Podstrony
- Strona startowa
- Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka (3)
- Roberts Nora Marzenia 03 Spełnione marzenia
- Trylogia Hana Solo.03.Han Solo i utracona fortuna (3)
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- Cornwell Bernard Kampanie Richarda Sharpe'a 03 Forteca Oblężenie Gawilghur, 1803
- Heath Lorraine Najwspanialsi kochankowie Londynu 03 Przebudzenie w ramionach księcia
- Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królów
- Żenia i Anfisa 03 Niezidentyfikowany obiekt chodzšcy Tatiana Polakowa
- Stephen King TO
- Hamilton Peter F. Swit nocy 2.2 Widmo Alchemika Konflikt
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fruttidimare.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Korbargh rzucał się w więzach jak ryba na haczyku.Wreszcie uspokoił się,wyczerpany, i gdy Arakasi wrócił, zastał go wiszącego bezwładnie.Mistrz tajnych służbprzyniósł ze sobą lampę, wcześniej stojącą obok pulpitu, przy którym wynajęty rachmistrzprowadził rachunki, i kosz z przyborami do szycia dziennego sługi.Postawił te przedmioty na małym stoliku przy swojej lewej ręce, wyjął nóż z pochwy iprzymrużając oczy, sprawdził, czy nie ma żadnych wad.Metalowe, ostre jak brzytwa ostrzezalśniło złowieszczo w półmroku.Sprzedawca trucizn wyjęczał coś pod kneblem.- Zacznę bez używania mikstur - powiedział Arakasi.- Będziesz mógł sobiewyobrazić, jak się poczujesz, gdy ci je podam.Podszedł do więznia i ukośnymi, biegnącymi w stronę lędzwi uderzeniami delikatnierozciął skórę na jego podbrzuszu.Na podłogę spłynęła krew.Korbargh wydał zduszony jęk,rzucił się i opadł.- Nie ruszaj się - ostrzegł Arakasi.- Nie lubię bałaganu przy pracy.Ofiara nie była zdolna wydusić z siebie ani słowa, lecz wydawało się, że Arakasiegonic to nie obchodzi.Jego ręka poruszała się szybko pomimo drgnięć i podskoków Korbargha.Zrobił kolejne lekkie nacięcie i oderwał z ciała kawałek skóry, który odrzucił na bok.Przebiłsię przez warstwę tłuszczu pod spodem i odsłonił mięsień, jakby wykonywał sekcję zwłok wszkole medyków.- Czy teraz będziesz mówił? - zapytał lekkim tonem.Korbargh odmownie potrząsnął głową.Pot spływał z niego strumieniami wraz zkrwią, włosy i brodę miał zupełnie mokre.Wymamrotał coś pod kneblem, ale w jego oczachwciąż malował się upór.Arakasi westchnął.- No dobrze.Ostrzegałem cię, że ból dopiero się zaczął.Jego nóż poruszył się zniezwykłą precyzją i rozdzielił mięśnie podbrzusza ofiary.Korbargh wydał stłumiony skowyt.Niewzruszony Arakasi wyciągnął oddzielone żyły i przewiązał je nicią, po czym jego nóżzaczął pracować przy obnażonych wnętrznościach pod spodem i krew popłynęła szybciej.Podłoga pod jego stopami stała się śliska jak w rzezni, a powietrze zaczęło cuchnąć.Korbargh stracił kontrolę nad pęcherzem i do kałuży spłynęła dodatkowa ciecz.