Podstrony
- Strona startowa
- Hamilton Peter F. Swit nocy 2.2 Widmo Alchemika Konflikt
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 2 Korzystaj z nocy
- Przez bezmiar nocy Veronica Rossi
- Smith Martin Cruz Skrzydla nocy
- M. Weis, T. Hickman Smoki zimowej nocy
- Weis M., T. Hickman Smoki zimowej nocy
- Księga Tysišca i jednej nocy (2)
- Księga tysišca i jednej nocy
- Charrette Robert N Wybieraj swych wrogow z rozwaga (3)
- John Murphy Rozdzial 4
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oczkomarcelka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Walka - owszem; zmagania - jak najbardziej, lecz żadnej prawdziwej szansy na uwolnienie się bez szwanku.Coraz więcej bladych, robaczywych ciał z ziemią we włosach wydostawało się spod gruntu - więcej niż mógł zastrzelić Tebulot; więcej niż mogła grotami porazić Same-na czy roztrzaskać Xaxxa.- Do tyłu! Cofamy się! Jest ich zbyt wielu! - krzyknął Kasyx.Wystrzelili jeszcze parokrotnie.Ciała zapłonęły, zaskrzeczały i padły na trawę, skwiercząc jak wypalające się świece.Za nimi pojawiły się jednak następne, blade, rozwrzeszczane; przepychający się tłum, który samą ilością przytłaczał Wojowników Nocy.Wszyscy czworo przekroczyli grań i ruszyli biegiem w dół, ku mechanicznemu miastu.Za nimi zaroili się na grzbiecie wzgórza umarli, wykrzykując aż pod niebo swoją wściekłość i ból.Wojownicy Nocy zdołali dobiec do połowy zbocza, gdy pojawiły się trupy okrążające ich z boków.Tebulot potknął się i zahamował wystrzeliwując silny strumień energii najpierw w lewo, potem w prawo.Przybyło płomieni.W powietrzu zawirowały oderwane, jakby błagające o zapomnienie ręce.Miejscami płonęła trawa, umarli jednak przechodzili przez ogień, nawet jeśli ich ubrania zajmowały się płomieniami.Wojownicy Nocy pędzili galopem.Zbocze przechodziło łagodnie w rozległą, szarą i posępną równinę, na której miejsca spopielone poprzedzielane były kępami dzikiej tymotki.Dalej rozciągało się już mechaniczne miasto.O pół miii od nich mknął po cynowych szynach pociąg z jasno oświetlonymi oknami wagonów, a za nim wznosił się mechaniczny żuraw, tykający głośno przy każdym poruszeniu.Stopy ich zapadały się w pył, lecz byli coraz bliżej zwalistej bryły miasta.Jednak Kasyx, obejrzawszy się stwierdził, że mieli małe szansę, by do niego dotrzeć.Armia martwych zbiegała już ze wzgórza, udało się jej okrążyć niemal całkowicie Wojowników Nocy z lewej flanki, niebawem mieli uczynić to samo z prawej.Kasyx zahamował raptownie.Pozostali przebiegli jeszcze parę kroków i odwrócili się.- O co chodzi? - spytała Samena.- Kasyxie, wszystko z tobą w porządku?- Ależ robimy z siebie głupców! - zawołał Kasyx.- Popatrzcie sami, jak ładnie biegniemy! Robimy dokładnie to, czego chce od nas Yaomauitl!- A co niby innego mamy robić? - zirytował się Xaxxa,- To jest armia!- Tak, Xaxxo, lecz my również nią jesteśmy! Przynajmniej jak długo walczymy razem.- Co chcesz przez to powiedzieć? - odezwał się Tebulot.- To, co sam już kiedyś powiedziałeś.Musimy walczyć razem jak równi sobie.Walczmy więc.Czoło armii martwych było tylko pięćdziesiąt stóp od nich.Tebulot uniósł broń i wystrzelił ładunek, który eksplodując powalił siedem trupów.- Zrobimy tak - powiedział szybko Kasyx.- Wyślę pole siłowe, by przyciągnąć ich wszystkich bliżej.Xaxxo, ty wzlecisz nad ich tyły i tam pozostaniesz.Potem Tebulot wystrzeli w ciebie ładunki, które ty odbijesz swoim ekranem prosto w ich tylne szeregi.Samena tymczasem będzie ich skubać od frontu.Tebulot nie miał zbyt mądrej miny, lecz Kasyx dodał:- Przepraszam, może znów zaczynam się rządzić.Ale jeśli się pospieszymy, powinno to dać rezultaty.- Kupuję - stwierdził Xaxxa.- Wolę już walczyć, niż uciekać - poparła go Samena.- A tamtemu miejscu nie ufałabym ani trochę - skinęła w kierunku mechanicznego miasta.