Podstrony
- Strona startowa
- Martin Michelle Awanturnica
- Makuszynski Kornel Dziewiec kochanek kawalera Dorn
- Makuszynski Kornel O dwoch takich co ukradli ksiez (3)
- Makuszynski Kornel Piate przez dziesiate (SCAN dal
- Makuszynski Kornel Bardzo dziwne bajki (SCAN dal 1 (2)
- Makuszynski Kornel List z tamtego swiata (SCAN dal
- Makuszynski Kornel Panna z mokra glowa (SCAN dal 9
- Makuszynski Kornel Bardzo dziwne bajki
- Makuszynski Kornel Szatan z siodmej klasy
- Robinson Kim Stanley Czerwony Mars (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartaparszowice.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Złodziej! - szepnął i wpadł w zadumę.Patrzyli wszyscy w niego jak w tęczę, gdyż do tęczy był podobny, czekając na to, co raczy powiedzieć; zaś on po długiej chwili spojrzał srogo na wodza poselstwa i spytał gromko:- Gdzie jest ów człowiek, który się mędrszym od innych być mieni?- Człowiek ten jest na dziedzińcu - odrzekł wódz - kazałem mu oczyścić wielbłąda, mędrcem bowiem będąc, do niczego innego nie jest przydatnym.Musiał się bardzo zdumieć Al Mahar, gdyż aż oczy przymknął i zaniemówił na chwilę, wkrótce jednak spojrzał gniewnie, po czym powoli rozwiązywać począł zielony sznur, którym był przepasany w pasie, a rzuciwszy go pod nogi indyjskiego wodza, rzekł:- Weżmij to i uczyń, co należy.Muriamadasi podjął sznur z ziemi i przyglądać mu się począł ze czcią, nie wiedząc, co uczynić z darem tak wspaniałym; oblicze miał nabrzmiałe zdumieniem i ciekawością, aże podbiegł ku niemu jeden mufti, chwycił sznura, pętlę z niego uczynił i nałożywszy ją na szyję posła, snadnie mu wyłożył, czego zapragnął kalif.- Hojo! - jęknęli słudzy indyjskiego władcy, zaś Muriamadasi, szybko pojąwszy, o co rzecz idzie, uderzył trzy razy czołem, potem sznur ucałowawszy ze czcią, wyszedł na kolanach, aby się powiesić gdzie indziej i nic razić kalifa złym widokiem.Zasię kalif, odetchnąwszy głęboko, spojrzał na wszystkich strasznym wzrokiem, po czym poprawił się na poduszkach i wysłał wezyra do wielbłądziej stajni, gdzie mędrzec indyjski czyścił dromedara, odrapując pracowicie ze sierści zeschłe w słońcu łajno.Rzekł do niego wezyr słowo dostojne i bardzo głębokie:- Jeśli jesteś tym, którego szukam, pójdź za mną.- Zapewne jestem tym, jeśliś mnie znalazł - odrzekł mu mędrzec i wytarłszy ręce o długą brodę, szedł pokornie.*Kalif Al Mahar przyglądał się długo i bardzo pilnie owemu człowiekowi z dalekiego kraju, rozpatrując, po czym można poznać mędrca, jeśli się nic nie wie o jego mądrości nie mógł jednak niczego znaleźć na tej starczej twarzy, co by było inne niż u ludzi tępego umysłu.Był to człowiek, który miał więcej lat niźli ich można wyliczyć szybko, trzy razy w piersi nabrawszy oddechu, czaszkę zaś obraną z włosów tak starannie, jak szarańcza z liści obiera drzewo lub też podskarbi kalifa, podatki ściągający, biednych ludzi obiera z dobytku; żaden zaś pancerz z świetnej damasceńskiej blachy, która czasem zalśni jak słońce (czasem zaś błyśnie trupią sinością, jakby w złotych jej żyłach zakrzepła sina krew), tak nie błyszczy, jak czaszka owego zamorskiego mędrca; żaden uczony pisarz w aleksandryjskiej bibliotece, chociażby bardzo w ręku silny, nie jest w stanie wypolerować tak świetnie oślej skóry, na której potem jak kwiaty cudowne zakwitną słowa - jak los wygładził czaszkę owego człowieka.Broda jego bardzo już długo musiała być białą, skoro się na jej siwiźnie uczyniły długie pasma żółte, albowiem i siwizna więdnie, jeden zaś tylko Allach ma brodę wieczyście białą, z śnieżnobiałych, w pukle się wijących południowych chmur.Spojrzał Al Mahar w oczy mędrcowi i nic w nich nie ujrzał, jak niczego nie ujrzysz na dnie bardzo głębokiej studni, gdzie śpi wilgotny mrok i opita wodą cisza; zdawało się przez chwilę kalifowi, że z oczu mędrca padła na jego źrenice ciemna smuga, jakby cień, tek że mu się czarno uczyniło na duszy, a po kościach przebiegł zimny dreszcz, jak się to dzieje w pustyni, kiedy spośród żarom płonących piasków powieje nagle zimna, niepojęta groza gdzieś pod wydmą mieszkająca lub też czająca się w kadłubie padłego wśród piasków wielbłąda.Czym prędzej tedy spojrzał Al Mahar na usta starego człowieka i ujrzał na nich uśmiech tak słodki, jaki tylko sączą z ust dzieci.Zdumiał się tak, jakby z podziwu wyjść nie mógł, ujrzawszy owiniętego w białe płótno trupa, który się uśmiecha żywym uśmiechem; patrzył tedy długo i widział, że owa niezmierna słodycz uśmiechu nie spływa ani na jedno mgnienie z uwiędłych warg starego człowieka i zrosła się z nimi, jak się kwiat zrasta z ziemią albo serce z sercem, i tak jest przywiązana do cichej twarzy mędrca jak dziecko do matki lub przyjaciel do przyjaciela, kiedy wodą polali swoje miecze i przysięgli sobie miłość.- Rzekł tedy kalif:- Dziwną twarz dał ci Allach, który czyni rzeczy dziwne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]