Podstrony
- Strona startowa
- Brian Herbert & Kevin J. Anderson Dune House Atreides
- The Career Survival Guide Dealing with Office Politics Brian OÂ’Connell
- Aldiss Brian W Wiosna Helikonii (SCAN dal 918)
- Aldiss Brian W Mroczne lata swietlne
- D'Amato Brian Królestwo Słońca 01 2
- D'Amato Brian Królestwo Słońca 01 1
- Aldiss Brian W Wiosna Helikonii
- Harry Harrison Planeta Smierci 4 v 1.1
- Szczypiorski Andzej Poczatek
- Wasiliadis Mikołaj Tajemnica Âśmierci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- protectorklub.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego mnie interesujesz, Tiborze.Moglibyśmy być braćmi, wiesz? Mógłbym nawet być twoim ojcem.Tak, obaj jesteśmy wielkimi ludźmi, a ty do tego jesteś wojownikiem i to nieustraszonym.Podejrzewam, że niewielu żyje na świecie takich jak ty.- I zaraz zmienił temat.- Co powiedział ci o mnie Wlad, zanim cię po mnie wysłał?Tibor postanowił, że nie da się zaskoczyć po raz trzeci.Przełknął, co miał w ustach i odpowiedział równie przenikliwym spojrzeniem.Teraz, w blasku ognia z paleniska i pochodni tkwiących w pierścieniach na murze, pozwolił sobie na baczniejsze przyjrzenie się gospodarzowi zamku.Jakakolwiek próba określenia wieku tego mężczyzny mijałaby się z celem.Zdawał się być równy wiekiem pradawnym monolitom, ale poruszał się z niewiarygodną wprost szybkością atakującego węża i gibkością dziewczęcia.Głos jego mógł być zarówno gwałtowny jak żywioły, jak i miękki niczym matczyny pocałunek, ale w obu postaciach - sędziwy bez granic.Oczy Ferenczego, głęboko osadzone w trójkątnych oczodołach, przykryte były ciężkimi powiekami, a kolor ich stanowił kolejną zagadkę.Pod pewnym kątem zdawały się być czarne i lśniące jak mokre kamyki, pod innym zaś - żółte o połyskujących złotawo źrenicach.Oczy człowieka wykształconego, pełne mądrości, a jednocześnie złowrogie i przesycone grzechem.Nos Faethora Ferenczego, podobnie jak jego mięsiste, spiczaste uszy, stanowił najtrudniejszy do określenia element twarzy.Bardziej przypominał ryj, przylegający płasko do oblicza, nad górną wargą jednak odstający i kierujący w górę wielkie nozdrza.Bezpośrednio pod nim, zbyt blisko, znajdowały się usta, szerokie i w porównaniu z bladą, chropawą skórą, nazbyt czerwone.Mówił nieznacznie rozchylając wargi.Gdy się roześmiał, Tibor miał wszakże okazję dojrzeć duże, płaskie i żółte zęby.Chyba mignęły mu też siekacze, dziwnie zakrzywione i ostre jak maleńkie sierpy, tego jednak Wołoch nie był pewien.Jeżeli się nie pomylił, bojar miał w sobie jeszcze więcej z wilka.Faethor Ferenczy był szpetnym człowiekiem.Tyle że.Tibor widział w swym życiu wielu szpetnych ludzi.I wielu z nich zabił.- Wlad? - Tibor ukroił sobie jeszcze płat mięsa, łyknął czerwonego wina.Czuł w nim ocet, nie było jednak gorsze niż te, które dotąd pijał.W końcu ponownie spojrzał na Ferenczego i wzruszył ramionami.-Powiedział, że żyjesz pod jego opieką, ale nie złożyłeś mu hołdu.Że dzierżysz te włości, nie płacąc podatków.Że mógłbyś uzbroić wielu ludzi, ale wolisz dusić się tutaj, podczas gdy inni bojarzy bronią twej skóry przed Pieczyngami.Nagle oczy Ferenczego rozwarły się szeroko, naznaczone w kącikach krwią, a nozdrza drgnęły w słyszalnym parsknięciu.Górna warga odchyliła się nieco, a ostre, spiczaste brwi złączyły się w jedną linię, przekreślającą blade, wysokie czoło, i wówczas.rozsiadł się wygodniej, jakby rozluźniony.Uśmiechnął się, kiwając głową.Tibor przestał jeść, ale gdy tylko gospodarz się opanował, powrócił do przerwanego dzieła.- Sądziłeś, że będę się do ciebie wdzięczył, Faethorze Ferenczy? A może myślałeś, że spłoszą mnie twoje sztuczki? - zapytał pomiędzy jednym kęsem a drugim.- Moje.sztuczki? - zjeżył się, marszcząc nos.- Doradcy księcia, chrześcijańscy mnisi z ziemi Greków, uważają ciebie za coś w rodzaju demona, "wampira" - potwierdził Tibor.- Wlad też chyba tak uważa.Ja wszakże jestem prostym człekiem, tak, chłopem, i mam cię za zręcznego sztukmistrza.Porozumiewasz się ze swymi cygańskimi sługami za pomocą lustrzanych sygnałów i wyćwiczyłeś ze dwa wilki, by ci były posłuszne jak psy.Ha! Sparszywiałe wilki! Cóż, w Kijowie żyje człek, który wodzi na postronku wielkie niedźwiedzie i tańcuje z nimi! Cóż jeszcze posiadasz? Nic! Wiele się domyślasz, a potem udajesz, że twe oczy kryją wielką moc, że widzą ponad górami i lasami.Pośród tych mrocznych gór kryjesz się za zasłoną tajemnic i przesądów, ale kogo to odstrasza.Któż jest najbardziej przesadny? Ludzie uczeni, mnisi i książęta, ot kto! Tyle wiedzą, ich głowy pękają od wiedzy, że uwierzą we wszystko! Ale zwykły człowiek, wojownik, wierzy jedynie w krew i żelazo.To pierwsze daje mu siłę, by władać tym drugim; to drugie pozwala przelewać to pierwsze szkarłatnym strumieniem.Dziwiąc się nieco sobie, Tibor umilkł i otarł usta.Wino rozluźniło mu język.Ferenczy siedział nieruchomo, jakby zamienił się w głaz.Teraz jednak rozparł się wygodniej i waląc w stół długopalcą, płaską dłonią, wybuchnął radosnym śmiechem.Tibor zauważył, iż jego kły błysnęły jak u wielkiego psa.- Co takiego? Wojownik prawi mądrości? - krzyknął bojar.Wycelował w Tibora chudy palec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]