Podstrony
- Strona startowa
- Brian Herbert & Kevin J. Anderson Dune House Atreides
- The Career Survival Guide Dealing with Office Politics Brian OConnell
- Aldiss Brian W Wiosna Helikonii (SCAN dal 918)
- Aldiss Brian W Mroczne lata swietlne
- D'Amato Brian Królestwo Słońca 01 2
- D'Amato Brian Królestwo Słońca 01 1
- Aldiss Brian W Wiosna Helikonii
- Charrette Robert N Wybieraj swych wrogow z rozwaga
- Harman Andrew Lemingrad
- 16 opowiadan
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bless.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego woń mogła na wiele godzin sparaliżować wampira.Powodowała nie kończące się torsje i rozstrój nerwowy, trwający nawet kilka dni.Wszystko to nie stanowiło tajemnicy zastrzeżonej dla kręgu Lardisa.Tak naprawdę wszyscy Wędrowcy o tym wiedzieli, ale nikt poza nim nie ośmielił się wykorzystać tej wiedzy przeciwko wampirom.Lordowie stanowczo zabronili Wędrowcom używać luster z brązu, srebra i czosnku pod karą straszliwych tortur i śmierci.Lardis Lidescu nie przeląkł się jednak tych gróźb.Istniała jeszcze jedna rzecz, już poza kontrolą Lardisa, która sprzyjała mu.Gdzieś dalej, wśród najwyższych szczytów, mieszkał według legendy, tajemniczy Rezydent Ogrodu na Zachodzie.To właśnie ta legenda stała się główną przyczyną ostatniej wyprawy Lidescu.Tylko dla pozoru ogłosił, że wyrusza, aby znaleźć dla swego szczepu bezpieczniejszy teren i rzeczywiście trafił na kilka doskonałych kryjówek.Główny jego cel stanowiło jednak odszukanie Rezydenta i jego siedziby.Rozumował w sposób prosty: to, co jest złe dla wampirów, powinno być dobre dla niego.Poza tym, jak głosiły wieści, Rezydent dawał schronienie każdemu, kto ośmielił się go odszukać.Dla Lardisa nie było to jednak najważniejsze.Sam potrafił zadbać o bezpieczeństwo swych podopiecznych.Pragnął jednak, żeby Rezydent udzielił mu rad dotyczących sposobów walki z wampirami.Powędrował więc w góry, aby go odszukać - i znalazł.Powrócił teraz w samą porę, żeby uratować Zekinthę i jej nieznajomego towarzysza z piekielnego lądu.Arlek napomknął wcześniej coś o nadzwyczajnych umiejętnościach mężczyzny.Lardis pomyślał, że przybysz może stać się cennym sprzymierzeńcem.Wódz wystąpił kilka kroków na ich spotkanie.Pochwycił Zekinthę w ramiona i cmoknął ją w prawe ucho.- Zetrzyj góry! - pozdrowił ją zgodnie z panującym tu obyczajem.- Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa, Zekintho!- Tylko.- odpowiedziała, łapiąc oddech po silnym uścisku.-Tylko dzięki niemu.- Skinęła głową w kierunku Jazza.Agenta ogarnęło śmiertelne znużenie.Ciężko zrzucił swój bagaż z obolałych pleców i rozejrzał się po spokojnej okolicy.Tu i tam kręcili się śniadoskórzy mężczyźni i kilka wilków.Pod zachodnią ścianą przełęczy wciąż płonęło wielkie ognisko.Z żółtych płomieni unosił się w niebo czarny, gęsty dym.Szczątki Arleka, jak przypuszczał.Pod skalną ścianą stało może sześciu Wędrowców, trzymających w swych mocnych ramionach duże lustra.Bezustannie penetrowali odbitymi promieniami schodzącego coraz niżej słońca północne partie przejścia.Lardis uważnie przyjrzał się agentowi przejmującym wzrokiem, w końcu jednak jego twarz rozjaśnił uśmiech.Wyciągnął w stronę przybysza rękę, a kiedy Jazz próbował uścisnąć mu dłoń, trafił na nadstawiony nadgarstek.Lardis chwycił nadgarstek Jazza.To było przywitanie Wędrowców.- Jak ciebie zwą, mieszkańcu piekielnego lądu? - zapytał wódz.- Michael Simmons - odrzekł agent - Dla przyjaciół Jazz - dodał.Lardis skinął głową.- W takim razie będę do ciebie mówił Jazz.Przynajmniej na razie.Potrzebuję czasu, żeby dobrze cię poznać.Wiem, że niektórzy z was działają na naszą szkodę.Wampiry wysługują się nimi.- Mogłeś się przekonać na własne oczy, że nie mam zamiaru przyłączyć się do nich.W każdym razie, nawet jeśli to prawda, co mówisz, nie sądzę, żeby byli po ich stronie z wyboru.Z pewnością zostali siłą zmuszeni do posłuszeństwa.Lardis poprowadził Jazza na bok, gdzie grupa mężczyzn siedziała na płaskich kamieniach.Wokół nich stała uzbrojona straż.Wśród siedzących Jazz rozpoznał zwolenników Arleka.Kiedy Lardis z agentem zbliżyli się do tego ponurego kręgu, niedawni buntownicy opuścili głowy.- Arlek chciał zaprzedać się Lordowi Szaitisowi.Dowiedziałem się tego od tych nędzników.Był wielkim tchórzem, na dodatek żądnym władzy! Widzisz to ognisko? - zapytał wódz.- Zek powiedziała mi, co to znaczy - odrzekł Jazz.- Zek? - Uśmiech Lardisa nie był szczery.- Znałeś ją przedtem, zanim tu przybyłeś? Chciałeś ją odnaleźć i zabrać z powrotem?- Przybyłem tu, bo nie miałem innego wyboru - odparł Jazz.-Nie z powodu Zek.Słyszałem o niej, ale nigdy się nie widzieliśmy, aż do tej pory.Mamy po prostu tych samych nieprzyjaciół po drugiej stronie Bramy.- Jesteście tutaj tak samo obcy.Odmieńcy w tym dziwnym dla was świecie.To musi was do siebie zbliżać.- Nie można było słowom Lardisa odmówić logiki.- Przypuszczam, że tak jest.- Jazz spojrzał swemu rozmówcy prosto w oczy.- Zamierzasz się oświadczyć Zek? Wyraz twarzy Lardisa nie zmienił się.- Nie.Jest wolną kobietą.A ja nie mam czasu na tak drobne sprawy.Dbam przede wszystkim o dobro swego szczepu.Myślałem o tym, ale.zajmowałoby to zbyt dużo mojej uwagi.Zdecydowałem, że lepiej będzie, gdy pozostanie moim przyjacielem i doradcą niż żona.Poza tym, pochodzi z innego świata.Nie należy się zbytnio angażować w coś, czego nie jest się w stanie zrozumieć.- Miejsce, które nazywasz piekielnym lądem jest równie rozlegle, jak wasza kraina.Żyją w niej różne narody, panują różne kultury.Daleko jej jednak do “piekła”.- Zekintha mówi to samo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]