Podstrony
- Strona startowa
- Andrzej Mencwel Wiedza o kulturze Cz. I Antropologia kultury
- Wierciński Andrzej Magia i religia. Szkice z antropologii religii
- Andrzej.Sapkowski. .Chrzest.ognia.[www.osiolek.com].1
- Andrzej.Sapkowski. .Pani.Jeziora.[www.osiolek.com].1
- Andrzej.Sapkowski. .Wieza.jaskolki.[www.osiolek.com].1
- Andrzej.Sapkowski. .Ostatnie.Zyczenie.[www.osiolek.com].1
- Andrzej.Sapkowski. .Krew.Elfow.[www.osiolek.com].1
- Jonathan Swift Podróże Gulliwera
- Biale moce Smolarski M
- Jackson Lisa Montana 03 Urodzona dla Âśmierci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- degrassi.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sadło zebrał osobno do rondelka i postawił na piecu, aby się stopiło.Resztę pociął na spłachetki i uwędził w niewielkiej wędzarni za domem.Wnętrzności zakopał.- Tłuszcz stopił się - zawołała Monika z wnętrza domu.- Co zrobić z tym paskudztwem?- Zbierz wierzchnią warstwę i wyrzuć, a resztę przelej do słoików.Przyda się.- Nie wiem do czego.Chyba że do smarowania osi wozów.- No co ty.To znakomity środek na wszelkie choroby.Na zapalenie płuc najlepszy.A i gruźlicę można tym wyleczyć.Ale tylko łagodniejsze, początkowe stadia.A część sprzedam znachorce z Grabowieckiej.Potrzebuje do leczenia ludzi.- To macie tu i znachorkę?- E, partaczka bez poważniejszych osiągnięć.- Hym, a na ból zęba pomaga?- A co, boli cię?- Chyba mi plomba wypadła.Zaczyna.A już za późno, żeby jechać do dentysty do Chełma.- Wy miastowi macie fatalne zęby.Popatrz na tego Semena.Sto lat a jeszcze ma połowę własnych.- A resztę ze złota.Widziałam.Jak on to zrobił?- Trzeba gryźć korę dębową.Tak raz w miesiącu.Bardzo pomaga.A na ból to znam dobry sposób, ale musi bardzo boleć, żeby się na niego zdecydować.- No to jeszcze poczekam.Zjedli suty obiad.Jakub miał gulasz, a dziewczyna dwie kuropatwy.Były nawet całkiem smaczne.- Z kłusownictwa można się wyżywić? -zapytała zmywając talerze.- Nie.Zresztą ja nie kłusuję.Prawo do polowań w lasach, które tu rosły nadał mojej rodzinie jeszcze car.Mam nawet na to papiery.Wprawdzie są w archiwum w Krasnymstawie, bo je nam zabrali po wojnie, ale można iść i poczytać.- Cara już nie ma.- Mam prawo.Moi przodkowie mogli polować to i ja mogę.Wprawdzie lasu też już nie ma, ale póki Wędrowycze będą w tych stronach, będą polować.- Pan jest ostatnim.- Nie.Mam syna w Warszawie.Jest mechanikiem samochodowym.I mam wnuka.Przyjeżdża na wczasy w lecie.I też ma żyłkę łowiecką.To u nas rodzinne.Monika wyobraziła sobie wielopokoleniową tradycję kłusowniczą i uśmiechnęła się lekko.Wieczorem gospodarz wziął konia i zniknął mówiąc, że wróci koło północy.Pojechał na Zarowie.Zostawił Marikę u Marka a sam wziął łopatę i pistolet nabity srebrną kulą i poszedł na cmentarz.Wszystko wyglądało dokładnie tak samo jak w chwili, gdy go opuścili.W nasypie grobowym ział lej po minie.Zapadał już zmrok.Jakub zaczął kopać.Dół pogłębiał się.Co chwila przerywał kopanie na moment i sprawdzał, czy nie ma w ziemi kolejnych niespodzianek.Zapalił wreszcie latarkę.Był już metr pod powierzchnią nasypu.Zaraz powinna zacząć się warstwa nieboszczyków.Odbezpieczany pistolet trzasnął.Jakub uniósł głowę.Birski kucał na brzegu wykopu z rewolwerem w dłoni.- No cóż, obywatelu Wędrowycz.Tym razem to już chyba będzie pięć lat.Taka recydywa.Jakub popatrzył ma niego ponuro.- Pozwól mi chociaż skończyć to co zacząłem.- Co, złotych zębów się zachciało?- Wie pan, panie posterunkowy, że nie jestem hieną cmentarną.Tu w ziemi są wampiry.Muszę je unieszkodliwić.Potem możesz mnie aresztować.- Ech, nie.- Dlaczego nie?- To niezgodne z przepisami.Wyłaź no z tego dołu.Jakub wyszedł.Milicjant wyjął z kieszeni kajdanki i zatrzasnął je na jednej ręce egzorcysty, przełożył naokoło drzewa i zatrzasnął na drugiej ręce.- Zaraz, zaraz co to za wygłupy? - zdenerwował się Jakub.- Och, jestem rowerem.Muszę pojechać po radiowóz, a ty sobie poczekasz aż wrócę.- Mogę iść za rowerem na sznurku.- Niewygodnie.Tak będzie szybciej.- Zagryzą mnie zanim pan wróci.- Nic ci nie będzie.Wampirów nie ma.Do zobaczenia niedługo.I poszedł sobie.Jakub wyrzucił z siebie wyjątkowo długie i niecenzuralne przekleństwo.To co mu się przydarzyło, był to najgłupszy przypadek w całej jego karierze.I mógł być to ostatni przypadek w jego karierze.- Marek! - krzyknął na całe gardło - Marika!Ale ani znajomy, ani koń nie usłyszeli go.Byli zbyt daleko.Zaklął ponownie.A potem spróbował tak unieść nogę aby sięgnąć dłonią do buta.Pod jego podeszwę wsunięty miał tak zwany żydowski włos.Cieniutką piłę używaną przed wojną przez złodziei.Wykonana ze specjalnej stali najwyższej jakości służyła do przecinania krat sklepowych i krat więzień.Była niezwykle ostra.Stalowy pręt można nią było przeciąć w niespełna dwie minuty.Nie mógł dosięgnąć.Miał reumatyzm.Zamyślił się na chwilę, a potem usiadł na ziemi i skrzyżował nogi wokół drzewa.Teraz nie miał już z tym problemu.Wyciągnął ją ze skrytki.Była cała.Zabrał się za piłowanie jednej obręczy kajdanek.Bransoleta okazała się niespodziewanie twarda.Minęło dobre dziesięć minut zanim wreszcie wgryzł się w głąb.Dalej poszło już nieco łatwiej choć nadal przerażająco wolno.Usłyszał że w ciemności osypuje się ziemia.Coś gramoliło się z grobu.A może tylko mu się wydawało.Stara blizna na dłoni zaczęła pulsować.Zacisnął zęby i piłował rozpaczliwie.Zapadł już całkowity mrok.Cmentarz wypełnił się szmerami i trzaskami.Załopotało coś.Skrzydła nietoperza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]