Podstrony
- Strona startowa
- LeCron M. Leslie Autohipnoza
- Davidson Mary Janice Królowa Betsy 01 Nieumarła i niezamężna
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu (2)
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Norton Andre Cesarska corka
- Bachman Richard Regulatorzy
- Jacek Dukaj Xavras Wyzryn
- Nienacki Zbigniew Dagome Iudex t.1
- Silverberg Robert Oblicza Wod (SCAN dal 1136)
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Wszystkie Weyry Pernu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- slaveofficial.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W brunatnym zagłębieniu pomiędzy wzgórzami, daleko wdole skupiły się pobielane budynki jeszcze jednej wioski ispomiędzy nich wybiegała droga ku rozszerzającemu sięwąwozowi, pełnemu zakrętów, który w końcu docierał nigdzieindziej jak do wybrzeża.Trudy jego przeprawy opłaciły się,takie miał wrażenie.Zejście z góry zdawało się być zjazdem na sankach wporównaniu z poprzedzającą je wspinaczką.Ludzi, którychchodzenie pieszo ogranicza się do chodników, mogłoby tozdziwić, że zejścia w dół po stromiznie musieliby się uczyć; jestono prawie tak męczące, jak wspinanie się.To prawda, żeSimon wypił szklankę wody, lecz na jej wypocenie miał przedsobą upał popołudnia, bardziej intensywny niż póznegoporanka, jeśli to możliwe.Zniadanie jego składało się wyłączniez powietrza i teraz gromadził więcej tego samego menu nalunch.Gdyby był skłonny do roztkliwiania się nad samym sobą,mógłby zsumować, że usycha z pragnienia, słabnie z głodu,upada ze zmęczenia i jest spieczony do granic wyczerpania;lecz nigdy nie pozwalał sobie na takie użalanie się.Przeciwnie,nowa nadzieja ożywiła jego kroki i pomogła mu zapomnieć ozmęczeniu.Jednakże bardziej trzezwa i obiektywna ocena zawierałaostrzeżenie, że nie może bez końca ciągnąć tylko siłą woli inagromadzonymi rezerwami energii.Musi znalezć w wioscecoś do picia i treściwy posiłek.Gdyby ją ominął, mógłbydotrzeć pieszo do wybrzeża, ale w takim stanie, że nie byłbyzdolny uporać się ze sługami mafii, których prawdopodobniespotkałby tam albo natknąłby się na nich na drodze.Ryzykozwrócenia na siebie uwagi w wiosce byłoby zrównoważonetakim pokrzepieniem ciała i ducha, jakie istniejące tam środkimogłyby mu zapewnić.Gdy zbliżał się coraz bardziej cierpiąc wszystkie trudywynajdowania drogi (bo tę cenę musiał zapłacić za odrzuceniepropozycji pastuszka, który mu ją chciał pokazać), usłyszałecho bicia dzwonu w kościele, który na pewno tam sięznajdował, oznajmiającego połowę godziny, pół do pierwszej,jak to pokazał jego ręczny zegarek.Dziesięć minut pózniejprzypadkowo natknął się na dobrze wydeptaną ścieżkę, naktórą gdyby wszedł wcześniej, dojście do tego miejscaprawdopodobnie kosztowałoby go o połowę wysiłku mniej, leczktóra ułatwiła mu chociaż ostatni kwadrans męczącego marszudo położonych na samym skraju domów.Ta zwłoka jednak mogła nie wyjść mu na złe, mogła teżstworzyć warunki bardziej sprzyjające jego przybyciu.Była tochwila, gdy zgromadzeni pod swymi dachami mieszkańcyspożywali z powagą swoją colazione, południowy inajważniejszy posiłek wieśniaka tych stron, i zgodnie zrytuałem, nasyceni, powinni jeszcze poddawać swój przewódpokarmowy pracy soków trawiennych w czasie nie mniejświętej formalności sjesty.Nawet jeżeli wszyscy zostali jużzaalarmowani, co samo w sobie wydawało się raczejniemożliwe, w takiej chwili liczba otwartych oczu, które by godostrzegły, była najmniejsza.