Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Clancy Tom Power Plays (SCAN dal 712) (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- boszanna.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Quade wyminął Hosteena i podbiegł do leżącego kota.Ale przed nim był Logan.Zatrzymał się na chwilę i ruchem wytrawnego nożownika rzucił coś w kierunku przejścia, skąd dobiegł przenikliwy krzyk.Hosteen niezupełnie był świadom tego, co się dzieje.Ból był potworny, jakby coś pożerało go żywcem.Opadł na kolana.Widział, że Logan i ojciec ciągną szarpiącego się Deana.Logan trzymał broń, którą powalił techa - splamiony krwią róg, który znalazł w grocie zagród.Kiedy podeszli, tablica ożyła.Pulsująca, lawendowa linia, która zachowywała swój kolor od czasu, kiedy Hosteen trafił do hali, teraz pociemniała.Widać było, że nabiera mocy.Dean przestał się szarpać.Jego twarz ściągnął wyraz skupienia.W jednej chwili porzucił szaleńczą walkę o wolność i przeistoczył się w czujnego techa stojącego przed zawodowym problemem.- Co się dzieje? - zapytał Brad Quade.Dean wzruszył ramionami z rozdrażnieniem, lekceważąc pytanie i próbując uwolnić się od przytrzymujących go rąk.- Nie wiem…Najar stał przy Hosteenie, podtrzymując go.Nie, Indianin nie mylił się, Surra też to czuła.To światło ostrzegało o niebezpieczeństwie.- Musimy się stąd wydostać - Hosteen ruszył chwiejnie do podium.Logan, Quade, Najar - trzy pary oczu zwróciły się ku niemu.Surra była tuż obok.- Co się dzieje? - teraz pytanie Quade,’a było skierowane do syna, nie do techa.- Nie wiem! - odpowiedział tak samo Hosteen.- Ale musimy się stąd wydostać - i to szybko.Napięcie, które czuł, zaczynało przeradzać się w panikę, prawie taką, jakiej doznał w dolinie cieni.Logan poruszył się pierwszy.- W porządku.- Jasne - dodał Brad Quade.Pociągnął za sobą Deana, który natychmiast znów zaczął walczyć.Wtedy Najar wyprowadził pewny cios i tech zwiotczał.Światło pulsowało już wściekłym fioletem.To tu, to tam, rozbłyskiwały nowe, kolejne gałki.Żółty pień drzewa błyskawicznie zaczął wrzeć.Skupili się wszyscy na podium, podtrzymując nieprzytomnego Deana.Hosteen chciał podnieść rękę, by wykonać gest, który przeniósłby ich do tunelu… i poczuł, że prawe ramię jest sztywne z bólu i że nie jest w stanie nim poruszyć.Szum maszyn, który towarzyszył im przez cały czas, nie był już szumem, a raczej łoskotem.Ożywały coraz to nowe urządzenia.- Ręce… wyciągnij je nad tym rzędem gałek - wychrypiał do Logana.- Teraz klaśnij.Szybko…Dłonie Logana, purpurowe w tym groźnym świetle, zetknęły się.Szybowali w przestrzeni…Znów ujrzeli światło dnia.Hosteen czuł podtrzymujące go ramię Logana i swój chwiejny krok, słyszał za sobą szuranie stóp.Jakiś dźwięk… to nie były już maszyny, lecz bębny, równy rytm, rytm wielu bębnów.A wszystkich ogarniało przemożne pragnienie wydostania się na otwartą przestrzeń.Wyszli na krawędź, z której Hosteen obserwował przemówienie Deana.Parł naprzód za Surrą, która też za wszelką cenę chciała wydostać się z jaskini.W miarę, jak szedł, czuł się coraz lepiej.Nie było słońca.Niebo przesłoniły fioletowoczerwone chmury.Gdyby było to pięć miesięcy wcześniej lub później, sądziłby, że nadchodzi jedna z ulew typowych dla Pory Deszczu.Logan zatrzymał się.Surra, dwa kroki przed nim, bijąc ogonem, przypadła brzuchem do ziemi.Wpatrywała się w Bębniących.Stali tam, wszyscy, którzy przybyli do Błękitnej, w równych odstępach wzdłuż stoku.Każdy z nich uderzał w bęben w tym niepokojącym rytmie, który w jakiś dziwny sposób stanowił jedno z gromadzącymi się chmurami.Przed grupką osadników stał Ukurti.A kilkanaście metrów za czarownikiem zebrali się wojownicy, stojący w równych rzędach, tu i ówdzie wznosząc drzewca pokoju.Quade i Najar, podtrzymujący