Podstrony
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Marsden John Kroniki Ellie 01 Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- John Marsden Kroniki Ellie 1. Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- Tom Mangold, John Penycate Wi podziemna wojna
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Mangold Tom, John Penycate Wi podziemna wojna
- Anne McCaffrey Planeta Dinozaurow
- Stephen King Marzenia i koszmary 2 (2)
- Shobin Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uklęknąłem.Byłem tak bliski łez, \e musiałem zagryzć usta.Klęczałem trzymając w ręku te skorupy.Nieruszyłem się, nawet słysząc na schodach kroki Kemp.Weszła, a ja nadal klęczałem.Nie wiem, co chciała mipowiedzieć, bo gdy zobaczyła mój wyraz twarzy, zamilkła.Podniosłem skorupy, by pokazać jej, co się stało.Moje \ycie, przeszłość, przyszłość.Nie wszystkie koniekróla, ale wszyscy ludzie króla.Długą chwilę milczała patrząc: na wpół zapakowana walizka, na stole stos ksią\ek i papierów/ azadowolony z siebie gnojek, pokonany rzeznik klęczy przed kominkiem.Powiedziała: - Chryste Panie! W twoim wieku!I tak zostałem u Kemp.'78Ziarenko nadziei, sam fakt istnienia wystarczają, by zapewnić przyszłość antybohatera; zostawcie go,mówi nasze stulecie, zostawcie go na skrzy\owaniu dróg historii, zostawcie go jego dylematom, ma wszystko dostracenia, a zyskać mo\e tylko to, co traci; pozwólcie mu zostać przy \yciu, ale niczego mu nie obiecujcie; my te\tylko czekamy w naszych samotnych pokoikach, w których nigdy nie303dzwoni telefon, czekamy na jakąś dziewczynę, na jakąś prawdę, czekamy, aby powróciłarzeczywistość, którą utraciliśmy snując pró\ne sny, czekamy, by powiedzieć, \e ten powrót jest kłamstwem.W labiryncie nie ma środka.Koniec jest tylko końcem zdania, arbitralnym cięciem no\yc: Benedickowiudało się na koniec pocałować Beatrice, ale co stało się w dziesięć lat pózniej? I co następnej wiosny zdarzyło sięw Elsyno-rze? A więc dziesięć kolejnych dni.Ale to, co zdarzy się w następnych latach, jest milczeniem, jeszczejedną tajemnicą.Minęło jeszcze dziesięć dni, podczas których ani razu nie zadzwonił telefon.Za to ostatniego pazdziernika, w wigilię Wszystkich Zwiętych, Kemp zabrała mnie po południu naprzechadzkę.Ta niezwykła propozycja powinna była wzbudzić moją podejrzliwość, ale tłumaczył ją wyjątkowopiękny dzień, niebo błękitne jak kwiaty ostró\ki wyglądało jak z innego świata, drzewa były bursztynowe, irdzawe, i \ółte, powietrze miękkie jak we śnie.Zresztą Kemp zaczęła mi ostatnio matkować.Musiała to sobie rekompensować ostentacyjnymiwyzwiskami, pozornie więc nasze stosunki wyglądały jak najgorzej, choć były najlepsze.Ale miała rację,wszystko popsułoby się, gdybyśmy przestali udawać, to udawanie stanowiło integralną cząstkę serdeczności.Brakdeklaracji wzajemnej sympatii wynikał z tego, \e chcieliśmy być wobec siebie delikatni, co najlepiej dowodziłonaszych prawdziwych uczuć.W ciągu tych dziesięciu dni czułem się nieco mniej nieszczęśliwy, mo\e dziękiKemp, mo\e dzięki wspomnieniu Jojo, którą trudno było nazwać aniołem, ale którą los zesłał mi z innego,lepszego świata, a mo\e po prostu zrozumiałem, \e potrafię czekać.Zmieniłem się, wcią\ byłem ofiarą wydarzeń,ale ju\ w innym sensie; dojrzały we mnie prawdy Conehisa, szczególnie ta, która objawiła mi się pod postaciąLily.Powoli uczyłem się uśmiechu, tego uśmiechu, którego \ądał Conchis.Mo\na przyjmować coś do wia-domości nie wybaczając, mo\na podejmować decyzję i nie wprowadzać jej w czyn.Poszliśmy na północ, minęliśmy Euston Road, weszliśmy do Regenfs Park.Kemp miała na sobie czarnespodnie, brudnawy stary sweter, a w ustach zgaszonego papierosa; miał on ostrzegać świe\e powietrze, \e tylko nakrótką chwilkę wolno mu wtargnąć do jej płuc.Park pełen był zieleni trawy, wszędzie kręciły się grupki ludzi,kochankowie, rodziny, samotnicy z psami, niezauwa\alna jesienna mgiełka zmiękczała kolory.Spacerowaliśmy, obserwując z czułością kaczki, a z pogardą graczy w hokeja.- Słuchaj, Nick - powiedziała Kemp - muszę się wzmocnić fili\anką naszego narodowego napoju.To tak\e powinno mi dać do myślenia, jej manes pijały zawsze kawę.Weszliśmy więc do herbaciarni, stanęliśmy w ogonku, znalezliśmy pół wolnego stolika.Kemp poszła dotoalety.Wyciągnąłem z kieszeni ksią\kę.Siedząca z drugiej strony stolika para wyszła.Hałas, bałagan, taniedanka, kolejka do lady.Pomyślałem, \e Kerap te\ pewnie czeka przed toaletą.I pogrą\yłem się w lekturze.Po drugiej stronie stolika, po przekątnej.Tak zwyczajnie, tak prosto.Nie patrzyła na mnie, patrzyła w stolik.Poderwałem się szukając wzrokiem Kemp.Ale wiedziałem, \eKemp maszeruje w stronę domu.Cały czas oczekiwałem, \e pojawi się efektowni*; zostanę gdzieś tajemniczo wezwany, będą musiałmetaforycznie, a mo\e nawet dosłownie zejść do Tartaru.Ale teraz, kiedy wpatrywałem się w nią niezdolny sięodezwać, a ona unikała mojego wzroku, zrozumiałem, \e powrót musiał się odbyć w ten właśnie sposób, musiałapojawić się w jak najbardziej banalnej londyńskiej scenerii, stać się cząstką nudnego powszedniego dnia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]