Podstrony
- Strona startowa
- Szczypka Jozef Kalendarz Polski
- Makuszynski Kornel Dziewiec kochanek kawalera Dorn
- Makuszynski Kornel Awantury arabskie (SCAN dal 937
- Makuszynski Kornel O dwoch takich co ukradli ksiez (3)
- Makuszynski Kornel Piate przez dziesiate (SCAN dal
- Makuszynski Kornel Bardzo dziwne bajki (SCAN dal 1 (2)
- Makuszynski Kornel List z tamtego swiata (SCAN dal
- Makuszynski Kornel Panna z mokra glowa (SCAN dal 9
- Eco Umberto Wachadlo Foucaulta (SCAN dal 82
- Alex Joe Smierc mowi w moim imieniu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fruttidimare.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znał się nawet na astronomii.Radosne to były chwile, kiedy w pogodny wieczór usiadło się przy tym czarodzieju, a on zachwyconym spojrzeniem wędrując po niebiosach, co znaczniejsze gwiazdy wołał po imieniu ł o wielkich konstelacjach mówił przedziwnie pięknie, z głębokim wzruszeniem, kajał się wobec ogromu i rozrzewniał.Nikt by za dnia nie przypuścił nawet, że ten człowiek w żółtych rękawiczkach potrafi skrzydlatego ducha pędzić pod gwiazdy i odbywać dalekie, żurawie wędrówki do ciepłych krajów marzenia.A on się w ten chytry sposób ratował przed zalewem pospolitości i żrącej nudy tej oszalałej zakopiańskiej wioszczyny, w której wiele zwichnęło się dusz i wiele skruszało charakterów.Mierziła go wszelka nieprawość i przywodziła do pasji, kiedy się przeto natknął na sprawę ciemną, obrażającą jego uczciwość, wysyłał potężne epistoły do wielkich tego małego świata i grzmiał, i gromił, i groził zagładą grzesznej Niniwie.Jasno pisał i otwarcie, że popełniono jakieś łajdactwo i wyrządzono komuś krzywdę.Wysokie władze najpierw krzywiły się niechętnie, bo cóż dla nich znaczył prowincjonalny eskulap, komar wobec słonia, wreszcie jednak wzięły na nim dość mizerną pomstę, bo go złożono z urzędu lekarza klimatycznego.Uśmiechnął się tylko stary ironista, straszliwy szatan z Bóbrki, którego z tak niebotycznej strącono wyżyny.Umiłowany lekarz całej góralszczyzny, pogodny filozof, trochę Diogenes i trochę Bias, tyle dbał o ten urząd, co umarły o kadzidło.A swego nie zaprzestał.Istniał w Zakopanem — teraz wznowiony — Klub Towarzyski, w którym bardzo często zjawiał się ten i ów minister z liczną świtą, grzejącą się w ogonie komety.Pan dr Gabryszewski był wtedy w siódmym niebie.Od brydżowego stolika czynił głośno takie uwagi o sanacji, o rządzie i o Berezie.że dygnitarz najpierw zdumiony, potem rozsierdzony, pytał o nazwisko tego niepozornego człowieczka, który ani drgnął, przebity sztyletem ministerialnego spojrzenia… I co mu kto mógł zrobić? Prezydent Bóbrki był nieustraszony.Mogli go wprawdzie zamknąć i przykuć do ściany, ale jestem przekonany, że aniołowie byliby go z wielką paradą uwolnili.Równie pięknie, jak o gwiazdach, umiał mówić o rybach.Godzinami można było słuchać jego opowieści o tajemniczych rybich historiach, o przedziwnych zwyczajach pstrągów i łososi.Maleńki doktor należał bowiem do mafii, do rybackich masonów, do wtajemniczonych.Akademia francuska składa się z czterdziestu nieśmiertelnych, Towarzystwo Rybackie w Nowym Targu składa się z czterdziestu śmiertelnych, trudniej jednak dostać się do tego związku niż do Akademii, książki bowiem potrafi pisać wielu, a łowienie pstrągów jest znacznie trudniejszą sztuką.Słynnych tych rybaków poznaje się po tym, że każdy z nich ma na lewym ramieniu wiele sińców od uderzania grzbietem prawej ręki, w ten bowiem zapalczywy sposób pokazuje jeden drugiemu, jakiej długości schwytał łososia.Najlepiej podobno łżą dziennikarze, a po nich myśliwi.Ja myślę, że słynny rybak łacno da radę i dziennikarzowi, i myśliwemu.Ryba nie zaprzeczy, bo jest niema.Opowiadał mi raz znamienity myśliwy, że ubił zająca, który u tylnej nogi miał uwiązaną kartkę z adresem.Ten łajdak zając, raz już zakatrupiony i wysłany pociągiem, ożył, wyskoczył z wagonu i uciekł w pole, gdzie go nielitościwa śmierć spotkała po raz drugi.Mój miły, nieodżałowany przyjaciel Ossendowski rozsławił szczupaka, co się czołgał od jeziora do drugiego jeziora, oddalonego o kilka kilometrów, a w nienasyconej paszczy dzierżył małą rybę.Świnia, nie szczupak…Dreszcz mnie jednak trząsł, jak czasem dobrzy ludzie trzęsą topielcem, aby z niego dobyć nadmiar wody, kiedy słuchałem opowieści potężnych rybaków o ich walkach homeryckich z jakimś koszmarnym, apokaliptycznym łososiem.Jeden z najsłynniejszych polskich rybaków, też członek tego stowarzyszenia, ks.biskup Adamski, o którym pewien Amerykanin napisał, że gdyby nie miał wędki, to by nawet pastorałem łowił pstrągi, nie dałby łatwo rozgrzeszenia takiemu koledze, który opowiadał, że zwyczajnym kijem zatłukł dwunastukilowego łososia.Łowienie pstrągów jest podobno wielką sztuką i najwyższej klasy sportem, choć zapewne pstrągi są odmiennego zdania.Wielki rybak potrafi godzinami biczować Dunajec, jak perski król biczował łańcuchami morze, i czynić przedziwnie zręczne sztuki, aby wreszcie zahaczyć nieszczęsnego pstrąga
[ Pobierz całość w formacie PDF ]