Podstrony
- Strona startowa
- Silva Daniel Ostatni szpieg Hitlera
- Defoe Daniel Przypadki Robinsona Crusoe
- Defoe Daniel Przypadki Robinsona Kruzoe
- defoe daniel przypadki robinsona kruzoe (2)
- Daniel AB Krolowa Palmyry
- Kosinski Jerzy Gra (2)
- Louis Pommier Dizionario omeopatica d'urgenza
- Saylor Steven Rzymska krew
- Howard Robert E Conan
- Eddings Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- windykator.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był przystojny, wysoki, jasnowłosy, miał interesującą twarz i zdecydowane rysy; było widać, że jest nieco starszy od Williama i chociaż wolałaby, by go tu nie było, musiała przyznać, że zawsze odnosił się do niej wyjątkowo uprzejmie.Dwa razy był bardzo pomocny.- Z pewnością łatwo się pani teraz męczy - stwierdził łagodnie, a ona wzdrygnęła się na wspomnienie Williama.- Czasami.Obejrzała się i obrzuciła Joachima uważnym spojrzeniem.Miała w owym czasie bardzo ograniczony dostęp do komunikatów o wojnie, nie miała żadnych wiadomości od męża od początku okupacji Francji.Jego listy nie docierały do niej.Wyobrażała sobie niepokój Williama o nią i o Phillipa.- Pani mąż ma na imię William, prawda? - Zapytał Joachim, a ona spojrzała na niego, zastanawiając się, co go skłoniło, by o to pytać, i przytaknęła.- Jest młodszy ode mnie.Chyba poznałem go w Oxfordzie.Sądzę, że poszedł do Cambridge.- Tak - powiedziała z wahaniem - poszedł do Cambridge.Wprost nie do wiary, że drogi życia tych dwóch mężczyzn w pewnym momencie się skrzyżowały.Życie płata niekiedy przedziwne figle.- Czy pan studiował w Oxfordzie?- Zawsze o tym marzyłem.Wtedy zachwycałem się wszystkim, co angielskie - chciał jej powiedzieć, że nadal mu się podoba, ale nie była to stosowna okazja.- To była wspaniała sposobność, bardzo wtedy byłem rad.Uśmiechnęła się z zadumą.- Myślę, że William to samo odczuwał w stosunku do Cambridge.- Był w drużynie piłki nożnej, raz grałem przeciw niemu - uśmiechnął się.- Zwyciężył mnie.Chciał ją rozbawić tym powiedzeniem, ale Sara uśmiechnęła się tylko, nagle zaczynając się zastanawiać nad tym człowiekiem.W innych czasach i okolicznościach pewnie by go polubiła.- Wolałabym, żeby pana tu nie było - powiedziała z rozbrajającą młodzieńczą szczerością.- Joachim roześmiał się.- Ja też, Wasza Wysokość.Ja też.Ale lepiej być tu, niż gdzieś na dalekim froncie.Myślę, iż w Berlinie wiedzą, że bardziej nadaję się do reperowania ludzi.To dla mnie błogosławieństwo, że wysłano mnie tu, nie gdzie indziej.Miał niewątpliwą rację ze swego punktu widzenia, ale ona wolałaby, aby żaden Niemiec tu się nie zjawił.Spojrzał na Sarę z ciekawością.- Gdzie znajduje się teraz pani mąż?Nie miała pewności, czy może mu powiedzieć.Gdyby ujawniła, że William jest w służbach specjalnych, mogłaby ich wszystkich narazić na większe niebezpieczeństwo.- Został przydzielony do RAF-u.- Czy to znaczy, że lata? - Komendant wydawał się zdziwiony.- Właściwie nie - odparła lakonicznie Sara, a on kiwnął ze zrozumieniem głową.- Piloci to przeważnie młodzi ludzie.Naturalnie miał słuszność.Sara milcząco skinęła głową.- Wojna to okropna sprawa.Nikt nie wygrywa - wszyscy tracą.- Pański führer nie zdaje się myśleć w ten sposób.Joachim milczał przez długą chwilę, zanim odpowiedział.W jego głosie było coś, co przykuwało uwagę, wskazywało, że nienawidził wojny tak samo jak ona.- Ma pani rację.Może na niego też przyjdzie czas rozwagi - powiedział odważnie - i dojdzie do takiego wniosku, zanim straty będą zbyt wielkie i zagrożony będzie byt narodu.- Mam nadzieję, że mąż Waszej Wysokości jest bezpieczny - Sarę ujęły te słowa.- Ja też - szepnęła, gdy właśnie dochodzili do domku dozorcy.