Podstrony
- Strona startowa
- Foster Alan Dean Tran ky ky Czas na potop
- Foster Alan Dean Tran ky ky Misja do Moulokinu
- Foster Alan Dean Przekleci 02 Krzywe zwierciadlo
- Foster Alan Dean Gwiezdne Wojny Nadchodzšca Burza
- Foster Alan Dean Zaginiona Dinotopia
- Koonz Dean R Tunel strachu
- Dean R. Koonz Tunel strachu
- PoematBogaCzlowieka k.6z7
- Spector Robert Amazon.com
- R02A
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jestem pewien, że tak.- Chociaż wątpię, czy ta historia może mieć coś wspólnego z dziewczynką, którą przyprowadziła wczoraj ze sobą.- Też tak uważam - odrzekł Paul.-.jako że Millicent Parker zmarła przed siedemdziesięciu sześciu laty.Grace stała przy biurku w swoim gabinecie, szukając w słowniku interesującego jej hasła.REINKARNACJA rzecz.l.doktryna głosząca, że dusza po śmierci ciała powraca na ziemię w innym ciele lub postaci.2.powtórne narodziny duszy w nowym ciele.3.nowe wcielenie jakiejś osoby.Bzdura? Nonsens? Przesąd? Głupota?Kiedyś, nie tak dawno, właśnie tych słów by użyła, aby podać własną, suchą definicję reinkarnacji.Ale nie teraz.Już nie.Zamknęła oczy i bez najmniejszego wysiłku przywołała obraz płonącego domu.Po prostu go widziała; świadoma, obecna, waliła pięściami w drzwi piwnicy.Nie była już Grace Mitowski, była Rachael Adams, ciotką.Laury.Nie tylko tę dramatyczną scenę z życia Rachael mogła przywołać z tak ostrą wyrazistością.Znała najintymniejsze myśli tej kobiety, jej nadzieje i marzenia, niechęci i obawy; dzieliła jej najgłębiej skrywane sekrety, bo te myśli, nadzieje, marzenia, obawy i sekrety były jej własnością.Otworzyła oczy i potrzebowała zaledwie chwili, by przestawić się na świat współczesny.REINKARNACJAZamknęła słownik.Boże, dopomóż - pomyślała.- Czy ja w to wierzę? Czy naprawdę żyłam już przedtem? I Carol już żyła? I dziewczynka, którą nazwano Jane Doe?Jeśli to prawda, jeśli dano jej szansę - przypominając poprzednie wcielenie, Rachael Adams - ocalenia życia Carol w obecnym wcieleniu, to marnuje cenny czas.Podniosła słuchawkę, żeby zadzwonić do Tracych, zastanawiając się, jak na Boga, sprawić, aby jej uwierzyli.Brak sygnału.Przycisnęła kilka razy widełki.Nic.Odłożyła słuchawkę i podążyła wzrokiem za przewodem aż do gniazdka w ścianie.Został przegryziony.Na pół.Arystofanes.Przypomniała sobie inne rzeczy, które powiedział jej w ogrodzie Palmer Wainwright: „Są pewne siły, mroczne i potężne, które chcą, aby wydarzenia potoczyły się zgodnie z ich planami.Dążą do tragedii.Chcą znów być świadkiem jej końca, pełnego gwałtu i krwi.Rosną w siłę.dobre i złe, wrogie i przyjazne.Ty jesteś po właściwej stronie, Grace.Ale kot, och, to inna historia.Przez cały czas musisz się strzec kota”.Uświadomiła sobie, że ciąg paranormalnych zdarzeń był nierozerwalnie związany z kotem od samego początku.Środa w zeszłym tygodniu.Kiedy tego dnia obudziła się nagle z popołudniowej drzemki - wyrwana z koszmarnego snu o Carol - za oknem szalał niewiarygodnie potężny ogień zaporowy błyskawic.Chwiejnym krokiem przeszła przez pokój i oparła się o parapet, a kiedy stała tam na słabych, artretycznych nogach, na wpół rozbudzona i na wpół śpiąca, miała osobliwe uczucie, że coś potwornego wyszło za nią z koszmaru sennego, coś demonicznego, z uśmieszkiem nienasycenia przylepionym do twarzy.Przez kilka sekund uczucie to było tak silne, że bała się odwrócić i spojrzeć za siebie.Jednak odsunęła od siebie tę dziwną myśl jako pozostałość snu.Teraz oczywiście wiedziała, że tylko pozornie udało jej się o niej zapomnieć.Coś dziwnego rzeczywiście było z nią w pokoju - duch, czyjaś obecność; nazwijcie to, jak chcecie.Było tam.A teraz jest w kocie.Wyszła z gabinetu i przeszła korytarz.W kuchni znalazła przegryziony przewód drugiego telefonu.Ani śladu Arystofanesa.Grace czuła jednak, że czai się gdzieś w pobliżu, może nawet tak blisko, by ją obserwować.Zdawała sobie sprawę z jego obecności albo tego czegoś w nim.Nasłuchiwała.W domu panowała nienaturalna cisza.Chciała pokonać parę metrów dzielących ją od drzwi wejściowych, przekroczyć je i znaleźć się na dworze, ale obawa przed nagłym, gwałtownym atakiem była silniejsza niż ta pokusa.Pomyślała o pazurach i zębach kota.To nie był tylko zwykły domowy pieszczoch, zabawny syjamczyk o puszystej mordce i bystrym spojrzeniu.Teraz był także bezlitosną małą maszyną do zabijania; pod cienką warstewką udomowienia kryły się dzikie instynkty.Myszy, ptaki i wiewiórki czuły przed nim respekt i lęk.Czy jednak mógł zabić dorosłego człowieka?Tak - doszła do wniosku zaniepokojona.- Tak, Arystofanes mógłby mnie zabić, jeśli zaatakowałby z zaskoczenia i dobrał się do mojego gardła lub oczu.Powinna zostać w domu i nie drażnić kota do czasu, aż sama się uzbroi i poczuje pewnie w takim stopniu, by wygrać walkę.Pozostał jeszcze telefon w sypialni na drugim piętrze.Poszła ostrożnie na górę, chociaż wiedziała, że i to połączenie będzie przerwane.I miała rację.Jednak wyprawa nie była bezowocna.Pistolet.Wysunęła szufladę szafki nocnej i wyjęła naładowaną broń.Przeczuwała, że będzie jej potrzebna.Syk.Szelest.Za jej plecami.Zanim zdążyła się odwrócić i stanąć twarzą w twarz z przeciwnikiem, już był na niej.Skoczył z podłogi na łóżko, skąd z impetem wylądował na jej plecach, niemal zwalając ją z nóg.Na szczęście nie straciła równowagi.Okręciła się i otrząsnęła, usiłując desperacko zrzucić go z siebie, zanim zrobi jej krzywdę.Przebił pazurami ubranie i wbił się w skórę na plecach, raniąc ją i zadając ból.Trzymał się mocno.Zgarbiła się i schowała głowę w ramiona, osłaniając szyję przed ostrymi jak żyletki szponami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]