Deana, Hosteen i Logan - pięciu przybyszów przeciw tysiącu Norbisów.Czy tubylcy przyszli, by wyzwolić Władcę Gromu z rąk bezbożników?Logan, wciąż podtrzymując brata, wyciągnął drugą rękę w geście pokoju.Ani jedno oko nie drgnęło, ani jedna dłoń nie zmyliła rytmu.Warkot bębnów otumaniał ich.Sekundy zmieniały się w najdłuższą minutę życia.Quade i Najar, jak zahipnotyzowani, puścili Deana, który zrobił sztywny krok naprzód -jeden, drugi… Z zaciętą twarzą szedł ku Ukurti’emu.Hosteen chciał go zatrzymać, ale zdał sobie sprawę, że nie może się poruszyć.Dean zatrzymał się.Zaczął mówić… ale tym razem jego głos nie był głosem Norbisa.- Idźcie… idźcie…Ręka uniosła się do gardła, a palce zaczęły trzeć skórę w poszukiwaniu zgubionej taśmy.Ukurti podniósł rękę.Inni czarownicy bębnili dalej, a on sygnalizował powoli.Logan, Quade i Hosteen powtarzali wiadomość na głos, choć nie rozumieli, dlaczego to robią,.- My-Którzy-Sprowadzamy-Gromy, w naszej mocy uczyniliśmy to… i grom odpowie, i odpowie ogień z nieba.Zatrzymaj to swoją mocą, jeśli potrafisz, Władco Fałszywej Błyskawicy.Nie było wątpliwości, przemowa ta była raczej oświadczeniem sędziego niż wyzwaniem.Fioletowoczerwone chmury przesłoniły już całe niebo, od czasu do czasu przecinane błyskawicami.Dean kołysał się w przód i w tył wciąż manipulując przy szyi.Magia… Tak, to była magia, taka, w jaką wierzyli i jaką posługiwali się przodkowie Hosteena.Uwolnił się z objęć Logana, poczuł przypływ ożywienia.Zapomniał o bólu.Teraz mógłby krzyczeć z triumfu.Zapadły ciemności rozjaśniane tylko światłem błyskawic.Bębny nie przestawały wzywać burzy.Dziwna błękitna poświata ścieliła się na czubkach drzew i gałęziach krzewów.Nagle - tak jak wtedy, gdy Dean wyzwolił swoją sztuczną błyskawicę używając jej jako ostrzeżenia i broni - prawdziwy, zrodzony z burzy płomień uderzył w szczyt za nimi.Odpowiedział mu gwałtowny wstrząs, siłą przypominający trzęsienie ziemi.Hosteen powstał.Był ślepy, głuchy, wiedział, że tuż obok uderzyło coś z ogromną mocą.Czuł zapach ozonu, roślinność wokół w jednej chwili zmieniła się w proch.Czarne burzowe chmury stały się szare.Jak długo już tu leżał? Obok niego Logan poruszył się i usiadł.Quade podczołgał się do nich, a Najar leżał, jęcząc cicho.Nieco niżej spoczywał nieruchomy kształt, zza którego wynurzył się czarownik w pierzastym płaszczu - Ukurti.Norbis uniósł głowę.Spokojnie przyjrzał się czterem mężczyznom, po czym podniósł rękę, wskazując długim palcem coś poza nimi.Obejrzeli się równocześnie.W miejscu, gdzie przedtem było wejście do jaskini, teraz piętrzył się stos wypalonych głazów.Szczyt góry był dziwnie zniekształcony.Palce Ukurtiego poruszyły się:- Moc zadecydowała… potęga Bębna przeciw potędze Ukrytych.Niech będzie tak, jak uczyniła moc.Odwrócił się i zaczął iść w dół, ku wiosce.Przed nim zstępowały oddziały Norbisów.Najar podniósł się i chwiejnie podszedł do ciała.- Dean nie żyje… chyba trafił go piorun.- Niech tak będzie - odezwał się Ouade.Mówił w imieniu ich wszystkich.- Jak powiedział Ukurti, przemówiła moc.Władca Gromu nie żyje.Nic tu po nas.Góra znów się zamknęła.Kiedy Quade prowadził ich na dół, Hosteen zastanawiał się, czy władze będą chciały się do niej dostać, by dotrzeć do ukrytych tajemnic.Sądził jednak, że minie wiele czasu, nim ktoś znowu odważy się sięgnąć po władzę nad piorunami.Jajogłowi mogą sobie znajdować sprytne wytłumaczenie tego, co się stało - na przykład, że procesy przebiegające w obcych maszynach wywołały, niezwykłą o tej porze roku, burzę.Ale on wierzył, jak Ukurti, że istnieją różne potęgi, które czasem staczają ze sobą walkę… Tym razem zwyciężyła ta, która była mu bliska.Z jej zwycięstwa mogło wynikać wiele dobrego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]