%7łałosne kamieniste tarasy, stanowiące ostatni etap jegowędrówki przed miasteczkiem, zeschłe zboże i rzadkiekarłowate drzewa, zawczasu przygotowały go na ubogi wyglądtego skupiska ludzkiego.Trudno sobie było wyobrazić, jaknawet taka skromna gmina mogła utrzymać się z tejwybiedzonej okolicy, o ile ktoś się uprzednio nie zetknął ztakim cudem ekologii na południu.Ale Zwięty wiedział, że wobrębie tego nędznego mikroorganizmu znajdzie wszystko, cozaspokoi podstawowe wymagania cywilizowanego człowieka.Podobnie jak wszystkie wioski sycylijskie, których byłaprototypem, nie miała ulic szerszych niż na kilka stóp.Problemy ruchu motorowego wciąż jeszcze należały do jejszczęśliwej przyszłości.Kręte uliczki pomiędzy tymi domami,wzbraniającymi się przed blizniaczym złączeniem ich zsąsiednimi, zbiegały się na placu, który z szacunkiem należynazwać miejskim.Uznawszy obranie tej wyraznej drogi zanieuniknione, Simon wkroczył na nią śmiało, jakby wiedzącdokładnie, dokąd zmierza, w uliczkę zaśmieconą odpadkami,wtłoczoną między wysokie mury, z których zwisały zwiędłekwiaty, i dotarł do centralnego piazza.Okna domówwychodzące na plac były szczelnie zasłonięte okiennicami,nadając scenerii atmosferę nieskończenie senną.Simon zwolnił kroku, dostosowując tempo do otoczenia, wjakim się znalazł, i próbował uczynić swą obecność mniejrzucającą się w oczy, myśląc o jakimś obserwatorze, jednakżebez sugerowania, iż wchodzi tu ukradkiem w niecnychzamiarach.Lecz nie było żadnych oznak zainteresowania jego osobą ani że jego zjawienie się czy istnienie w ogólezostało zauważone.Przenikający wszystko upał tkwił tam jakżywa obecność w braku innego życia.Nic się nie poruszało zwyjątkiem much krążących nad wynędzniałym psem, któryspał kamiennym snem w jakiejś cienistej sieni.Nie było fontanny na środku placu, ale gdzieś w pobliżumusiał być miejski kran, studnia, albo przynajmniej koryto dlakoni.Obszedł zachodnią i południową stronę tuż przybudynkach, aby wykorzystać ich cień, zastanawiając się, ileczasu upłynie, nim otworzą pierwszy sklep. Hej, Mac! Chcesz się ogolić i odświeżyć?Niemal podskoczył na dzwięk głosu, jaki w płynnejangielszczyznie, z ciężkim co prawdą akcentem, dobiegł go, gdyprzechodził obok otwartych drzwi.Powyżej widniałniewprawną ręką wykonany napis głoszący: Paruccheria.Firanka z paciorków, południowoeuropejska prymitywna, leczefektowna forma zasłony od much odgradzała wnętrze odspojrzeń ludzkich i Zwięty sądził, że jakieś solidniejsze drzwizostawiono otwarte tylko dla swobodnej cyrkulacji powietrza,podczas gdy fryzjer chrapał gdzieś w głębi, ale widocznie ówartysta już się obudził i ze swej kryjówki śledził, czy potencjalnyklient nie przechodzi w takiej odległości, z której można by gonagabnąć.Simon zatrzymał się, ręką przejechał po swejtrzydziestosześciogodzinnej brodzie i udawał, że zastanawia sięnad zaletami tego zaproszenia.W rzeczywistości liczył drobnepieniądze, jakie miał w kieszeni i rozważał, czy może sobie nato pozwolić.Zwłoka mniej więcej piętnastu minut nie zrobijakiejś istotnej różnicy i może być czymś więcej niżodświeżeniem się dzięki przypływowi nowej energii, którejzródłem mogłaby być chwila całkowitego odprężenia.Ogolenienie tylko uczyni jego wygląd mniej podobnym do wyglądunieszczęsnego uciekiniera, lecz poprawi nastrój psychiczny, także dorówna zewnętrznemu efektowi zabiegu fryzjera.Zpewnością będzie tam woda sama myśl o tym niemalpchnęła go z siłą odrzutu do wnętrza zakładu i mógłby teżuzyskać sporo informacji& a może nawet dowiedzieć się czegośbardziej światowego, nad czym warto by się zastanowić.Argumenty wirowały w jego głowie przez mikroułamekczasu potrzebnego, żeby je zestawić z sobą, i wybór zostałdokonany w granicach każdej zwykłej decyzji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]