- Ja też.Ukłonił się jej, zasalutował i Sara poszła w stronę domu, zadumana nad ciekawą sprzecznością, jaką w nim odkryła.Niemiec, który nienawidzi wojny, a przy tym jest komendantem sił niemieckich w dolinie Loary.Kiedy wchodziła do środka, myślała już jednak o mężu i zupełnie zapomniała o Joachimie.Natknęła się na niego kilka dni później w tym samym miejscu, potem jeszcze raz, wreszcie wyglądało na to, że oboje spodziewają się tam spotkać.Lubiła pod koniec dnia spacerować i przesiadywać w lesie nad rzeką, rozmyślać, poruszając stopami w chłodnej wodzie, która przynosiła ulgę jej puchnącym kostkom; niezwykły spokój panował w tym miejscu, było ono siedliskiem ptaków i leśnych odgłosów.- Dzień dobry - powiedział ściszonym głosem pewnego popołudnia, zjawiwszy się w tym miejscu jej śladem.Nie zdawała sobie sprawy, że odkrył jej zwyczaje i obserwował ze swego okna, gdy wychodziła z domku dozorcy.- Gorąco dziś, prawda?Bardzo chciałby móc poczęstować ją chłodnym drinkiem, poczuć jej długie, jedwabiste włosy albo nawet dotknąć policzka dziewczyny.Wypełniała mu senne marzenia w nocy i myśli w ciągu dnia.Trzymał nawet w biurku jej fotografię, jedną z tych, które należały do Williama - mógł na nią patrzeć, ilekroć przyszła mu na to ochota.- Jak się pani czuje?Uśmiechnęła się.Nie byli jeszcze przyjaciółmi, ale przynajmniej nie byli wrogami, pozostawali neutralni.To już było coś.Był kimś, z kim mogła porozmawiać, poza Emanuelle, Henrim i Phillipem.Brakowało jej długich, błyskotliwych rozmów z Williamem.Tęskniła też za nim pod każdym innym względem.A ten człowiek, światowiec z miłymi oczami, był przynajmniej kimś, z kim można było pogadać.Nie zapominała, kim on jest ani dlaczego się tutaj znalazł.Była księżną, a on komendantem.Rozmowa z nim stanowiła jednak choć chwilową ulgę.- Czuję się taka gruba - przyznała mu się z uśmiechem.- Ogromna jak szafa.I zaraz potem zwróciła się ku niemu z ciekawością, gdyż nic o nim nie wiedziała.- Czy ma pan dzieci?Przytaknął, siadając na dużym głazie tuż obok niej i zanurzył rękę w chłodnej wodzie.- Mam dwóch synów.Nazywają się Hans i Andi - Andreas, poprawił się; mówiąc to, robił wrażenie smutnego.- Ile mają lat?- Siedem i dwanaście.Mieszkają z matką, bo jesteśmy rozwiedzeni.- Przykro mi - powiedziała szczerze.Dzieci nie mają nic wspólnego z wojną.Nie byłaby zdolna ich nienawidzić, niezależnie od tego, jakiej są narodowości.- Rozwód to okropne przeżycie - powiedział, a Sara przytaknęła.- Wiem o tym.- Wie pani? - Uniósł brwi, jakby chciał zapytać o wyjaśnienie, ale ostatecznie z tego zrezygnował.Było oczywiste, że tego nie doświadczyła.Wyraźnie była szczęśliwa ze swoim mężem.- Odkąd żona ode mnie odeszła, prawie nie widuję synów.Wyszła za mąż ponownie.potem zaczęła się wojna.To wszystko jest takie trudne i skomplikowane.- Zobaczy ich pan znowu, kiedy wojna się skończy.Przytaknął, zastanawiając się, kiedy to nastąpi, kiedy führer odeśle ich do domu i czy jego była żona zgodzi się, by zobaczył swoich synów, czy też powie, że upłynęło już tak wiele czasu, że go nie chcą widzieć.Stosowała wobec niego najróżniejsze gierki, co nadal go bardzo dotykało i gniewało.- A pani dziecko? - zmienił temat.- Twierdziła pani, że przyjdzie na świat w sierpniu, a to już bardzo niedługo.Pomyślał, że wszyscy byliby bardzo zaszokowani, gdyby pozwolił jej urodzić w zamku i skorzystać z pomocy niemieckich doktorów.Z pewnością spowodowałoby to zbyt wiele niepotrzebnych komentarzy.Być może łatwiej byłoby wysłać jednego z lekarzy do domku dozorcy.- Czy nie miała pani żadnych komplikacji przy narodzinach syna?Trochę nieswojo było rozmawiać z nim na ten temat - sami w lesie, zwycięzca i prawie więźniarka - co za różnica, co mu powie? Kto się o tym dowie? Nic się nie stanie, nawet gdyby się zaprzyjaźnili, jeżeli nikt nie zostanie zraniony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]