Podstrony
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Moorcock Michael Zemsta Rozy Sagi o Elryku Tom VI (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (SCAN dal 949)
- Ahern Jerry Krucjata 1 Wojna Totalna (SCAN dal 1079)
- Ahern Jerry Krucjata 5 Pajecza siec (SCAN dal 1098) (2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- McGinnis Alan Loy Sztuka motywacji (SCAN dal 1006 (2)
- Card Orson Scott Uczen Alvin (SCAN dal 706)
- Card Orson Scott Alvin czeladnik (SCAN dal 707)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bless.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie czułem upływu czasu podczas tych wojaży.Zdarzało się, że pochłonęła mnie na długo bardzo prosta rzecz - obraz w muzeum, okno w katedrze, jakiś piękny posąg.Podczas wszystkich tych lat odczuwałem niezupełnie uświadomione, ale ciągłe pragnienie powrotu do Nowego Orleanu.Nigdy nie zapomniałem tego miasta.Kiedy byliśmy na terenach podzwrotnikowych, w miejscach, gdzie roślinność przypominała tę z Luizjany, gdzie rosły kwiaty i drzewa, które rosły i w Luizjanie, odczuwałem pragnienie ujrzenia jej ponownie i było to pragnienie ponad moim nieustającym poszukiwaniem podniet w dziełach sztuki.Od czasu do czasu Armand prosił, bym zabrał go tam ze sobą.Byłem w pełni świadomy, że niewiele dotąd zrobiłem, aby sprawić mu przyjemność, często przez dłuższy czas nawet w ogóle nie odzywałem się do niego lub stroniłem od jego towarzystwa - więc zgodziłem się na to.Jego prośba spowodowała, że zapomniałem o niepokoju, bliżej jeszcze niesprecyzowanym, o tym, że mogę odczuć ból w Nowym Orleanie, że mogę znowu doświadczyć tam mojego poprzedniego braku szczęścia i poprzedniej tęsknoty.Jednak stale odkładałem to na później.Być może strach był silniejszy, niż zdawałem sobie sprawę.Wreszcie któregoś dnia przybyliśmy do Ameryki.Początkowo mieszkaliśmy w Nowym Orleanie.Wreszcie Armand nakłonił mnie do niej w inny sposób.Powiedział mi mianowicie coś, co ukrywał przede mną od czasu naszego wyjazdu z Paryża.Lestat nie zginął w pożarze w teatrze.Uznałem go za nieżywego, ale tak wcale nie było.Armand powiedział mi kiedyś, że nikt w teatrze nie przeżył owej nocy.Teraz jednak przyznał, że niezupełnie tak było.Lestat wyprowadził się wcześniej - wtedy, kiedy uciekłem od Armanda i zasnąłem na wzgórzu Montmartre.Dwa inne wampiry, które zostały stworzone przez tego samego mistrza co Lestat, towarzyszyły mu w załatwianiu biletów do Nowego Orleanu.Nie potrafię przekazać ci wrażenia, jakie na mnie zrobiła ta wiadomość.Armand oczywiście utrzymywał, że chronił mnie przed tym sekretem w nadziei, że nie będę próbował przedsiębrać tak długiej podróży, li tylko po to, by dokończyć zemsty, podróży, która tym samym stanie się dla mnie bolesna i ciężka.Tak naprawdę jednak nie myślałem wcale o Lestacie tej nocy, kiedy podpaliłem teatr.Myślałem o Santiago i Celeście.W rzeczy samej Lestat wzbudzał we mnie uczucia, z których wcale nie miałem ochoty komukolwiek się zwierzać, uczucia, o których chciałem zapomnieć.To nie była jednak nienawiść.Kiedy dowiedziałem się o tym z ust Armanda, stało się tak, jakby zasłona chroniąca mnie do tej pory zrobiła się cienka i przezroczysta, i choć nadal rozciągała się pomiędzy mną a światem uczuć, dostrzegłem przez nią Lestata i znów chciałem się z nim zobaczyć.Z takim uczuciem przepełniającym moją duszę wylądowałem wraz z Armandem któregoś dnia w Nowym Orleanie.Wiosna była już w pełnym rozkwicie.Gdy tylko wyszedłem z dworca kolejowego na ulicę, wiedziałem, że znów jestem w domu.Jak gdyby już samo powietrze było inne, o specyficznym zapachu.Poczułem nadzwyczajne wprost odprężenie, spacerując po nagrzanych, gładkich chodnikach pod znajomymi dębami.Przysłuchiwałem się nie kończącym rozedrganym dźwiękom nocy.Oczywiście, Nowy Orlean zmienił się.Byłem daleki od opłakiwania starego, ale z rozczuleniem i wdzięcznością rozpoznawałem to, co wydawało się nie zmienione.Odnalazłem w spokojnym Garden District, z dala od centrum, który za moich czasów nazywał się Faubourg St.Marie, jeden z okazałych pałaców, stojących tu już wtedy, gdy ja byłem jeszcze w mieście.Znajdował się w pewnym oddaleniu od cichej uliczki, tak że mogłem spacerować w świetle księżyca pod rosnącymi tam drzewami magnolii, czułem znów tę samą słodycz i spokój, jakich doznawałem za dawnych czasów, nie tylko w ciemnych wąskich uliczkach Vieux Carre, ale i w dzikim krajobrazie Pointę du Lac.Rosły tam kapryfolia i róże i w półmroku majaczyły na tle gwiazd majestatyczne kolumny w stylu korynckim, a za bramą były inne senne uliczki, inne pałace.Zabrałem Armanda na Rue Royale, gdzie zmieszaliśmy się z tłumem ludzi przed antykwariatami, galeriami, sklepami z antykami i jasno oświetlonymi drzwiami modnych restauracji.Byłem zaskoczony, odkrywając, że dom, który zamieszkiwaliśmy wraz z Lestatem i Klaudią, stał nadal, z niewiele tylko zmienioną świeżym tynkiem fasadą.Dwa duże okna balkonowe były otwarte na małe balkoniki nad sklepem, znajdującym się poniżej, i dostrzegłem w środku miękki blask elektrycznego światła i elegancką tapetę, dość często spotykaną w owych latach przed wojną.Miałem wrażenie, że tam, na górze, jest Lestat.Odczuwałem go silniej niż Klaudię i byłem pewny, że odnajdę go gdzieś w Nowym Orleanie.Czułem jeszcze coś.Gdy Armand poszedł swoją drogą, opanował mnie smutek.Nie był to jednak bolesny, porywczy, namiętny smutek.Było to uczucie głębsze, niemal słodkie jak zapach jaśminu i róż rosnących w starym ogrodzie na dziedzińcu, który obserwowałem przez żelazną bramę.Smutek ten dał mi subtelną satysfakcję i przykuł do tego miejsca przez dłuższą chwilę, zatrzymywał mnie w tym mieście, i tak naprawdę wcale nie opuścił, także tej nocy, kiedy stąd odjeżdżałem.Ciekaw jestem, do czego mógł doprowadzić ten smutek, co mogło się narodzić we mnie, być silniejsze ode mnie samego.Ale za bardzo wybiegam naprzód
[ Pobierz całość w formacie PDF ]