- Zatem załatwmy ich, zanim oni załatwią nas - podsumował Kasyx.- O Boże - zmartwiła się Samena.- Ty też oglądałeś „Posterunek przy Hill Street”?- A co to jest, u licha, „Posterunek przy Hill Street”? - zmarszczył brwi Kasyx.Xaxxa przybrał charakterystyczną dla siebie pozycję i pomknął ponad głowami zbliżających się szybko wrogów.Tebulot przyjął od Kasyxa dodatkową porcję energii i przyklęknął z bronią przy ramieniu, gotów do otwarcia ognia.Samena uzbroiła swój palec w następny grot młócący.Kasyx stanął za nimi.Rozpostarł ramiona i zamknął oczy w głębokim skupieniu, jego zbroja ożyła siecią wyładowań.Najbliższa niego Samena słyszała niski pomruk generatora oznaczający, że Kasyx uaktywnił całą swoją moc.Gdy był już gotów, rozłożył palce i rozedrgana płaszczyzna czystej elektryczności spłynęła na obie strony jak niesamowita peleryna, rozciągając się coraz dalej i szerzej, aż dosięgła przeciwników, którzy usiłowali zajść ich z boków.Z początku ciała runęły prosto na nią, potem zaskrzeczały, zakręciły się i eksplodowały w płonące strzępki.Następne szeregi zawahały się i przebierając nogami, popychając się w panice i krzycząc jeszcze głośniej rzuciły się do odwrotu.Część z nich usiłowała wrócić na wzgórze, Tebulot jednak posłał szybko Xaxxie ładunek energii, ten zaś zanurkował, zakręcił i odbił go w deszczu iskier swą ścieżką energetyczną.Ładunek trafił w ciała niczym deszcz rozgrzanych do czerwoności sztyletów wbijających się w dojrzały ser.Trupy zapłonęły, runęły i popękały na kawałki.Kasyx z wolna zbliżał dłonie tak, że wysyłany przez niego strumień energii zaczął zamykać wrogów między dwoma barierami.Używał pełnej mocy i wiedział, że nie będzie mogło to trwać długo, lecz był to jedyny sposób, by zniszczyć armię Yaomauitla szybko i całkowicie.Wkrótce też skrzeczące truchła spędzone zostały w podłużnie ustawioną gromadę o szerokości kilkunastu stóp.Wkoło płonęły porozrzucane na pylistej równinie ciała.Trupy zawodziły, płakały i rzucały się w rozpaczy.Były martwe, owszem, ale skoro zawiodły Yaomauitla, mogły spodziewać się kary wymierzonej ich duszom.Nie bały się już samej śmierci, lecz zesłania do wiecznej nicości.Yaomauitl był do tego zdolny.Ludzki lęk przed nią jest strachem największym z możliwych.Tebulot strzelał raz za razem, a Xaxxa wywijał w powietrzu pętle, zawroty i odbijał wszystkie ładunki rozdzierające trupy jak błyskawice.Samena stała z wymuszoną pewnością siebie naprzeciw szeregów i raziła przeciwników, rozrywając ich na strzępki salwami dziwacznych grotów, wyposażonych w druty i mnogość haczyków oraz takich, które eksplodowały w ciele, przemykały na wylot do następnego, wybuchały drugi raz i trafiały jeszcze trzecie.Jedno z ciał, wyższe, mocniejsze i mniej przegniłe od reszty, chociaż spod skóry wyglądało mu pół nagiej kości szczeki, wydostało się z płonącego tłumu armii Yaomauitla i kuśtykając ze wzniesionymi dłońmi ruszyło ku Samenie.Samena nałożyła na palec prosty grot, wycelowała i szybkim „zap!” trafiła go w sam środek czoła.Trup zachwiał się i zatoczył, lecz nie ustał w kulawym marszu.Sięgnęła po kolejny grot, upuściła go jednak w popiół.- Sameno! - krzyknął Kasyx.Z chrapliwym okrzykiem trup rzucił się na Samenę, ścisnął ją w przegniłych ramionach i uniósł, usiłując złamać jej kark.Krzyknęła z bólu, okładając pięściami ręce napastnika, lecz choć zdołała oderwać wielkie fragmenty przegniłego ciała, trup trzymał ją mocno i ściskał coraz zapalczywiej.Kasyx czuł jego smród, z obrzydzeniem zauważył, że ilekroć trup wzmagał nacisk, wyciekała z niego żółtoszara ropa.- Tebulocie! - zawołał.Ten odwrócił się błyskawicznie, nie mógł jednak strzelać, by nie trafić Sameny.Xaxxa, który przelatywał nad pozostałością armii trupów, spojrzał zdziwiony, dlaczego Tebulot przestał zasilać go w energię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]