Podstrony
- Strona startowa
- Carter Ally Dziewczyny z Akademii Gallagher 02 Tylko mi nie wierz
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Day Sylvia Tylko mnie popro
- Bonda Katarzyna Tylko martwi nie kłamiš
- Quinn Anthony Grzech Pierworodny Autobiografi
- Boglar Krystyna Dalej sa tylko smoki
- Kurs Linux dla poczatkujacych i nie tylko
- Bez dogmatu Sienkiewicz
- Eco Umberto Imie Rozy
- Auel Jean M Rzeka powrotu (SCAN dal 948)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kress-ka.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twój itd.H.Prentice (żywy, dopóki Ty żyjesz)Daniel czując się wystarczająco uspokojony co do swego bezpie-TL Rczeństwa, skierował się do Hoby’ego w St.James’s, gdzie jego nogi zostałypomierzone z precyzją, której mógłby pozazdrościć sam Galileusz.– Proszę się nie ruszać – polecił pan Hoby.– Nie ruszam się.– Ależ rusza się pan.Daniel spojrzał na swoją obleczoną w pończochę nogę, która się nieporuszała.Na twarzy pana Hoby'ego pojawił się wyraz pogardy.– Jego Wysokość Książę Wellington może stać godzinami i nie drgniemu nawet mięsień.98– Ale oddycha? – spytał cicho Daniel.Pan Hoby nawet na niego nie spojrzał.– Nie bawi nas to.Daniel nie mógł się oprzeć rozmyślaniom, czy „my” w tym przypadkuoznacza księcia Wellingtona i pana Hoby’ego, czy też wysokie mniemaniesłynnego szewca o własnej osobie sięgnęło takiego poziomu, że zaczął on sięwypowiadać w liczbie mnogiej.– Będziemy musieli pana unieruchomić – warknął pan Hoby.A zatem to drugie.Irytujący nawyk, niezależnie od wyniosłej oso-bowości, lecz Daniel był gotów przejść nad tym do porządku dziennego,zważywszy doskonałość butów pana Hoby’ego.– Postaram się spełnić pańskie życzenie – zapewnił Daniel wesoło.Pan Hoby nie zdradził najmniejszej oznaki rozbawienia, za to warknąłna jednego ze swoich pomocników, by podał mu ołówek, którym nakreśliłobrys stopy lorda Winsteada.Daniel znieruchomiał zupełnie (prześcigając nawet księcia Wellingtona,który – czego był niemal pewien – oddychał w czasie dokonywaniaTL Rpomiarów), lecz zanim pan Hoby skończył rysować, drzwi do jego pracowniotworzyły się z impetem i uderzyły o ścianę tak mocno, że aż szyba sięzatrzęsła.Daniel drgnął, pan Hoby zaklął, pomocnik się skulił, a kiedy Danielspojrzał na obrys swojej stopy, zobaczył w nim dodatkowy palec, sterczącydo przodu niczym szpon gada.Imponujące.Już sam huk otwieranych drzwi przyciągnął uwagę wszystkichobecnych, ale wtedy okazało się, że to kobieta wpadła do pracowni; kobietabędąca najwyraźniej w opałach, kobieta, która.– Panna Wynter?99Nie mógł to być nikt inny.Nikt inny nie mógł mieć takich kruczo-czarnych loków opadających spod bonnetu ani tak niewiarygodnie długichrzęs.Jednak to nie wszystko.Daniel mógłby przysiąc, że rozpoznał ją posposobie, w jaki się poruszała.Wyraźnie wystraszona jego głosem, podskoczyła tak, że wpadła nastojące za nią półki i lawinę spadających butów powstrzymała jedynieprzytomność umysłu udręczonego pomocnika pana Hoby’ego, który rzuciłsię ratować sytuację.– Panno Wynter – powtórzył Daniel.– Co się stało? Wygląda pani,jakby zobaczyła ducha.Pokręciła głową, ale ten ruch był zbyt szybki i zbyt nerwowy.