- A czy teraz - zapytał Arakasi, prostując się i podnosząc głowę, by spojrzeć w twarzsprzedawcy trucizn - czy teraz masz coś ciekawego do powiedzenia? Nie? W takim razieobawiam się, że będziemy musieli zająć się nerwami.Nóż zagłębił się w żywej tkance, oddzielił włókno nerwowe i poskrobał je bardzodelikatnie.Korbargh załamał się, niezdolny nawet do skowytu.Przewrócił oczami i wbił zębygłęboko w tkaninę knebla, po czym zemdlał.W chwilę pózniej jakiś gryzący zapach wypełnił mu nozdrza.Odrzucił głowę do tyłu izamrugał oczami, wracając do przytomności.Silne ręce wlały śmierdzący płyn w jego usta,zacisnęły nos i zmusiły go do przełknięcia.Ból przeszedł w oślepiające cierpienie, a wumyśle aptekarza rozbłysła potworna jasność.-Może teraz będziesz mówił - zaproponował Arakasi. A jeśli nie, będę to ciągnął ażdo rana.- Wytarł lepkie ostrze, wetknął je za pas, wyciągnął rękę i rozluznił knebel.-A gdy przyjdzie twoja żona, zrobię to samo z nią, by się przekonać, czy coś wie.-Demon! - wysapał zraniony mężczyzna.- Zły duch! Oby twoje ciało i mózg zgniły iodrodziły się w przyszłym życiu pod postacią grzyba!Arakasi z nieprzeniknioną twarzą obrócił ostrze w otwartym ciele.Korbargh wrzasnąłprzenikliwie.- Nazwisko - nalegał niezmordowany mistrz tajnych służb.I wreszcie z ust Korbarghapadło oczekiwane słowo.- Ilakuli - powtórzył Arakasi.- Plotkarz, którego można znalezć na ulicy Złych Snów.Sprzedawca trucizn z trudem skinął głową i zaczął szlochać.Jego twarz przypominałażółty tłuszcz.-Myślę, że należy do Bractwa Hamoi.-Tak myślisz? - Arakasi westchnął, jakby rozmawiał z dzieckiem.- Ja wiem o tym napewno.-Co z moją żoną?-Bractwo może jej szukać.Wiedziałeś, że ryzykujesz, gdy zdecydowałeś się z nimihandlować.Ale zanim ona wróci, mnie już od wielu godzin nie będzie, więc od tejstrony jest bezpieczna.- Wyciągnął rękę i jednym szybkim ruchem poderżnął gardłoKorbargha.Trysnęła krew i ofiara po raz ostatni kopnęła nogami.Arakasi odskoczył do tyłu inatychmiast zdusił płomień lampy.Miłosierny mrok otoczył rzeznię w przedsionku.Mistrz tajnych służb pracował dalej w ciemnościach.Ręce drżały mu spazmatycznie.Owinął Korbargha szatą i zawiązał pas, by jego młodej żony już od drzwi nie powitał widokwszystkich ohydnych szczegółów tej nocy.Odciął ciało i położył je na podłodze.Z krwią nicnie mógł zrobić.Wcześniej, gdy szukał lampy, przekonał się, że w domu nie było wody domycia.Starannie wytarł dłonie w zasłony.Oprócz nich jedyną rzeczą, której mógł użyć jakoręcznika, była mata modlitewna.Potem wreszcie poddał się zdenerwowaniu.Przyklęknął wkącie sypialni Korbargha, zaciskając kurczowo dłonie na nie opróżnionym nocnym naczyniu,i gwałtownie zwymiotował.Torsje wstrząsały nim jeszcze długo, choć wnętrzności miał już zupełnie puste.Niechcąc wracać do przedsionka, wymknął się na zewnątrz przez okno.Zamieszki już dawno ucichły.Ulice były niemal zupełnie wyludnione, tylko kilkumaruderów śpieszyło do domu i w ciemnych zaułkach czaiły się cienie rzezimieszków.Drżący kapłan w obszarpanych szatach nie miał nic, z czego można by go obrabować;złoczyńcy pozostawili Arakasiego w spokoju.Nocny wiatr wiejący mu w twarz pomógł muodzyskać równowagę.Zatrzymał się na chwilę przy ozdobnej sadzawce obok wejścia dodomu, gdzie prawdopodobnie mieścił się burdel, i zmył resztę brudu z dłoni.Podpaznokciami wciąż miał zaschniętą krew, ale teraz brakowało mu siły, by wyjąć nóż iwyczyścić je czubkiem ostrza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]