- A co ona tam wie!- A ty starasz się jej zaimponować.- Sama nie wiem dlaczego - przyznała Tilly.- Pamiętasz jej placek z kremembananowym? Wilgotny spód, przejrzałe banany.Okropny, po prostu okropny!- Więc przestań kombinować, jak jej zaimponować, i zrób stary placek wedługprzepisu na puszce.- Ed uśmiechnął się szeroko, wyszczerzając zęby pożółkłe odwieloletniego żucia tytoniu.- Zawsze mówię: lepsze jest wrogiem dobrego.- Dużo rzeczy mówisz, a ja większości z nich nie słucham.A teraz przestańmarudzić, a ja podgrzeję gulasz.- Despotyczne babsko, co? - mruknął Ed do Trace'a.- A ty to uwielbiasz! - Mimo ostrego tonu spojrzała na niego czule, tak samo jakzawsze od pięćdziesięciu dwóch lat, od czasów szkoły średniej.- Wydaje się, że dobrze wam z tym - zauważył Trace.- Bo Ed zawsze robi, co mu każę.Tilly krzątała się przy kuchni, a Ed powiedział:- Pomyślałem sobie, że pomogę ci przy zwierzętach.Tilly zamartwiała się wdomu, obawiała się, że nie poradzisz sobie ze wszystkim, mając Eliego na głowie.Tilly spoważniała i spojrzała na Trace'a.- Po prostu nie wyobrażałam sobie, jakim cudem zdołasz jednocześnieopiekować się małym i oporządzić zwierzęta.- Tato? - zawołał Eli z saloniku.- Już idę, bracie! - Trace stanął w progu i zobaczył zaspanego synka w samychskarpetkach.- Wszystko w porządku?- Tak.Kto przyszedł?- Państwo Zukov.Chodz do kuchni.- Czy to mój smyk? - zawołała Tilly głośno i Eli uśmiechnął się po raz pierwszytego dnia.Zdążył już odrzucić koc, zanim Trace dodał:- Zdaje się, że coś ci przywiozła.- Słyszałam to, a jakże, i oczywiście, że coś ci przywiozłam! -podniosła głos idodała: - Eli, chodz tu do mnie i siadaj! Zjemy po ciasteczku, napijemy się mleka izagramy w warcaby.Chyba że boisz się, że cię pokonam.- Wygram! - Eli już biegł do drzwi, wpadł do jadalni i zdjął z półki pudło zwarcabami.- No cóż, zaraz zobaczymy.o rany, pokaż ten gips! Ed, popatrz tylko! - Tillyzdążyła już postawić na stole talerz ciasteczek i nalać Eliemu szklankę mleka, -Niebieski jak letnie niebo!- W rzeczy samej - przyznał jej mąż.Eli rozpromienił się, wgramolił na krzesło i wyjął planszę ze sfatygowanegopudełka.Ed, który ukradkiem porwał ciasteczko, był już przy drzwiach.- Chodzmy do bydła.Trace zdjął dżinsową kurtkę z wieszaka przy drzwiach, włożył buty i w ślad zaEdem ruszył asfaltową ścieżką, która przechodziła w ubitą dróżkę za bramą,dzielącą podwórze przed domem od placyku przy oborze.Nadal padał śnieg, pokrywał ziemię cienką warstwą przez którą jeszczeprzebijały kępy trawy.Krowy były już w oborze.Kiedy Trace otworzyłdwuskrzydłowe drzwi, powitała go mieszanina zapachów -siana, kurzu i krowiegonawozu.Wszedł na stryszek, dzwięcząc podeszwami o metalowe szczeble drabinki, akrowy muczały głośno.Zrzucał z góry bele siana przez otwór w podłodze.Spadały zgłuchym dudnieniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]