– Nic takiego – powiedziała.– Ja.och.to był.– Zamrugała irozejrzała się dookoła, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że weszła dosklepu dla dżentelmenów.– Och – powiedziała, a raczej westchnęła.– Przepraszam.Chybaweszłam do niewłaściwego sklepu.Ehm.Jeśli mi panowie wybaczą, zaraz.Wyjrzała przez okno na ulicę, zanim chwyciła za gałkę u drzwi.TL R– Już sobie pójdę – dokończyła.Przekręciła gałkę, lecz nie otworzyła drzwi.W sklepie zapanowałacisza; wszyscy czekali, aż wyjdzie, odezwie się znowu lub zrobi cokolwiekinnego.Ale ona nawet nie drgnęła; stała jak sparaliżowana.Daniel delikatnie wziął ją pod rękę i odsunął od okna.– Czy mogę pani pomóc?Odwróciła się i wtedy uświadomił sobie, że po raz pierwszy, odkąd tuweszła, spojrzała mu prosto w oczy.Jednak trwało to tylko chwilę.Pospiesznie zerknęła w okno, mimo że jej ciało instynktownie uciekało odniego.100– Będziemy musieli dokończyć następnym razem! – zawołał do panaHoby’ego.– Odprowadzę pannę Wynter do domu.– Tam był szczur! – wypaliła.Dość głośno.– Szczur? – niemal krzyknął jeden z pozostałych klientów.Daniel nieprzypominał sobie jego nazwiska, ale był to dżentelmen wytwornie ubrany,łącznie z brokatową różową kamizelką i dobranymi do niej klamrami przybutach.– Przed sklepem – wyjaśniła panna Wynter, wskazując ręką frontowedrzwi.Jej palec kołysał się i drżał, jakby wizja gryzonia była tak przerażająca,że nie potrafiła wskazać go dokładnie.Danielowi wydało się to dziwne, lecz nikt inny najwyraźniej nie zwróciłuwagi na niekonsekwencje jej relacji.Jak mogła wejść do niewłaściwegosklepu, jeżeli uciekała przed szczurem?– Przebiegł mi po stopie – dodała i to wystarczyło, by dżentelmen zróżowymi klamrami zachwiał się z wrażenia.– Proszę pozwolić, że odprowadzę panią do domu – powiedział Daniel idodał głośniej, ponieważ i tak wszyscy im się przyglądali:TL R– Ta biedna dama jest ciężko przerażona.Uznał, że to będzie wystarczające wyjaśnienie, zwłaszcza kiedy dodał,że jest zatrudniona przez jego ciotkę.Szybko założył buty, w którychprzyszedł, po czym spróbował wyprowadzić pannę Wynter ze sklepu.Onajednak ociągała się, a kiedy stanęli przy drzwiach, spytała cicho:– Czy ma pan powóz?Skinął głową.– Czeka nieco dalej przy tej ulicy.– Czy jest zamknięty?Co za dziwne pytanie.Przecież nie padał deszcz; nawet nie było101pochmurno.– Może być.– Mógłby pan go sprowadzić? Nie jestem pewna, czy dam radę iść.Wciąż jeszcze drżała i ledwie trzymała się na nogach.Daniel znowuskinął głową i posłał jednego z pomocników pana Hoby’ego po swój powóz.Kilka minut później siedzieli już bezpiecznie w szczelnie zamkniętej kabinie.Dał jej kilka chwil, by zdążyła dojść do siebie, po czym spytał cicho:– Co się tak naprawdę wydarzyło?Spojrzała na niego, a w jej oczach – o niezwykle ciemnym odcieniubłękitu – pojawił się wyraz zaskoczenia.– To musiał być naprawdę imponujący szczur – mruknął.– Co najmniejwielkości Australii.Nie próbował jej rozbawić, lecz na jej ustach pojawił się cień uśmiechu.Daniel poczuł, że serce mu zatrzepotało, choć nie mógł zrozumieć, jak tomożliwe, że tak drobna zmiana wyrazu jej twarzy wzbudziła w nim tak silneemocje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]