Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ugrzesia.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oni jednak rozmawiali tylko o jakiejś nocy sprzed szesnastu lat.Steven wydawał się rozbawiony podsłuchiwaniem rozmowy na swój temat.Dwa razy odwrócił głowę, uśmiechając się do Roya, a raz podniósł palec do warg, jak gdyby nakazując mu, żeby zachowywał się cicho.Było w nim coś z chochlika - pewna figlarność, która czyniła z niego dobrego kompana.Roy żałował, że będzie musiał odstawić go do więzienia.Nie widział jednak szans, żeby w aktualnej napiętej atmosferze politycznej kraju można było uwolnić artystę, czy to oficjalnie, czy nieoficjalnie.Doktor Sabrina Palma będzie miała na powrót swojego dobroczyńcę.Roy mógł tylko żywić nadzieję, że znajdzie jakieś wiarygodne powody, żeby odwiedzać go od czasu do czasu albo nawet uzyskać dla niego warunkowe zwolnienie pod pozorem pomocy w innych operacjach organizacji.Kiedy kobieta szepnęła alarmująco do Granta: „Spencer, zaczekaj!”, Roy domyślił się, że musiał ich zwęszyć pies.Sami nie robili najmniejszego hałasu, zatem mógł to być tylko ten przeklęty kundel.Roy rozważył możliwość przeciśnięcia się obok artysty do krawędzi otwartych drzwi.Mógłby wówczas strzelić w głowę pierwszej osobie, która wyłoni się z wychodzących z piwnicy schodów.Nie miał gwarancji, że to nie będzie Grant.Nie chciał go zabijać, dopóki nie wyciągnie z niego odpowiedzi na parę pytań.Gdyby zaś zabił kobietę, Steven nie miałby możliwości doprowadzenia jej do stanu anielskiej urody.Brzoskwiniowy wdech.Żółtozielony wydech.Mogło być jeszcze gorzej.Zakładając, że para na dole miała pistolet maszynowy, którym zniszczyła stabilizator helikoptera w Cedar City, i zakładając, że pierwsza osoba, która wyłoni się z piwnicy, będzie w niego uzbrojona, ryzyko spotkania w wąskim przejściu było za wielkie.Gdyby chybił, próbując trafić w głowę, seria z miniaturowego uzi posiekałaby jego i Stevena na kawałki.Lepiej było siedzieć cicho.Dotknął ramienia artysty i gestem nakazał mu iść za sobą.Nie mogli dotrzeć szybko do otwartego tyłu szafy, a potem przez jej sosnowe drzwi do pokoju, ponieważ musieliby minąć otwarte drzwi do piwnicy.Gdyby nawet żadne z tamtych nie weszło jeszcze dość wysoko, żeby ich ujrzeć, to przechodząc środkiem korytarzyka, pod żółtą żarówką, rzuciliby alarmujące cienie.Przyciśnięci plecami do betonowej ściany, odsuwali się od drzwi do piwnicy w stronę miejsca naprzeciw wejścia do szafy.Tam wcisnęli się do ciasnej przestrzeni za zamontowaną na specjalnych szynach tylną ścianą szafy, którą Grant lub kobieta wepchnęli do wnętrza korytarzyka.Ruchoma część szafy była wysoka na siedem stóp i miała ponad cztery stopy szerokości.Między nią a betonową ścianą pozostawała osiemnastocalowa szczelina.Ustawiona pod pewnym kątem do drzwi do piwnicy, stwarzała wystarczającą kryjówkę.Gdyby Grant lub kobieta, lub oboje razem weszli do korytarzyka i zmierzali w stronę wyjścia, Roy mógł wychylić się z ukrycia i strzelić do obojga z tyłu, starając się ich unieszkodliwić, a nie zabić.Gdyby jednak próbowali zajrzeć do wąskiej szczeliny za odsuniętym wnętrzem szafy, mógł ich zastrzelić, zanim zdążyliby odpowiedzieć ogniem.Brzoskwiniowy wdech.Żółtozielony wydech.Słuchał z natężoną uwagą.W prawej dłoni trzymał skierowany lufą do góry pistolet.Usłyszał ukradkowy szmer buta na betonie.Któreś z nich szło do szczytu schodów.Spencer został na dole.Żałował, że Ellie nie dała mu szansy pójścia przed nią.Stanęła na trzecim stopniu od góry i ponad pół minuty nasłuchiwała, a potem poszła wyżej, zatrzymując się na podeście.Zamarła tam przez chwilę, ciemna sylwetka na tle żółtego prostokąta światła padającego z górnego pomieszczenia, podkreślona niebieskim światłem z piwnicy, podobna do ostro zarysowanych postaci z obrazów modernistów.Spencer zauważył, że Rocky przestał się interesować korytarzykiem na górze i odszedł w stronę otwartych szarych drzwi do drugiego pomieszczenia piwnicy.Na górze Ellie przekroczyła próg i zatrzymała się, rozglądając się i nasłuchując.Spencer popatrzył na psa.Ze sterczącym uchem i podniesioną głową, drżąc, zaglądał ostrożnie do przejścia prowadzącego do katakumb i do serca koszmaru.- Zdaje się, że kosmatolicy ma nowy atak histerii - powiedział Spencer.Popatrzyła na niego z korytarza.Z tyłu za nim Rocky wydał przeciągły skowyt.- Jest teraz przy drugich drzwiach i zaraz zrobi kałużę, jeżeli nie będę na niego patrzył.- Wygląda na to, że tu jest wszystko w porządku - powiedziała i zeszła z powrotem do piwnicy.- Po prostu czuje duchy - wyjaśnił Spencer.- Mój przyjaciel czuje się wylękniony prawie we wszystkich nowych miejscach.Tym razem to jest pioruńsko usprawiedliwione.Zabezpieczył pistolet i wsunął go z powrotem za pasek dżinsów.- Nie tylko on czuje duchy - zauważyła Ellie, zakładając uzi na ramię.- Skończmy z tym.Spencer ponownie przekroczył próg.Z każdym krokiem naprzód cofał się o krok w przeszłość.Zostawili mikrobus na ulicy wskazanej Harrisowi przez człowieka z telefonu.Darius, Bonnie i Martin szli wraz z Harrisem, Jessicą i dziewczynkami przez park ku odległej o sto pięćdziesiąt jardów plaży.Pod stożkami światła padającymi z wysokich latarni ulicznych nie było widać nikogo, ale z ciemności dobiegały niesamowite śmiechy.Przez łoskot przybrzeżnych fal przebijały się, dochodzące z wszystkich stron, urywane i dziwne głosy.Jakaś kobieta, której głos dowodził, że była nieźle podniecona, krzyczała: „Lubisz ty cipkę, kochanie, rzeczywiście lubisz cipkę”.W sporej odległości od niewidzialnej kobiety rozbrzmiewał piskliwy, męski śmiech.Z przeciwnej strony dobiegało szlochanie jakiegoś starszego mężczyzny.Jeszcze inny, niewidoczny mężczyzna o młodym czystym głosie powtarzał bez końca te same trzy słowa, jak gdyby odmawiał mantrę: „Oczy na językach, oczy na językach, oczy na językach.”.Harris pomyślał, że prowadzi swoją rodzinę przez ogród szpitala dla wariatów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]